Po ostatnim tekście oberwało mi się odrobinkę od niektórych prezesów. Byli zbulwersowani, że porównałem ich modele postępowania z zawodnikami do metody na wnuczka. Może rzeczywiście trochę za ostro poleciałem w paru fragmentach. Ale potrafię się zreflektować i lekko uderzyć się w pierś. Nie jestem żadną wyrocznią, wszystkich rozumów nie pozjadałem, choć w całości zdania nie zmieniam Jak ta krowa z przysłowia.
Niemal każdy dzień bez żużla i walki z koronawirusem otwiera nam oczy i zapala światło na wiele spraw pobocznych, które dzieją się wokół niego. W tygodniu np. zasypała nas lawina informacji o tym, że zawodnicy zadłużają się u tunerów, mechaników, sklepach z częściami etc. Krzysztof Cegielski wyrachował, że zaległości wobec wierzycieli oscylują wokół trzech milionów złotych. Na zeszyt bierze też czołówka. Trudne do ogarnięcia, ale najwidoczniej, jak w tekście jednego utworu, ciężko jest żyć lekko.
W czwartkowym #MagazynBezHamulcow przewodniczący rady nadzorczej eWinner Apatora Toruń - Adam Krużyński powiedział wprost, żeby ratować produkt żużlowy całościowo, a nie tylko interesować się PGE Ekstraligą. Nie liczyłem dokładnie, ale podobnych opinii pojawiło się w międzyczasie całe mnóstwo. W bliźniaczym tonie były artykułowane wypowiedzi także i szefów ekstraligowych ośrodków. Wyrażali troskę o inne kluby.
ZOBACZ WIDEO: Zawodnik K-1 opowiada o zakażeniu koronawirusem. "Myślałem o ucieczce z izolatki"
Różnica finansowa pomiędzy poziomami ligowymi w Polsce jest ogromna. Dziura jest nie do zasypania. PGE Ekstraliga odjechała pod tym względem na lata świetlne. Z praw telewizyjnych oraz od sponsora tytularnego ligi kluby otrzymały w sumie 24 miliony złotych, co średnio daje po trzy miliony na łebka.
Krużyński zasugerował między wierszami, tak przynajmniej zrozumiałem, żeby z tego obwieszonego kasą tortu ukroić coś dla niższych szczebli, jeśli 1. i 2. LŻ będzie zmuszona wystartować bez publiczności. Po wieczornym wystąpieniu naszego rządu i wczytywaniu się w kolejne powolne etapy odmrażania gospodarki oraz obostrzeniach dotyczących imprez masowych ten scenariusz jest póki co w teorii najrealniejszy. W praktyce prezesi z zaplecza najlepszej ligi świata nie chcą nawet słyszeć o jeździe przy pustych trybunach. A robienie czegoś wbrew ich woli byłoby niehumanitarne.
Z PGE Ekstraligą problemów nie będzie. Zbyt duże kwoty są do stracenia. Owa pomoc byłaby swego rodzaju kołem ratunkowym rzuconym biedniejszym. Akurat Apator chowany na prywatnych środkach kasowo i organizacyjnie nie odstaje od najlepszych, ale u reszty wpływy z biletów wypełniają nawet i połowę budżetu.
Wskazówka Krużyńskiego z dużą dozą prawdopodobieństwa odbije się od ściany. W czasach zarazy, gdzie liczy się każda złotówka najpierw prezesi będą myśleć o własnym podwórku, a nie o zabawie w Caritas, albo fundację charytatywną pomagającą uboższym. Byłbym bardzo zdziwiony gdyby znalazł się samozwańczy Robin Hood. Dwa kluby barwowo fajnie by się jednak nawet wstrzeliły.
Ekstraliga Żużlowa nic nie musi, prezes Wojciech Stępniewski też, ale telewizja posiadająca prawa do 1 LŻ już np. może. Brakującej kwoty nagle nie wykopiemy w ogródku na działce. Przydałby się dobry wujek z wypchanym portfelem. To dla dyscypliny test na lojalność, powiedzenie sprawdzam, kto idzie z nami, a kto wrzuca wszystko z wyjątkiem PGE Ekstraligi do okna życia. Sam jestem ciekaw, czy zostaniemy z pustymi frazesami już do końca, a może ktoś się zlituje.
Canal+ dostał niezwykłe pole do popisu. - Nadawca mógłby nam pokryć straty, bo w zamian dostanie wygłodniałego kibica, któremu nie pozostanie nic innego, jak kanapa i telewizor - mówi nam jeden z prezesów. - Można by nawet pokazać wszystkie mecze w dowolne dni. Nie wierzę, że w tym roku będzie żużel poza Polską, więc telewizja będzie miała komfortową sytuację. Zresztą powtórki już się przejadły - nie wiem, który to powiedział, ale prawi tak dobrze, że aż bym mu polał. Przecież dla partnera medialnego to sytuacja win-win. Rekordowe słupki oglądalności wystrzelą w kosmos.
Nie wyobrażam sobie, żeby przy jeździe za zamkniętymi drzwiami bezpośrednie zaplecze PGE Ekstraligi nie było pokazywane w całości na szklanym ekranie. W pierwotnej wersji stacja miała transmitować po dwa mecze z każdej kolejki. Reszta wiadomo, bilecik i na żywo.
Szkopuł w tym, że rekompensata to jedno, a promowanie partnerów biznesowych to drugie. Dla kogo te bandy reklamowe na murawie, albo koziołki miałyby być rozkładane? Rzuciłem okiem na plan ramowy trzech pierwszych serii w 1 LŻ. i z wyłączenie notorycznie pomijanego w poprzednich sezonach Lokomotivu Daugavpils najbardziej pokrzywdzona byłaby Unia Tarnów. Już pal licho, że dwa spotkania z jej udziałem odbyłyby się na wyjeździe, ale jednak kewlar też jest słupem reklamowym. Cytując klasyka i biorąc pod uwagę, że szykuje nam się mocno okrojony sezon, każde zawody byłby świętem i siadałoby się do nich, jak do telenoweli.
CZYTAJ TAKŻE: Cykl Grand Prix 2020 zagrożony
CZYTAJ TAKŻE: Mechanicy. Są bici, kopani i zwalniani smsm-em