- Nie jestem facetem, który wyłącznie układa logistykę i szuka sponsorów. Jak trzeba, to staję się psychologiem, czy wręcz spowiednikiem - mówi menedżer Jakuba Jamroga, Paweł Racibor.
- Nigdy nie czułem się menedżerem. Raczej człowiekiem, który sprawia, że zawodnik ma czystą głowę - dodaje Rafał Haj, menedżer 4-krotnego mistrza świata Grega Hancocka.
Menedżer to pojęcie, które w żużlu ma dwa znaczenia. Pierwsze to menedżer drużyny, czyli osoba, która zarządza zespołem w trakcie meczu, dokonując zmian, udzielając rad i wskazówek. Nam chodzi jednak o menedżerów, którzy pomagają zawodnikom w podpisaniu kontraktu z klubem, ewentualnie są z nim prawie każdego dnia i organizują pracę jego teamu.
Czytaj także: Motor zapłaci za szkoleniowe braki?
Żużlowym menedżerem, takim licencjonowanym, może być każda osoba, która ukończyła 21 lat, ma co najmniej średnie wykształcenie i nie została skazana prawomocnym wyrokiem. Jeśli spełnia się te warunki, trzeba jeszcze złożyć wniosek, wnieść opłatę w wysokości 300 złotych rocznie i zobowiązać się do przestrzegania regulaminów PZM i podnoszenia kwalifikacji poprzez udział w szkoleniach prowadzonych przez PZM.
ZOBACZ WIDEO Przepis na sukces Wiktora Lamparta. Junior Motoru przeszedł na wegetarianizm
Wymogi nie są wielkie, ale tylko dwie osoby w Polsce mają licencję menedżerską. Pierwszą jest Sandra Najmrodzka, drugą Adrian Rosiński. Najmrodzka działa na krajowym rynku, pomaga takim zawodnikom, jak Michał Gruchalski i Vaclav Milik. Wciąż też opiekuje się Rafałem Karczmarzem. Ta współpraca może się jednak w każdej chwili zakończyć, bo Karczmarz, choć ma dopiero 21 lat, zapowiedział koniec kariery i mimo kolejnych ofert nie zmienił zdania. Jeśli idzie o Rosińskiego, 28-latka pochodzącego z Grudziądza, to pomaga on żużlowcom podpisywać kontrakty w lidze szwedzkiej.
Pozostali menedżerowie, a jest ich bez liku, działają na dziko. Jest to możliwe, związek tego nie zabrania. Wystarczy, że nie podpisują się pod kontraktami. Menedżerowie bez licencji, podobnie jak często-gęsto pomagający zawodnikom prawnicy, mogą czytać zapisy umów, negocjować kontakty, ale ostatnie słowo należy do żużlowca. To on podpisuje kontrakt i bierze na siebie pełną odpowiedzialność. Jednak już samo przeczytanie umowy przez kogoś, kto ma o tym jakieś pojęcie, pozwala zawodnikom uniknąć wpadki. Oni sami patrzą wyłącznie na cyferki.
Nie ulega jednak wątpliwości, że wszystko wyglądałoby bardziej profesjonalnie, gdyby licencjonowanych menedżerów było więcej i byliby oni współodpowiedzialni za te wszystkie dobre rady i podpowiedzi, jakich udzielają zawodnikom. - Cztery lata temu uczestniczyłem w spotkaniu, którego celem było ukształtowanie przepisów przyznawania licencji dla menedżerów. Nie mam jednak licencji. Jako radca prawny mogę wykonywać czynności wchodzące w zakres działalności menedżera - tłumaczy nam Przemysław Nasiukiewicz, którego agencja działa na żużlowym rynku od 13 lat.
Nasiukiewicz wspomina, jak 4 lata temu, wspólnie z innym menedżerem Krystianem Plechem, złożyli w PZM listę 20 postulatów. - Liczyliśmy na większe sprofesjonalizowanie zawodu menedżera - stwierdza. - Ostatecznie większość postulatów upadła. Nie określono też szczegółowo naszych uprawnień i obowiązków, a także katalogu kwalifikacji niezbędnych do uzyskania zawodu. Poza tym konstytucja zapewnia wolność wyboru i wykonywania zawodu. Związek niczego nie może zakazywać ani ograniczać.
