Nowa taktyka - brak zawodnika, czyli skład Marmy-Hadykówki Rzeszów na meczu w Daugavpils

Na pierwszą odsłonę półfinału rozgrywek pierwszej ligi żużlowej w łotewskim Daugavpils, rzeszowianie stawili się w sześciu-osobowym składzie, z juniorem który niedawno zdał licencję i nie wystąpił jeszcze w żadnym biegu na pierwszoligowych torach. Czy rzeszowianie byli tak pewni swego, czy odpuścili jeden z najważniejszych meczów w sezonie?

Wynik 63:27 mówi sam za siebie. Rzeszowianie po raz kolejny ponieśli sromotną klęskę na Łotwie przegrywając niemal w identycznych rozmiarach jak w pierwszym meczu tych drużyn w rundzie zasadniczej. Tym samym pozostali jedyną drużyną w pierwszej lidze która nie zdołała wywalczyć w Daugavpils nawet przysłowiowej "wody", czyli 30 punktów, mimo iż mieli na to dwa podejścia. Jak widać jeźdźcy znad Wisłoka nie wyciągnęli żadnych wniosków z pierwszego lania na Łotwie i identycznie pojechali w drugim meczu. Jedynym wyjątkiem jest Mikael Max, który w pierwszym meczu zdobył zaledwie 1 punkt, a wczoraj zgromadził ich 11, nie jest może to rewelacyjny wynik, ale widać przynajmniej, że jak na profesjonalistę przystało, wyciągnął właściwe wnioski.

Poza Mikaelem Maxem, pozostali zawodnicy, pojechali podobnie jak w pierwszym meczu, choć nie wszyscy "w ogóle pojechali". Chodzi tutaj przede wszystkim o absencję Lukasa Drymla i Camerona Woodwarda.

Oficjalnym powodem absencji Czecha jest odczuwanie skutków upadku z pierwszego meczu przeciwko PSŻ Poznań. Przed meczem rewanżowym z PSŻ-tem, Lukas kontaktował się jednak z rzeszowskim klubem informując, że jeśli jest "koniecznie" potrzebny to może stawić się na ten mecz. Takiej gotowości nie zgłosił jednak 2 tygodnie później przed meczem z Daugavpils. Tym razem poinformował trenera, że występom w Polsce towarzyszy zbyt duża presja, którą udźwignąć może tylko w pełni zdrowy zawodnik. Nie przeszkodziło mu to jednak wystartować w piątek przed meczem na Łotwie w pojedynku ligi angielskiej w barwach Eastbourne Eagles, również w ostatni poniedziałek Czech bronił z niezłym skutkiem barw swojej angielskiej drużyny. Czyli na ligę angielską zawodnik jest zdrowy, natomiast powietrze nad Wisłą działa na niego "chorobotwórczo". Komentarz wydaje się tu być zbyteczny.

W tym samych meczach nad Tamizą wystąpił też drugi nieobecny na Łotwie rzeszowski zawodnik Cameron Woodward. Ten z kolei zgubił paszport na lotnisku w Rydze i musiał zawrócić do Anglii. Niezbyt przekonujące to tłumaczenie, zwłaszcza, że nieobecność na meczu przytrafiła mu się już drugi raz w tym sezonie (po raz pierwszy przed meczem w Grudziądzu). Warto tu przypomnieć, że Australijczyk był najlepszym zawodnikiem wśród "Żurawi" w pojedynku rundy zasadniczej, rozegranym na łotewskim torze.

Nieobecność pozostałych zawodników jest usprawiedliwiona, gdyż nie byli oni po prostu przewidziani na ten mecz. Mateusz Szostek poobijany po finałowym turnieju MDMP w Toruniu, Charlie Gjedde zakończył już sezon z powodu operacji i rekonwalescencji oraz Ales Dryml który nie dostał powołania na ten pojedynek.

Zastanawia nonszalancja działaczy z Rzeszowa którzy nie mogąc liczyć na Lukasa nie powołali na ten bardzo ważny mecz, jego brata. Przecież wiadomo, że żużel to sport nieprzewidywalny a wynik jest często wypadkową splotu wielu czynników (upadki, defekty, taśmy). Warto w tym miejscu przypomnieć, że Ales Dryml był najlepszym zawodnikiem drużyny Czech podczas majowego ćwierćfinału DPŚ rozegranego właśnie na torze w Daugavpils. Ales wygrywał wówczas z większością zawodników miejscowej drużyny którzy startowali podczas tego turnieju. Forma starszego z braci Drymlów nie jest najgorsza o czym świadczy jego trzecie miejsce podczas finału IME w rosyjskim Togliatti, gdzie do zdobycia tytułu mistrzowskiego zabrakło mu tylko zwycięstwa w biegu dodatkowym.

Mimo iż obecność braci Drymlów oraz Camerona Woodwarda prawdopodobnie nie pomogła by rzeszowianom w odniesieniu wygranej, ale na pewno pozwoliłaby uzyskać rezultat pozwalający realnie myśleć o wygranej w dwumeczu. W chwili obecnej sytuacja rzeszowskiej drużyny przed meczem rewanżowym jest delikatnie mówiąc nieciekawa, bo mimo iż w meczu rundy zasadniczej "Żurawie" zdołały odrobić taką stratę, to trudno znowu liczyć na "cud", jakim był rezultat z rundy rewanżowej sezonu zasadniczego. Dziwna jest ta nowa taktyka, czyli dziury kadrowe w drużynie z Rzeszowa na jeden z najważniejszych meczy w sezonie. Wydaje się, że ekipa walcząca o awans powinna dmuchać na zimne i lepiej się zabezpieczać, aby nie dochodziło do sytuacji gdy w decydującej rozgrywce występuje się w tak okrojonym składzie. Trudno odbierać szans rzeszowskiej ekipie przed rewanżem na swoim torze, ale realnie patrząc finał o którym mówiło się nad Wisłokiem po zakończeniu rundy zasadniczej już im chyba nie grozi.