- Czasami zaczynam się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Nie dziwi mnie oczywiście, że komuś zależy na pieniądzach, ale z drugiej strony wyznaje zasadę, że budowane przez wiele lat relacje mają znaczenie - mówi nam prezes Marek Grzyb po decyzji BSI.
Szef gorzowskiego klubu nie ukrywa, że uczestniczył w negocjacjach z przedstawicielami promotora cyklu. Na razie jest rozczarowany ich przebiegiem. - Turnieje Grand Prix odbywały się w Gorzowie od 2011 roku. Po drodze była krótka, roczna, przerwa. Wtedy pieniądze z Gorzowa pasowały firmie BSI. W związku z tym uważam, że należy patrzeć na całokształt współpracy, która była długa i owocna - podkreśla Grzyb.
- Spoglądam na to wszystko na chłodno i zastanawiam się, czy warto było budować te relacje. Pomijam już fakt, że rok temu, kiedy były ogromne problemy z organizacją cyklu, to Gorzów wyciągnął rękę do BSI i wziął na siebie dwie rundy - dodaje szef Moje Bermudy Stali.
Gorzowianie ciągle wierzą, że zorganizują w tym roku jeszcze rundę Grand Prix. - Nie mamy ostatecznej odpowiedzi od BSI. Rozumiem, że nasza oferta cały czas gdzieś leży. Rozmowy nie zostały zamknięte. Po 10 latach współpracy byłoby fajnie sobie podziękować. Liczę, że Paul Bellamy wychodzi z podobnego założenia. Być może się łudzę, ale wierzę, że ten turniej w Gorzowie się jeszcze odbędzie i że przy podejmowaniu decyzji zagrają nie tylko aspekty finansowe - podsumowuje Grzyb.
Zobacz także:
Grand Prix w Lublinie!
Kildemand poznał diagnozę
Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Smektała, Pawlicki i Jabłoński gośćmi Musiała