[b]
Z Seefeld - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty[/b]
Bieg wygrała niezawodna Therese Johaug, drugie miejsce zajęła niespodziewanie 19-letnia Szwedka Frida Karlsson, a trzecie Ingvild Flugstad Oestberg. Najlepsza z Polek Izabela Marcisz miała 35. czas, gorszy od zwyciężczyni o dwie i pół minuty. Urszula Łętocha była 56., a Weronika Kaleta 57.
Mimo odległych miejsc Justyna Kowalczyk, asystentka głównego trenera Narodowej Kadry Kobiet Aleksandra Wierietielnego, była umiarkowanie zadowolona z postawy swoich zawodniczek. - Trasa biegu była trudna, składała się z około dwóch kilometrów samego pchania, a u dziewczyn do tego pchania nie ma jeszcze siły. To, co jest bardzo mocne u mnie, u nich na razie zawodzi. Na odcinku, o którym wspominałam, najlepiej było widać, że musimy jeszcze popracować nad siłą - powiedziała mistrzyni olimpijska z Vancouver i z Soczi.
Zobacz także: Toni Innauer o nieudanym występie polskich skoczków. "Powód był prosty"
Marcisz była ewidentnie rozczarowana swoją postawą i miejscem w czwartej dziesiątce. Nie chciała rozmawiać z polskimi dziennikarzami, przeszła obok nich ze łzami w oczach. Kowalczyk nie uważa jednak, by osiągnęła zły wynik.
ZOBACZ WIDEO Jaka będzie przyszłość Horngachera? "Trener już zdecydował"
- Iza bardzo ładnie walczyła. 35. miejsce to wciąż jest ten sam średni poziom, ale gdyby jeszcze przed zimą powiedzieć jej, że będzie 35. na mistrzostwach świata, to świat i ludzie. W czasie treningów na lodowcu drżała, czy w ogóle będzie na tych mistrzostwach. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia i bardzo dobrze. Tego właśnie chcemy. Wiem, że 19-latka ze Szwecji o mały włos wygrałaby złoty medal, ale jak 18-letnia dziewczyna z Polski dobiega na takim miejscu, jest to bardzo dobry wynik - podkreśliła najlepsza polska biegaczka w historii.
- Wszystkie dziewczyny przytuliłam. Wszystkie walczyły - kontynuowała Kowalczyk. - Wera miała swój wielki pojedynek z Kazaszką. Najpierw minęła dziewczynę startującą 30 sekund wcześniej, później to ta dziewczyna wyprzedziła ją. Nie oczekujemy od dziewczyn nie wiadomo czego. Bardzo byśmy chcieli, żeby takie miejsce jak Izki było najgorsze w naszej drużynie, ale potrzeba jeszcze czasu - podkreśliła.
Czytaj także: Apoloniusz Tajner o sytuacji Stefana Horngachera. W poniedziałek było spotkanie
Jednym z pomysłów na poprawę rezultatów Polek jest współpraca ze specjalistą od łyżwiarstwa szybkiego. Na przykład z Wiesławem Kmiecikiem, byłym trenerem m.in. złotego medalisty igrzysk z Soczi Zbigniewa Bródki. Przed laty to właśnie Kmiecik pomagał Kowalczyk doskonalić technikę łyżwową.
- Moim zdaniem pomoc kogoś takiego jest wręcz niezbędna. Pamiętamy, co robiliśmy z trenerem Kmiecikiem, jakie miał spostrzeżenia, i moglibyśmy to próbować kopiować, ale po co to robić, skoro można powierzyć to zadanie specjaliście, który może dostrzec jeszcze więcej, niż wtedy, gdy pracował z nami? Na przykład w "holendrowaniu", czyli biegnięciu łyżwą bez kijków w dół, mają duże zaległości, a jeśli chodzi o ten ruch, trener łyżwiarstwa szybkiego może bardzo pomóc. Pomoże też wypracować specjalistyczną siłę nóg - tłumaczyła czterokrotna zwyciężczyni prestiżowego cyklu Tour de Ski.
Kowalczyk przyjechała na mistrzostwa świata do Seefeld przede wszystkim jako trenerka, ale kilka dni temu wystartowała też w sztafecie sprinterskiej w parze z 17-letnią Moniką Skinder. W biegu na 10 kilometrów nie zdecydowała się wystąpić, ale już w czwartek ponownie stanie na starcie, w sztafecie 4 razy 5 kilometrów.
- W sztafecie będzie bardzo ciężko. Znowu dość duża presja będzie na Monice, która pobiegnie na pierwszej zmianie. Ja będę na drugiej, Iza na trzeciej, a Ula na ostatniej. Bardzo wiele zależy od tego, jak pobiegnie Monika, jaki kontakt będzie miała z tymi sztafetami, z którymi my mamy walczyć o miejsca 8-10, czyli z Czeszkami czy Szwajcarkami, choć te drugie mogą być poza zasięgiem, bo Nadine Faehndrich jest w niesamowitej formie - podkreśliła Kowalczyk.
Początek biegu sztafetowego pań w czwartek o godzinie 13:00.