W tym artykule dowiesz się o:
Justin Sedgmen w Zielonej Górze
- Jestem zachwycony z powodu przejścia do Zielonej Góry i nie mogę się doczekać, aby wystąpić w barwach tego zespołu. W piątek 27 maja trenowałem na zielonogórskim torze i włodarze klubu byli pod wrażeniem na tyle, by siąść do rozmów o umowie - mówił australijski żużlowiec po podpisaniu kontraktu z Ekantor.pl Falubazem Zielona Góra.
Zarówno klub, jak i sam zawodnik wiele obiecywali sobie po tym kontrakcie. Sedgmen wystąpił w trzech meczach zielonogórskiego klubu i - delikatnie mówiąc - zawiódł. Co prawda Australijczyk zdawał sobie sprawę, że w PGE Ekstralidze nie będzie łatwo, ale z pewnością spodziewał się, że będzie bardziej skuteczny. Sedgmen punkt zdobył w swoim debiucie w PGE Ekstralidze, kiedy to pokonał Pawła Przedpełskiego. W pozostałych pięciu gonitwach przyjeżdżał do mety na końcu stawki.
Sedgmen nie wykorzystał swojej szansy i najprawdopodobniej w tym sezonie nie wystąpi już w rozgrywkach PGE Ekstraligi. Do treningów wrócił Jarosław Hampel, a do dyspozycji sztabu szkoleniowego ma być również Aleksandr Łoktajew. - Po zawieszeniu do jazdy wraca Aleksandr Łoktajew, a już niebawem gotowy może być też Jarek Hampel. Mając do dyspozycji jednego z tych zawodników, na Sedgmena stawiać raczej nie będziemy. Oczywiście Justin pozostaje do dyspozycji klubu, gdybyśmy mieli jeszcze jakieś problemy kadrowe. Wtedy trener podejmie decyzję, czy lepiej postawić na Sedgmena, czy jednego z juniorów - wyjaśnił rzecznik klubu, Marcin Grygier.
Australijczyk to nie jedyny zawodnik, który swoją postawą pokazał, że nie zasługuje na PGE Ekstraligę. Przed laty zaskakujący był transfer innego żużlowca z Antypodów.
Awaryjny transfer na finał Ekstraligi
Steve Johnston nigdy nie zawojował polskiej ligi. Najlepszy sezon zaliczył w klubie z Łodzi w 1999 roku, kiedy to w dziesięciu meczach wykręcił średnią 1,920. W Ekstralidze zaliczył dwa krótkie epizody. W 2001 roku był zawodnikiem Unii Leszno, gdzie wystąpił w czterech meczach i zdobył z bonusami 14 punktów. Średnia 0,875 nikogo na kolana nie rzuciła i żaden z klubów przez kilka lat nie zdecydował się na zakontraktowanie Australijczyka.
Tak było do 2007 roku, a Johnston pojechał w... finale Ekstraligi! Był to zaskakujący transfer, lecz wówczas Unibax Toruń potrzebował punktującego zawodnika. W rewanżowym finałowym spotkaniu w barwach Aniołów nie mógł wystąpić Ales Dryml, który tego samego dnia miał zaplanowany start w Zlatej Prilbie. Właśnie dlatego zdecydowano się na wypożyczenie Johnstona.
Ten w finale pojawił się na torze dwukrotnie i nie zdobył żadnego punktu. W Toruniu po meczu zaczęto spekulować, czy nie lepiej było dać szansę jednemu z młodzieżowców. To jednak nie jedyny transfer klubu z Torunia, który budzi wątpliwości.
ZOBACZ WIDEO Polonia - Wanda: Zwycięstwo Szczepaniaka na koniec (źródło TVP)
{"id":"","title":"","signature":""}
Edward Kennett i Matej Kus w Unibaksie
W 2013 roku działacze Unibaksu Toruń musieli szukać zastępstwa za kontuzjowanego Chrisa Holdera. Wolnego zawodnika, który będzie punktował na poziomie mistrza świata na rynku transferowym nie było, dlatego zdecydowano się ściągnąć takich żużlowców, którzy jeżdżąc jako tzw. druga linia będą zdobywać kilka "oczek" na mecz.
Jeszcze w czasie, gdy kontuzję leczył Darcy Ward w Toruniu pojawił się Edward Kennett. Brytyjczyk był już dobrze znany w Polsce, debiutował w barwach Włókniarza Częstochowa. Drugim zawodnikiem pozyskanym przez Unibax był Matej Kus. Obaj legitymowali się KSM w wysokości 6,50. To również było istotne, gdyż trzeba było spełnić przepis o minimalnym KSM na drużynę.
Zarówno Kennett, jak i Kus Ekstraligi nie podbili, a ich wyniki pozostawiały wiele do życzenia. Zaliczyli po jednym spotkaniu. Brytyjczyk w trzech biegach zdobył punkt, a reprezentant Czech w dwóch wyścigach nie wywalczył choćby jednego "oczka". Na rundę finałową do składu Aniołów wrócił Ryan Sullivan, który dziesięć miesięcy wcześniej podjął decyzję o zakończeniu kariery. Spisywał się lepiej niż wcześniej wymienieni zawodnicy.
Czasem kontraktowanie słabych obcokrajowców spowodowane było sytuacją finansową w danym klubie.
Obcokrajowcy Unii Tarnów w 2008 roku
Unia Tarnów w 2008 roku zmagała się z problemami finansowymi, co nie pozwoliło na zakontraktowanie gwiazd światowego formatu. Tarnowianie w całych rozgrywkach odnieśli tylko jedno zwycięstwo (nad Atlasem Wrocław) i z hukiem pożegnali się z najwyższą klasą rozgrywkową.
W składzie Jaskółek znalazło się aż siedmiu obcokrajowców, a najlepiej z nich spisywał się Peter Ljung, który na zakończenie rozgrywek legitymował się średnią na poziomie 1,333. Większych zastrzeżeń nie można było mieć również do startującego jako junior Patricka Hougaarda. Duńczyk sezon zakończył ze średnią 1,067 punktu na bieg. Pozostali obcokrajowcy Unii nie przekroczyli granicy punktu na wyścig.
Zawiódł Ales Dryml (średnia 0,778), a nieporozumieniem okazało się zakontraktowanie dobrze radzącego sobie w rozgrywkach Premier League Kevina Doolana. Australijczyk w czterech meczach zdobył 7 punktów (średnia 0,538). Kiepsko prezentowali się również Danił Iwanow (0,875), Peter Juul Larsen (0,500) oraz Tobias Busch (0,400). Niektórzy z tych zawodników już nigdy później nie podpisali kontraktu z klubem z Ekstraligi.
Szansę na start w najlepszej lidze świata słabym obcokrajowcom w poprzednich latach dawał też regulamin.
"Zawodnika z KSM 6,50 na gwałt potrzebuję"
Kilka razy zdarzyło się, że w obliczu spełnienia wymogu regulaminowego dotyczącego minimalnego KSM, kluby zamiast dać szansę jednemu z młodzieżowców, były wręcz zmuszone kontraktować słabego obcokrajowca o średniej 6,50. W takiej sytuacji w 2013 roku był Włókniarz Częstochowa. Wówczas z powodów rodzinnych na mecz nie mógł przyjechać Emil Sajfutdinow, a w DMŚJ musiał wystąpić Michael Jepsen Jensen.
Pierwotnie Duńczyk miał jechać w meczu przeciwko Unii Leszno, ale menedżer kadry w terminie nie zgłosił zmiany i Jepsen Jensen musiał udać się na zawody DMŚJ. W ostatniej chwili udało się wypożyczyć ze Śląska Świętochłowice Olega Biesczastnowa. Gdyby nie to, Włókniarz nie spełniłby minimalnego KSM i otrzymał karę 50 tysięcy złotych oraz jednego minusowego punktu w tabeli.
W podobnej sytuacji w przeszłości był klub z Wrocławia, który musiał ratować się kontraktami z Maksimem Łobzenko czy Tyronem Proctorem. Niewypałem w polskiej Ekstralidze byli również zawodnicy, którzy w swojej karierze startowali w cyklu Grand Prix.
Martina Smolinskiego przerosła Ekstraliga
Od trzech sezonów Smolinski konsekwentnie nie decyduje się na podpisaniu kontraktu z polskim klubem. Po raz ostatni w naszej lidze startował w 2013 roku, kiedy to był zawodnikiem II-ligowego KSM-u Krosno, ale wystąpił tam tylko w dwóch spotkaniach. Niemiec ma za sobą również epizod w Ekstralidze.
W najwyższej klasie rozgrywkowej Smolinski zadebiutował w 2006 roku w barwach RKM-u Rybnik. Wtedy spisywał się niespodziewanie dobrze, wykręcił średnią 1,440, która co prawda na kolana nie powala, ale dla 22-letniego Niemca był to bardzo dobry wynik. Trzy lata później podpisał kontrakt z Unibaksem Toruń, gdzie miał być zawodnikiem oczekującym.
Smolinski doczekał się szansy już u progu sezonu, gdy kontuzji doznał Robert Kościecha, lecz nie wykorzystał jej. W dwóch meczach zdobył punkt (średnia 0,250). Ekstraliga przerosła Niemca pod każdym względem i już nigdy do niej nie wrócił. Dodajmy, że Smolinski w 2014 roku był stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix i zwyciężył jedną rundę w Nowej Zelandii.
Obcokrajowcy nie zawsze notowali tak słabe wyniki, ale i tak ich dyspozycja w wielu klubach pozostawiała wiele do życzenia. Na kolejnej karcie prezentujemy kilka przykładów kolejnych słabych wyników stranieri.
Po otwarciu rynku dla obcokrajowców (2006) w Polsce ścigało się wielu zagranicznych zawodników, których umiejętności pozostawiały wiele do życzenia. Wówczas w Ekstralidze na pozycjach juniorów mogli ścigać się zawodnicy pochodzący spoza Polski, co kluby skrzętnie wykorzystywały, jednocześnie tłumacząc, że zakontraktowanie obcokrajowca jest tańsze niż wyszkolenie polskiego juniora...
W 2006 roku zdarzyło się, że w finale Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych w barwach Atlasa Wrocław wystąpili Filip Sitera i Nicolai Klindt. Obaj w Ekstralidze jako juniorzy spisywali się przeciętnie, ale w MMPPK sięgnęli po brązowy medal. W tym samym sezonie w Ekstralidze z kiepskim skutkiem zadebiutował Denis Gizatullin (średnia 0,833), a kolejne lata pokazały, że zawodnik ten najlepiej czuje się w I lidze.
Rok wcześniej ZKŻ Zielona Góra ratował się z Robertem Kesslerem - Niemcem posiadającym polskie obywatelstwo. Zawodnik ten zdał egzamin na polską licencję, ale w rozgrywkach Ekstraligi zawiódł. Wystąpił w dwóch meczach i zdobył w nich punkt (średnia 0,200). Z kolei w sezonie 2003 kiepsko spisywali się obcokrajowcy walczącej o utrzymanie Polonii Piła. W kadrze klubu z Wielkopolski byli Joe Screen (1,333), Gary Havelock (1,444) oraz Jason Lyons (1,214). Działacze pilskiej drużyny oczekiwali od nich zdecydowanie więcej.