Dariusz Tuzimek: Dramat w górach pokazał prawdę o nas samych (felieton)

Facebook / Rafał Fronia / Na zdjęciu: widok na K2
Facebook / Rafał Fronia / Na zdjęciu: widok na K2

Z bolesnej lekcji wyniesionej z Himalajów i Karakorum ważniejsze jest to, że my Polacy potrafimy bohatersko walczyć na szczytach Ziemi niż to, że szczyty nienawiści też nie są nam obce. Choć jedno i drugie celnie opisuje prawdę o nas samych.

W tym artykule dowiesz się o:

Czas jest szczególny. Święta, rodzinne spotkania, rozmowy. Także te niedokończone. Opublikowany na łamach Wirtualnej Polski wywiad Patryka Osowskiego z Anną Solską, żoną Tomasza Mackiewicza - który zginął na Nanga Parbat - być może także dlatego łapie za gardło jeszcze mocniej.

Bo taki to czas. Tomek został na górze, która była jego życiowym wyzwaniem. Miejsce przy świątecznym stole będzie puste. Styczniowa tragedia wraca do nas na nowo, choć z innej perspektywy. Z wywiadu nic nie zdradzę, każdy może go obejrzeć sam. Warto.

Dramatem Mackiewicza i jego rodziny żyła cała Polska. Takich emocji himalaizm nie budził u nas jeszcze nigdy. Nawet po tragedii na Broad Peaku w 2013 roku.
Wbrew pozorom to, co się działo najpierw pod Nanga Parbat, a później pod K2, powiedziało nam prawdę nie tylko o himalaistach, ale także o nas samych.

To była opowieść uniwersalna o współczesnej Polsce, bo przecież myśmy wszyscy - choć oni tam, a my tutaj - w te góry z nimi poszli. Co prawda tylko mentalnie, ale za to bardzo emocjonalnie. Mieliśmy długą, ale mądrą lekcję na trudne tematy: etyka, wolność, poczucie obowiązku, solidarność, ambicje, honor, ludzka krzywda. To była bardzo ważna lekcja, bo z reguły – zagubieni w codziennej gonitwie - nie mamy czasu zastanawiać się nad wyższymi wartościami, zadawać sobie trudne pytania: dokąd w życiu zmierzamy? Co jest dla nas naprawdę ważne?

ZOBACZ WIDEO: Denis Urubko o akcji ratunkowej na Nanga Parbat: "Gdy usłyszałem Revol, byłem taki szczęśliwy"

Były w tej górskiej historii momenty piękne i haniebne. Takie kiedy czuło się dumę, że jest się Polakiem. Bo czyż sprinterski marsz Denisa Urubki i Adama Bieleckiego na Nanga Parbat po Elisabeth Revol nie był czymś w rodzaju szarży ułańskiej? Był! Obaj wspinacze z miejsca zdobyli nasze serca.

Ale były też smutniejsze momenty, jak choćby ta cała "wiwisekcja" przeprowadzona na życiu Mackiewicza. Okrutnie i bez znieczulenia.

To był obraz narodu - dokładny, jak spod mikroskopu - podzielonego, poszarpanego emocjonalnie, gotowego w każdej chwili skoczyć sobie do oczu. Już nie o wrak samolotu, nie o Smoleńsk, ale o prawo do własnych wyborów życiowych, jakich dokonał Mackiewicz. Stopień emocji w komentarzach pokazywał, że potrafimy - jak chyba nikt - kłócić się o wszystko z uporem i siłą godną lepszej sprawy. Okrutne słowa wpisywane pod artykułami były jak sztylety. Raniły nie tylko bliskich Mackiewicza, nie tylko pamięć po nim, ale też raniły uczucia normalnych, stabilnych emocjonalnie ludzi.

Dobrze się stało, że Wirtualna Polska postawiła wówczas tamę temu nekro-hejtowi. Zresztą zasługi portalu są tu dużo większe - o czym mogę bez skrępowania napisać jako autor zewnętrzny.

Otóż biję wielkie pokłony szacunku dla Wirtualnej Polski i Sportowych Faktów, za wszystko co w ostatnich miesiącach zrobił portal wokół tematów wspinaczki, gór, himalaizmu. Choć przecież nie sam sport i wyczyn były w tym wszystkim najważniejsze. Liczyli się ludzie, ich emocje, dramaty.

To było coś, o czym ludzie rozmawiają w domach, autobusach, biurach. I to bez względu na to, czy ktoś ma czy nie ma pojęcie o wspinaczce.

Ekipa spod K2 wróciła pokiereszowana. Nie fizycznie, choć to też, bo przecież były łamane nosy czy ręka. Ale ważniejsze niż pęknięcia kości są pęknięcia duszy. Te rany goją się dużo gorzej. I dużo dłużej.

Po konflikcie w bazie o samodzielny atak Denisa Urubki na K2 opinia w kraju znów się podzieliła. "Sam przeciw wszystkim Polakom" - to obraz, który poruszał wyobraźnię. Ale u wielu komentujących znów poruszył tę zgniłą część mózgów. U nich Urubko spadł z pozycji bohatera z Nanga Parbat do statusu "Ruska", który nie szanuje niczego i nikogo.

Na szczęście nie wszyscy mają zbutwiałe mózgi. Dopiero oglądając w studio Wirtualnej Polski wywiad z Urubką, pojąłem z jakimi emocjami oni tam na górze mają do czynienia. Denis wyglądał na człowieka, którego fizycznie wytargali do spółki ludzie, góry i jego własne ambicje. Nie wszystko co mówił było jasne, nie wszystko było konsekwentne. Czasem pewien wątek zaczynał, ale go nie kończył. Często nie dopowiadał, kluczył, wyraźnie bronił się przed obwinianiem kogokolwiek. Mówił, że nie ma prawa oceniać. Facet, który zaryzykował życie i z cholernej góry sprowadził Eli Revol. On nie ma prawa!

A ci, którzy nosa nie wysunęli poza ekran komputera, nie mają takich obiekcji. Bez wątpliwości "jadą" po Mackiewiczu, Revol, Urubce, Bieleckim, Wielickim. W zależności od tego, kto komu i do jakiej tezy jest potrzebny. Nie pojawia się refleksja, że "a może nie mam prawa, nie byłem w takiej sytuacji, nie znam dobrze tych ludzi, żeby ich oceniać".

Ale nawet jeśli tylko jeden hejter zrozumiał coś z tej lekcji od ludzi gór, to ich wysiłek nie poszedł na marne. Było warto.

Historia spod K2 wcale nie kończy się porażką. Sportowo, jeszcze tym razem, wygrała góra, bo oparła się wspinaczom. Ale najważniejsze jest - jak powiedział Krzysztof Wielicki - że nikt na tej górze nie został na zawsze. Wszyscy przeżyli. Potrafili mądrze przegrać.

Z bolesnej lekcji wyniesionej z Himalajów i Karakorum ważniejsze jest to, że my Polacy potrafimy bohatersko walczyć na szczytach Ziemi niż to, że szczyty nienawiści też nie są nam obce. Choć zarówno jedno, jak i drugie celnie opisuje prawdę o nas samych.

Święta to dobry moment, żeby się zatrzymać, pokusić o refleksję. Stać się lepszym. Nie dać się przy stole podzielić polityce, wrakowi samolotu czy złym emocjom spod K2 i Nanga Parbat. Nie oceniać, nie powiedzieć o innych złego słowa.
Jeśli się czymś dzielić, to tylko święconym jajkiem.

Dariusz Tuzimek
Futbolfejs.pl

Źródło artykułu: