Mirosław Jabłoński: Janusz Stachyra powinien być zawieszony w prawach trenera

Niedzielne derby Wielkopolski dostarczyły sporo emocji. Niestety, wiele działo się tylko poza torem. Co o tych wszystkich wydarzeniach sądzi żużlowiec gnieźnieńskiej ekipy, Mirosław Jabłoński?

- Od samego początku spór toczył się pomiędzy zawodnikami jednej i drugiej drużyny a sędzią, chociaż były żużlowiec, a obecny trener, pan Janusz Stachyra chciał jechać na tak przygotowanym torze. Zawodnicy obu zespołów nie wyrazili jednak na to zgody. Sędzia zawodów ogłosił obustronny walkower i chce nas zawiesić. To dla mnie chore, że człowiek, który nigdy nie siedział na motocyklu żużlowym, ma decydować, czy będziemy łamać kości. Uważam, że trzeba w końcu coś zmienić w regulaminie, ponieważ takiej szopki dawno nie widziałem. Nie wyobrażam sobie, jak można pozwolić na jazdę, kiedy nie chce tego żaden z zawodników. Dziwię się byłemu sędziemu Grand Prix, który po takiej wpadce nie będzie już chyba prowadził tak wielkich imprez - powiedział Mirosław Jabłoński.

Żużlowiec Startu uważa, że ostrowscy działacze chcieli za wszelką cenę rozegrać niedzielny pojedynek. - Zapłacenie czterem zawodnikom zagranicznym za przejazdy to duży koszt. Pan Stachyra słynie z tego, że przygotowuje tor nie pod zawodników swojej drużyny. Rozmawiałem z chłopakami z Ostrowa i żaden z nich nie chce takiego toru, jaki serwuje swoim żużlowcom ten szkoleniowiec. To śmiech na sali. Ten człowiek również powinien być zawieszony w prawach trenera - uważa Jabłoński.

- Zapis regulaminowy o obustronnym walkowerze jest naprawdę śmieszny. Wychodzi na to, że przegrał i Ostrów i Gniezno? Brak mi słów. Nie chcę nawet mówić więcej na ten temat - dodał Jabłoński.

Dlaczego zdaniem naszego rozmówcy tor nie nadawał się do jazdy? - Powiem szczerze, że ja uwielbiam tory przyczepne. Nie lubię startować na twardych nawierzchniach. Przyjechałem tutaj nastawiony na rywalizację na przyczepnym torze. Z pewnością jednak na tor wpuszczono wcześniej bronę, do tego doszły później opady deszczu i w efekcie nie można było tutaj jechać. Wystarczy powiedzieć, że ciągniki miały problem, żeby na nim ujechać, a co dopiero motocykle, które mają 70 koni mechanicznych, ważą 70 kilogramów. My, zawodnicy musielibyśmy to wszystko opanować, jadąc w czterech, a nie samemu. W pojedynkę każdy z nas by tutaj pojechał. W czterech ten tor nie nadawał się jednak do jazdy - wyjaśnia zawodnik gości.

- Uważam, że pan Wojaczek sam wykopał pod sobą dołek. Na pewno będą składane odwołania. Wątpię, że władze polskiego żużla podtrzymają decyzję o obustronnym walkowerze, jeżeli żaden z zawodników nie chciał jechać. Uważam, że niedzielne zawody były jednymi z ostatnich, które pan Wojaczek sędziował w tym roku - dodał na zakończenie Jabłoński.

Komentarze (0)