Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Dlaczego Motor Lublin?
Dominik Kubera, nowy zawodnik Motoru Lublin: To bardzo dobra drużyna. Przed klubem świetne perspektywy. Działacze w Lublinie myślą długofalowo i to mi się podoba. Myślę, że to zdecydowało o tym, że ich wybrałem.
Kończy się w pana karierze ważny etap. Odchodzi pan z macierzystego klubu, w którym wszystko się zaczęło. Ile czasu potrzebowałbym, żeby podjąć taką decyzję?
Powiem szczerze, że było mi bardzo trudno, zanim dokonałem tego wyboru. Takie jest jednak życie. Wychodzę z założenia, że czasami coś musi się skończyć, żeby mogło zacząć się coś innego. Przede mną nowy rozdział sam jestem ciekawy, co mnie czeka. Zapewniam jednak, że decyzji nie podjąłem w godzinę czy kilka dni. To był pewien proces. Głębokie przemyślenia i analizy, które toczyły się w mojej głowie. Oczywiście, nie byłem z tym sam, bo wyboru pomogła mi dokonać rodzina i najbliżsi. To była bardzo dobrze przemyślana decyzja. Wiem, że inaczej nie mogłem zrobić.
Dlaczego? Co przemawiało za odejściem z Leszna?
Tak naprawdę była tylko jedna rzecz, która nie trzymała mnie w Lesznie.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Pawlicki nigdy nie wyobrażał sobie, że może go spotkać taki sezon
Czyli?
Mój wynik sportowy. Drużyna pojechała znakomicie, bo zgarnialiśmy złoto za złotem. Byliśmy prawdziwym kolektywem, w którym każdy się uzupełniał, ale jeśli chodzi o mnie, to byłem z siebie bardzo rzadko zadowolony. Tak było zwłaszcza po występach na domowym torze. To pchnęło mnie do zmiany. Można powiedzieć, że leszczyński tor mi nie leżał.
Czy rozmawiał pan o tym z trenerem Piotrem Baronem, żeby przygotowywał tor inaczej?
Powiem panu szczerze, że to tak nie działa. Liczy się dobro drużyny. Ja starałem się skleić do toru, ale przychodziło mi to z wielkim trudem. Poza tym nie chciałem, żeby coś było robione na siłę, bo ja jeden w zespole tego potrzebuję. To nie powinna się tak odbywać, bo popsulibyśmy całą koncepcję, którą sprawdzała się w tym zespole. Takie ruchy nie miały sensu, więc odszedłem. Czas na nowy rozdział.
Gdyby miał pan wskazać jeden najbardziej pozytywny obrazek z występów w Fogo Unii Leszno, to co by to było?
To byłoby pięć sklejonych obrazków, kiedy wchodzę z kolegami na najwyższy stopień podium i odbieram złoty medal. To pięć puzzli, które składają się w jedno piękne zdjęcie.
Jak zareagowali na pana decyzję działacze Fogo Unii i jaka była reakcja kibiców?
Nie ma sensu się oszukiwać. Trzeba powiedzieć wprost, że dla wielu ludzi był to szok. Niektórzy pewnie nadal nie dowierzają, ale klamka zapadła. Wiele osób bardzo chciało mnie w Lesznie, ale potrzebowałem zmiany i się na nią odważyłem. Kibice mają swoje prawa i odbierają niektóre rzeczy tak, jak chcą. Nie wszyscy rozumieją, że żużel to nasza praca, że zmieniamy ją tak samo, jak inni. Nie odbieram jednak nikomu prawa, żeby nas oceniali. Nigdy się o to nie obrażałem. Czasami mnie to smuci, ale trzeba z tym przejść do porządku dziennego. Kiedyś, gdy byłem młodszy, nieco gorzej radziłem sobie z hejtem. Nie było łatwo mi się z tym pogodzić, ale teraz daję radę.
Jeśli chodzi natomiast o działaczy, to moim zdaniem rozstaliśmy się w zgodzie. Podczas wszystkich rozmów panował spokój. To była szczera dyskusja i czuję, że moja wola została we właściwy sposób uszanowana.
Bartosz Smektała powiedział, że chciałby pewnego dnia wrócić. A pan?
Ja też. Zawsze będę powtarzał, że jestem z Leszna. To się nie zmieni. Tam się wychowałem i wszystkiego nauczyłem. Zdecydowanie chciałbym kiedyś wrócić.
Wróci pan w przyszłym roku. Na jeden mecz. Układał już pan sobie w głowie, jak będzie wyglądać ta wizyta w Lesznie, jak zostanie pan powitany przez kibiców?
Nie myślałem o tym. Mam na to dużo czasu, ale jedno wiem na pewno. To nie będzie spotkanie jak każde inne. Wizyta w Lesznie będzie dla mnie czymś szczególny, jednym z najbardziej wyjątkowych momentów sezonu 2021.
To prawda, że duży wpływ na pana transfer miał Jarosław Hampel?
Kiedy zawodnik zmienia klub, to w głowie pojawia się mnóstwo tematów. Trzeba się z nimi zmierzyć, więc wtedy szukamy w środowisku kogoś, kto już to przeszedł. Najlepiej zdecydowanie bardziej doświadczonego. Z Jarkiem mam od dawna bardzo kontakt. Nie ukrywam, że się spotkaliśmy i szczerze pogadaliśmy. Od razu powiem jednak, że nie próbował mnie na nic nakierować. Po prostu opowiadał o tym, co sam przeszedł, choć oczywiście na temat Motoru nie powiedział złego słowa. Na pewno ta rozmowa mi pomogła.
Czy czuje się pan wygranym przepisu o zawodniku do 24 roku życia? Telefon po zakończeniu sezonu dzwonił jak szalony?
Jeszcze mamy czas, żeby ocenić ten przepis. A czy było wiele telefonów? Nie wiem. Co jakiś czas ktoś dzwonił, ale trudno mi powiedzieć, czy należy to wiązać z regulaminem. Wiem jednak, że wielu działaczy miało plan na okres transferowy, a zmiana przepisów to mocno zweryfikowała. To było widać.
Na koniec chciałbym podziękować prezesom, trenerom, sponsorom i kibicom za fajne lata w Lesznie. Zaczynam nowy etap, ale naprawdę wierzę, że kiedyś jeszcze wrócę i będę bawić was znowu swoją jazdą. Na razie proszę o zrozumienie. Potrzebuję czasu i sprawdzenia się w innym otoczeniu. Dziękuję za wszystko.
Zobacz także:
Witold Skrzydlewski walczył o życie
Życie Timo Lahtiego zmieniło się o 180 stopni