[b]
Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty[/b]: W połowie listopada, kiedy dobiegło końca okienko transferowe, widniałeś w kadrze Orła Łódź. Niespełna miesiąc później trafiłeś do 2. Ligi Żużlowej i zostałeś ogłoszony, jako nowy nabytek klubu z Rawicza. Jak doszło do twojego wypożyczenia?
Oskar Kołak, nowy zawodnik Metalika Recycling Kolejarza Rawicza: Trener Piotr Świderski zadzwonił do mnie i zapytał, czy nie chciałbym spróbować swoich sił w klubie z Rawicza. Wraz z tatą przeanalizowaliśmy ten temat i uznaliśmy, że na tym etapie mojej przygody z żużlem, to bardzo dobra dla mnie opcja.
I to była dla ciebie jedyna możliwa opcja, czy gdzieś tych zapytań było więcej?
To była najlepsza opcja. Cały czas mam możliwość trenowania w Łodzi, ale za wypożyczeniem do Kolejarza przemawiała za mną odległość od miejsca zamieszkania i fakt, że nadal się uczę, tutaj na miejscu.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Mecze w poniedziałki? Ekspert komentuje: "Silniejszy będzie dyktował warunki"
Kiedy rozpoczęła się twoja przygoda z żużlem?
W 2019 roku, ale złamałem rękę i miałem dłuższą przerwę.
Pytam, bo ty licencję żużlową uzyskałeś w ubiegłym sezonie, jako dziewiętnastolatek. To dosyć późno, jak na żużlowca.
Szczerze? To było moje marzenie. Myślę, że gdybym tego nie spróbował, to do końca życia miałbym sobie za złe, że nie skorzystałem z tego, co zaoferowali mi m.in. mój tato, czy wszystkie osoby, które spotkałem na swojej drodze i którym bardzo za to wszystko dziękuję.
I uważasz, że te dwa lata, które ci pozostały, to wystarczający czas, aby nabrać doświadczenia i potem przebić się w gronie seniorów?
Na pewno przede mną dużo nauki i pracy, słuchania rad trenerów oraz podpatrywania lepszych zawodników.
To się zgodzę, ale czy gdzieś tam z tyłu głowy siedzi ta myśl, że twoi koledzy mają np. pięć, a nawet i sześć lat jazdy, a tobie tak naprawdę zostają dwa lata i...
Staram się o tym nie myśleć. Pracuję ciężko nad tym, aby być należycie przygotowanym do sezonu, a w jego trakcie wykorzystać każdą chwilę do tego, aby stawać się coraz lepszym żużlowcem.
W historii żużla mieliśmy kilku zawodników, którzy późno zaczynali swoje kariery, a potem odnosili sukcesy, choćby Jacek Krzyżaniak, Edward Jancarz, Sam Ermolenko. Nawet Wiktor Jasiński udowodnił, że można w krótkim czasie stać się mocnym ogniwem. Czy wśród tych żużlowców są ci, na których się wzorujesz?
Ja mam tak naprawdę trójkę swoich ulubionych żużlowców. Pierwszym z nich jest Adam Skórnicki, którego wiele podpatrywałem, oglądałem wszystkie filmiki w sieci z jego udziałem i odkąd pamiętam, to było u mnie tylko "Pan Adam". Drugim jest Piotr Świderski, a trzecim Henrik Gustafsson, którego również lubię podziwiać poprzez archiwalne nagrania.
O ile obecność obu twoich trenerów mnie nie dziwi, o tyle Henrik Gustafsson już tak. Tacy zawodnicy nie biorą się z "przypadku".
Bardzo podoba mi się to, jaki prezentował styl jazdy na motocyklu, jak przeprowadał akcje na torze. To była magia!
Mieszkasz w małej wiosce pod Poniecem, a stamtąd masz "rzut beretem" do Leszna. Jak to się zatem stało, że trafiłeś do Łodzi?
Pierwsze kroki na żużlu stawiałem w Lesznie, pod okiem trenera Romana Jankowskiego, któremu jestem bardzo wdzięczny za to, że przekazał mi wiele cennych uwag. Do Łodzi trafiłem, dzięki Adamowi Skórnickiemu i nie żałuję tego, bo wiele mi pomógł i jestem zadowolony z tej decyzji.
Znaliście się wcześniej z Adamem Skórnickim?
Świat żużlowy w Lesznie jest mały. Każdy się zna z każdym (śmiech).
Dyplomatyczna odpowiedź. A skąd u ciebie w ogóle zainteresowanie żużlem i chęć spróbowania swoich sił w tym sporcie?
Mój tata (a także chrzestny - dop. aut.) w młodości jeździł, więc w domu zawsze przewijał się temat żużla, zwłaszcza że on sam licencję zdał w leszczyńskim klubie. Ja z kolei zaczynałem od motorynki, potem był cross, pit-bike i skończyliśmy na żużlu.
Jak obecnie wygląda u ciebie sprawa ze sprzętem?
Mam własne motocykle, które są już właściwie przygotowane do sezonu. Czekam jeszcze tylko na koła i na sygnał, że wyjeżdżamy na tor.
I to wszystko pokrywacie z domowego budżetu, czy masz już pierwszych partnerów, sponsorów?
Na początku, to wiadomo, że szło to z naszych prywatnych pieniędzy. Aktualnie współpracuje z firmą pana Przemysława Lomana, za co serdecznie dziękuję. Jednocześnie nie mogę nie wspomnieć i podziękować za pomoc: pani Ani i panu Łukaszowi z Ponieca, firmie Smak-mak, firmie Niko, burmistrzowi Rydzyny oraz panu Krzysztofowi z firmy Turbinex.
Jesteś jednym z nielicznych zawodników, którzy mogą pochwalić się prywatnym torem żużlowym. Skąd pomysł?
Tor to za dużo powiedziane. Raz po prostu pomyśleliśmy z tatą, że fajnie byłoby mieć miejsce do treningów, aby sprawdzić sprzęt czy poprawiać technikę, więc wyrównaliśmy teren i mam możliwość szlifowania umiejętności pod domem.
I jak zapatrywała się na to rodzina?
Przede wszystkim mama odegrała tutaj znaczącą rolę. Dała zgodę na to, abym próbował, ale warunek był oczywiście podstawowy - dobre wyniki w nauce. Zdarza jej się przyjść na tor i popatrzeć, gdy jeżdżę.
A mieszkańcy?
Treningi cieszą się zainteresowaniem wśród mieszkańców. Czasami ktoś przychodzi żeby popatrzeć, zobaczyć motocykl czy dowiedzieć się, jak działa.
Posiadanie takiego toru traktujesz typowo szkoleniowo, by np. uczyć się techniku jazdy w łuku albo momentu startowego, czy bardziej luźno?
Każdy trening, to nowe umiejętności, a tor nigdy nie jest taki sam. Traktuję to treningowo, ale też bez zbytniej przesady. Można tam jednak pojeździć nie tylko żużlówką, ale też pit-bike'm i crossem. Na pewno bardzo fajnie mieć taki tor, bo można się wiele nauczyć, a w moim przypadku nauki nigdy za wiele.
Korzystając z okazji, chciałbym podziękować za wsparcie rodzicom, całej rodzinie i swojej dziewczynie.
Czytaj także:
Ekipa na 330 punktów
Odwiedził Polskę po 25 latach. Ma jeden wniosek