Żużel. Przyjaźnili się od zawsze. Bogusław Nowak wspomina Zenona Plecha

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Bogusław Nowak (na wózku) w otoczeniu kolegów ze Stali
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Bogusław Nowak (na wózku) w otoczeniu kolegów ze Stali

W piątek odbyło się PGE IMME im. Zenona Plecha, a w środę w Gdańsku najmłodsi pojadą w turnieju Golden Boy Trophy. Wieloletnią znajomość z Plechem wspomina Bogusław Nowak, który jeździł z nim w Stali Gorzów.

Można powiedzieć, że Bogusław Nowak znał Zenona Plecha od zawsze. - Historia jest bardzo długa i trudno ją opowiedzieć w dwóch słowach. Trzeba zacząć od tego, że w tym samym dniu zapisaliśmy się do szkółki żużlowej Stali, miało to miejsce w maju 1969 roku. Historia jego i moja trwała siedem lat, bo potem on odszedł ze Stali. Wtedy drużyny były przede wszystkim miejscowe i od samego początku utrzymywaliśmy przyjaźń. Wtedy zespoły razem wyjeżdżały na zawody, miały wspólne obozy kondycyjne i cały czas spędzaliśmy razem. To były lata zupełnie inne niż obecne - powiedział były zawodnik Stali Gorzów.

O Zenonie Plechu mówiło się, że jest Złotym Chłopcem. Czy rzeczywiście od początku można było zazdrościć jego talentu? - On od początku miał bardzo dużo upadków, z których nie było jednak kontuzji. To był też duży rozrabiaka na torze, w życiu był duszą naszego zespołu. Wiecznie żartował i rozbrajał nas różnymi żartami sytuacyjnymi, psikusami. To było bardzo ważne, w drużynie taki człowiek musi być. Dlatego Stal miała tyle sukcesów w tym okresie, bo ta drużyna się zgrała i nie było w niej żadnych konfliktów. Dlatego też tym wygrywaliśmy, a do tego była dobra organizacja, mechanicy na wysokim poziomie - zauważył Nowak.

W tamtych czasach zespoły spędzały ze sobą większość dnia. Były też okazje do żartów. - Na pierwszym obozie zrobił mi numer. Po ciężkim treningu w górach spaliśmy tam jak susły. Miałem wtedy "kawalerski wąsik", obudziłem się rano i spojrzałem w lustro, a on ogolił mnie z jednej strony i drugą sam już musiałem. Kiedyś w warsztacie kolega miał metanol, zapalił papierosa i wrzucił zapałkę. Nie widać jak pali się metanol, dopiero zaczęło go parzyć w palce. Wszystko zaczęło się palić i mechanik Maciejewicz chwycił za gaśnicę, a ona zrobiła tylko "psst", bo wcześniej Zeniu spuścił całą zawartość gaśnicy. Robił różne numery i jako duch drużyny rozładowywał wszystkie napięcia po wygranych i po porażkach. Stal bardzo dużo straciła po jego odejściu z Gorzowa - wspomina były żużlowiec.

Kariera Bogusława Nowaka zakończyła się kontuzją, której skutki odczuwa do dziś. Nie przerwało to wspólnej przyjaźni. - Zawsze miałem wsparcie z jego strony i bardzo dobry kontakt. Zenek miał swoją fundację i z jego inicjatywy założyłem swoją, która działa na rzecz byłych zasłużonych zawodników nie tylko z Gorzowa, ale również ze Śląska, z Częstochowy. Do końca byliśmy bardzo blisko i odwiedzaliśmy się nawzajem. On pojechał do Grand Prix, my dwa lata temu przyjechaliśmy do niego do domu i było to bardzo fajne spotkanie. W ubiegłym roku, w maju też widzieliśmy się na stadionie wraz z Jurkiem Rembasem i Ryśkiem Jackowiakiem. Cały czas był Stalowcem i nigdy się nas nie wyparł. Miał swój czas w Wybrzeżu, ale najlepsze wyniki miał w Stali i oba kluby szanował do samego końca - podsumował Bogusław Nowak.

Czytaj także:
Orzeł zremisował w Ostrowie
Polonia lepsza w szalonym meczu

ZOBACZ WIDEO Przyjaźń mistrzów świata. Tomasz Gollob: Bartosza wyróżnia ciężka praca i konsekwencja

Źródło artykułu: