Żużel. Piotr Pawlicki nie czuje się winny. Jednoznacznie ocenia zajście z Rafałem Karczmarzem

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: moment po upadku Piotra Pawlickiego i Rafała Karczmarza
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: moment po upadku Piotra Pawlickiego i Rafała Karczmarza

Piotr Pawlicki jazdą w meczu Fogo Unii Leszno z Moje Bermudy Stalą Gorzów zapewnił kibicom mnóstwo okazji do dyskusji. W jednej z gonitw Pawlicki doprowadził do upadku Rafała Karczmarza, ale nie poczuwa się do winy za stworzenie zagrożenia na torze.

Gdzie Piotr Pawlicki, tam emocje i kontrowersje. Tak można podsumować otwarcie PGE Ekstraligi w wykonaniu kapitana Fogo Unii Leszno. W niedzielnym spotkaniu z Moje Bermudy Stalą Gorzów doprowadził on do niebezpiecznej sytuacji na torze już w trzeciej gonitwie (szczegóły TUTAJ).

- Sytuacja z Vaculikiem. Tam była moja wina zdecydowanie i powinienem dostać upomnienie albo nawet żółtą kartkę - przyznał Pawlicki w nSport+.

Kilkadziesiąt minut później Pawlicki znów znalazł się na ustach kibiców i ekspertów. W trzynastej gonitwie kapitan "Byków" na wyjściu z pierwszego łuku ostro zaatakował Rafała Karczmarza, po czym obaj upadli na tor. Sędzia wykluczył z powtórki zawodnika gospodarzy, z czym on sam się nie zgadza.

ZOBACZ WIDEO Nawet Grand Prix nie daje takich emocji, jakie teraz będą czekać Unię

- Byłem z przodu i miałem wyprostowany motocykl. Jeśli ktoś nie siedzi na motocyklu, to nie czuje tego tak jak my - ocenił Piotr Pawlicki.

- On się kładzie na mnie i patrzy, że źle kalkulował. Może chciał przyciąć do krawężnika, ale wjechał mi w hak. Ja jechałem swoją linią, od szczytu łuku miałem prosty motocykl. On mi mówił, ze go podciąłem. Odpowiedziałem mu, że nie ma co świrować, że się na mnie położył - dodał zawodnik Fogo Unii podczas analizy wideo w studiu nSport+.

Finalnie leszczynianie przegrali na otwarcie PGE Ekstraligi z ekipą z Gorzowa 42:48. - To jest wkalkulowane w sport. Porażka na własnym torze musiała się kiedyś przytrafić. Lepiej teraz niż później. Jakieś wnioski trzeba wyciągnąć. Pogubiliśmy się na pewno. W moim przypadku dopiero złapałem prędkość pod koniec zawodów - przyznał Pawlicki.

- Trzeba się wziąć w garść. Nie ma co dramatyzować, bo przyjechała bardzo mocno drużyna z mistrzem świata na czele. Gratulacje dla gorzowian. Na Wielkanoc chłopaki zlali nam tyłki, ale to jest wkalkulowane w sport. Nie ma niezwyciężonych drużyn. Nadal jesteśmy Unią Leszno, mocnym zespołem. Zawsze będziemy walczyć do końca - podsumował Pawlicki.

Czytaj także:
Czy będą transfery w Wilkach Krosno?
Znany komentator zakażony koronawirusem

Źródło artykułu: