Sportowe losy Stanisława Michonia nie były takie jak innych zawodników reprezentujących nasz kraj w latach 70-tych i 80-tych. Jego nazwiska nie ma na liście wyników igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata - bardzo szybko postawił bowiem na rywalizację w narciarskich biegach długodystansowych będąc pod tym względem pionierem w naszym kraju.
Zaczęło się od Biegu Piastów - Michoń wygrał już pierwszą historyczną edycję, wówczas rozgrywaną na dystansie 15 kilometrów. Czas pokazał, że nasz narodowy bieg masowy stał się dla niego prawdziwą specjalnością - łącznie zwyciężył w nim aż trzy razy, co do dziś jest osiągnięciem dającym mu czołowe miejsce na liście rekordzistów tej imprezy.
Współpraca działaczy z Polski i Austrii zaowocowała startem Michonia także w Dolomitenlauf, innej słynnej masowej imprezie narciarskiej rozgrywanej na maratońskim dystansie 42 kilometrów. Przezwyciężając wszelkie niezliczone problemy związane z pozyskiwaniem wiz jeździł odtąd po świecie i startował w kolejnych maratonach, z legendarnym szwedzkim Biegiem Wazów na czele. Jako pierwszy Polak w historii wywalczył tytuł Worldloppet Master za ukończenie wszystkich biegów długodystansowych zrzeszonych w federacji Worldloppet. Przez kolejne lata zajmował się praktycznie wszystkim w pojedynkę, choć skandynawscy rywale mieli za sobą całe sztaby pomocników, trenerów i serwismenów.
Po zakończeniu kariery Michoń zajął się pracą szkoleniową, prowadząc m.in. żonę Dorotę Dziadkowiec-Michoń, która także skupiła się na maratonach i w latach 90-tych doszła w nich do wielkich sukcesów, trzykrotnie zwyciężając w długodystansowej odmianie Pucharu Świata. Z zawodem trenera nie rozstał się do końca życia, ucząc narciarstwa kolejne roczniki młodych zawodników. W ślady rodziców poszedł także ich syn, Mariusz Dziadkowiec-Michoń.
Stanisław Michoń zmarł nagle w czwartkowe popołudnie.
ZOBACZ WIDEO: Tajemnicze przygotowania skoczków narciarskich (źródło TVP)
{"id":"","title":""}