Można powiedzieć, że Bartosz Zmarzlik w Malilli przeszedł drogę z piekła do nieba. Reprezentant Polski słabo zaczął turniej, notując pierwszy w tegorocznym cyklu bieg bez zdobytego punktu. Później brakowało mu szybkości, a awans do półfinałów zapewnił sobie dopiero w ostatniej serii startów.
- Po pierwszych czterech startach trochę zeszło ze mnie ciśnienie. Pomyślałem, że jutro niedziela, posiedzę z synem i będzie w porządku. Mimo wszystko do końca wierzyłem, że uda się coś znaleźć i faktycznie się udało - przyznał szczerze lider cyklu Grand Prix po zakończeniu zawodów.
Z czego więc wynikała jego kiepska postawa w pierwszych czterech wyścigach? - To był dla mnie bardzo ciężki turniej. W pierwszym biegu rozbiło mnie czwarte pole. Na pierwszym łuku szła taka szpryca, że motor po prostu stawał. To wprowadziło trochę zamieszania. Na początku nie dało się wyprzedzać, przez cztery serie była męka, nie miałem prędkości, a pomysły zaczęły się kończyć. Najważniejsze jednak, że wszystko wyszło tak, jak sobie wymarzyłem - powiedział Zmarzlik w wywiadzie dla stacji Canal+.
ZOBACZ WIDEO Czy Hampel i Lampart mieli pretensje do Kubery?
Dwukrotny Indywidualny Mistrz Świata znalazł właściwe ustawienia w idealnym momencie. Dzięki temu najpierw awansował do półfinału, a w najważniejszych biegach nie dał rywalom żadnych szans.
- Dopiero gdy znalazłem właściwe ustawienia, poczułem się komfortowo. Tor się odsypał i można było rozpędzać się przy bandzie. Robiłem to z takim wyczuciem, a tam generalnie tak ciągnęło, że trzeba było tylko trzymać się mocno, żeby nie wyrwało motoru i uważać, aby nikt nie wyjechał przed koło. Wyszło świetnie i udało się wygrać - wytłumaczył w swoim stylu Bartosz Zmarzlik, który dzięki zwycięstwu w Malilli powiększył przewagę nad drugim w klasyfikacji generalnej Artiomem Łagutą do 3 punktów.
Zobacz także: Żużel. Zmarzlik minimalnie powiększył przewagę! Klasyfikacja generalna cyklu Grand Prix
Zobacz także: "Tu nie będzie żadnej reasumpcji". Zobacz, jak Bartosz Zmarzlik wygrał w Malilli [WIDEO]