Nasiukiewicz jest bodaj jedynym menedżerem na pełny etat. Inna sprawa, że nie ogranicza się do żużla. Działa też w piłce, a od niedawna w hokeju na lodzie. Pozostali menedżerami są nie tylko na dziko, ale i z doskoku. - Ja to właściwie prowadzę swój biznes, sprzedaję części do motocykli - stwierdza Haj. - A menedżerem nigdy nie byłem. Tak ludzie mnie nazywają, ale ja bardziej uważam się za człowieka, który przez lata robił wszystko, żeby zawodnik miał chłodną głowę. Organizowałem Gregowi sprzęt, silniki i pracę teamu w trakcie meczu.
- Także pracuję zawodowo, a zajęcie menedżera traktuję jako realizację pasji, ale takiej bardzo zobowiązującej - mówi Racibor. - Kiedy rok temu zaczynałem współpracę z Kubą, wydawało mi się, że zimą będę miał mniej pracy, ale teraz widzę, że jest inaczej. Oczywiście najwięcej zajęć jest w trakcie sezonu, gdzie trzeba przy zawodniku być i pomagać mu, kiedy przyjdą trudne chwile. Nie można pozwolić, żeby żużlowiec dusił w sobie problemy, zamykał się, bo to prosta droga do całkowitej utraty formy.
W żużlu obowiązuje układ jeden zawodnik - jeden menedżer. Inaczej się nie da. - Pomagałem dwa lata Milikowi, trzy Smektale, ale nie mogłem z nimi być stale. To było raczej na zasadzie dopasowania silników, jeździłem z nimi sporadycznie - mówi Haj, dla którego najważniejszy był zawsze Hancock.
- Dwóch zawodników trudno ogarnąć nawet, jak jeżdżą w jednym klubie. Wszystko wysypuje się już przy imprezach indywidualnych. Trudno być w dwóch różnych miejscach o tym samym czasie, a żużlowiec jednak musi mieć cały czas kogoś pod ręką. Kłopot może się przecież pojawić dosłownie w każdej chwili i zawodnik musi mieć z kim o tym pogadać - komentuje Racibor.
Nawet Nasiukiewicz, który ma olbrzymią agencję, w chwili założenia pomagała ona blisko 40 zawodnikom, zdaje sobie sprawę, że praca z żużlowcem nie może się ograniczać do negocjowania kontraktu. - Trzeba zaplanować całą ścieżkę kariery, a nade wszystko być człowiekiem od wszystkiego, bo żużlowiec tego potrzebuje. Ideą mojej agencji jest to, by zawodnik mógł się skupić na sporcie. Nie mogę być z wszystkimi na raz, ale w każdym teamie mam swojego człowieka, który za to odpowiada.
Czytaj także: Gala w Monte Carlo. Drabik zgubił walizkę, Zmarzlik rozmawiał o tunerach
W żużlu agencja taka, jak ta Nasiukiewicza jest wyjątkiem. Na szeroką skalę działa może jeszcze tylko Plech, który ma kilku zawodników, a jeszcze dba o marketing Zdunek Wybrzeża Gdańsk i jest w tym wyjątkowo dobry i skuteczny. Poza tym mamy solistów. Artiomem Łagutą zajmuje się Rafał Lewicki, który podobnie jak Haj prowadzi sklep z częściami do motocykli. Z Wiktorem Lampartem jest eks-żużlowiec Rafał Trojanowski. Jacek Trojanowski, brat Rafała, jest prawą ręką 3-krotnego mistrza świata Taia Woffindena. U boku Janusza Kołodzieja jest Krzysztof Cegielski, były żużlowiec, ale i też szef stowarzyszenia zawodników i telewizyjny ekspert.
Ważną rolę na menedżerskiej karuzeli pełnią też rodziny, czy drugie połówki. Fredrik Lindgren kilka dni temu wziął ślub z Caroliną Jonasdotter, która od pewnego czasu negocjowała jego kontrakty. Leon Madsen od dłuższego czasu jest z Magdą Bradtke. Początkowo była ona panią menedżer, teraz para żyje razem, ma dziecko. Żużel ich połączył.