PLUSY
Kolejny odcinek walki o tytuł
Zaczniemy jednak od tego, co w ostatni weekend było dobre. W Vojens obejrzeliśmy kolejną potyczkę Artioma Łaguty z Bartoszem Zmarzlikiem, którzy rywalizują ze sobą o tytuł mistrza świata. Rosjanin od początku 9. rundy Grand Prix imponował szybkością, zaś nasz reprezentant dotrzymywał mu kroku. Wydawało się nawet, że to on jest faworytem finału, bo ustawił się na najlepszym tego dnia polu startowym, czyli pierwszym.
Dość niespodziewanie dobrym startem z drugiego pola popisał się jednak Łaguta. - Powiedziałem wtedy sobie: "zakładam się na Bartka, bo jak tego nie zrobię to będzie ciężko" - opowiadał Rosjanin (zobacz szczegóły ->>). Wygrał i przed dwoma ostatnimi turniejami w Toruniu, które odbędą się 1 i 2 października, ma punkt przewagi nad Zmarzlikiem w klasyfikacji generalnej. To zwiastuje nam kapitalne i emocjonujące zawody na Motoarenie.
Udany powrót po kontuzji
Ostatnio dobiegła końca saga na temat wypożyczenia z Eltrox Włókniarza Częstochowa Bartłomieja Kowalskiego. Juniora chętnie w swoich szeregach widziały kluby z Wrocławia czy Gorzowa, ale musiały one obejść się smakiem, bo trafił on do OK Bedmet Kolejarza Opole.
ZOBACZ WIDEO Buczkowski miał myśli, żeby skończyć z żużlem. Opowiedział o trudnych chwilach
W niedzielę zaliczył on pierwszy od kilku tygodni występ po kontuzji (naderwanie kręgów szyjnych, pęknięty bark, złamana łopatka). W starciu półfinałowym drugiej ligi pomiędzy Kolejarzem a Optibet Lokomotivem Daugavpils był bezbłędny. W czterech startach Bartłomiej Kowalski zdobył 9 punktów z trzema bonusami, a opolanie cieszyli się z okazałego zwycięstwa 68:22. Nie mamy wątpliwości, że Kowalski będzie sporym wzmocnieniem Kolejarza również w finale 2. Ligi Żużlowej. Rywalem drużyny z Opola będzie Trans MF Landshut Devils.
MINUSY
ROW bez broni na wojnie
Pierwszy mecz półfinału eWinner 1. Ligi w Rybniku zakończył się porażką ROW-u 44:45 z Arged Malesą Ostrów. Przed rewanżem prezes Krzysztof Mrozek zapowiadał, że jego drużyna pojedzie do Ostrowa jak na wojnę (przeczytaj całość ->>), co miało zmobilizować zespół i dać sygnał rybnickim kibicom, że ekipa dowodzona przez Marka Cieślaka zrobi wszystko, by awansować do finału i powalczyć o PGE Ekstraligę.
Z szumnych zapowiedzi nic jednak nie wyniknęło. ROW najwyraźniej w drodze na wojnę zapomniał zabrać ze sobą broni. Na dodatek trener miejscowych Mariusz Staszewski przygotował zasieki, które zatrzymały rywala. Na ostrowskim owalu trudno było bowiem odnaleźć się np. Rune Holcie, który jest pierwszoplanową postacią ROW-u w tym sezonie. Po całości zawiedli Kacper Gomólski, Wiktor Trofimow jr i młodzieżowcy. Arged Malesa wygrała aż 59:31, odsyłając ROW z pobojowiska dotkliwie posiniaczony.
Zachowanie i wypowiedź Wiktora Lamparta
Młodzieżowiec otrzymał żółtą kartkę w meczu Motoru Lublin z Moje Bermudy Stalą Gorzów (47:43) za wymachiwanie nogą w czwartym wyścigu w kierunku Marcusa Birkemose. Już samo takie zachowanie zasługuje na naganę, ale Wiktor Lampart jeszcze "dołożył do pieca" swoją wypowiedzią. W rozmowie z Mateuszem Kędzierskim z nSport+ przyznał, że jeździ tak, bo w ten sposób blokuje rywali i poszerza swój obrys na torze.
- Ta wypowiedź dużo bardziej mnie dotknęła niż sama jazda Wiktora Lamparta. Mam taką radę od starszego kolegi, żeby szanować trochę kolegów na torze. Nie możemy się kopać i chciałbym, żeby Wiktor wyciągnął wnioski z tego, że z uśmiechem na ustach mówił, że nikogo nie wywrócił. Tak nie wypada w tym sporcie - ganił go Krzysztof Cegielski (tu przeczytasz cały artykuł - >>).
Kumulacja wypadków
Krytykujemy postępowanie Lamparta, bo już dość w ten weekend naoglądaliśmy się wypadków, po których wstrzymywaliśmy oddech. Takich obrazków jak w Vojens, Rawiczu czy Lublinie nie chcemy oglądać. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że wszyscy poszkodowani mieli dużego farta, bo uniknęli poważnych obrażeń.
Zaczęło się w sobotę w Rawiczu, gdzie Metalika Recycling Kolejarz rywalizował z Trans MF Landshut Devils. W 10. biegu ucierpiał Martin Smolinski, który wypadł za bandę i stracił przytomność. Niedługo potem ją odzyskał i wrócił do parku maszyn o własnych siłach, ale o dalszej jeździe nie mogło być mowy.
Fredrik Lindgren uznał natomiast, że w duńskim Vojens czuwał nad nim anioł stróż. Szwed po tym, jak uderzył w niego Mikkel Michelsen, stracił panowanie nad motocyklem i zawisnął na kierownicy. Żużlowiec nie mógł nic zrobić poza czekaniem, aż uderzy w dmuchaną bandę. Przewieszony przez kierownicę, na plecy przyjął siłę zderzenia. Nawet nie chcemy myśleć, jak to mogłoby się skończyć, gdyby nie dmuchana banda.
Na koniec w Lublinie, gdzie miejscowy Motor właściwie był już pewny awansu do finału PGE Ekstraligi, doszło do wypadku Grigorija Łaguty. Rosjanin zahaczył o tylne koło Szymona Woźniaka na wejściu w drugi łuk i stracił kontrolę nad motocyklem. Łaguta spadł z niego na prawą część ciała, a następnie głową uderzył o tor i z impetem sunął po nim w stronę dmuchanej bandy. Swoją "podróż" zakończył pod "dmuchańcem". Trybuny zamarły w oczekiwaniu na wieści na temat stanu zdrowia kapitana Motoru. Na szczęście tak jak w przypadku Smolinskiego i Lindgrena, informacje są dość optymistyczne.