A jak Antonio. Tak kiedyś wołali na Bartosza Zmarzlika koledzy z toru. Dlaczego Antonio? Dlatego, że był podobny do szwedzkiego żużlowca Antonio Lindbaecka.
B jak starszy brat Paweł Zmarzlik. Kiedyś jeździli w parze, teraz Paweł jest kimś w rodzaju szefa teamu mistrza świata. Zajmuje się logistyką, odciąża też Bartosza czasami w tematach medialnych.
B jak buty na wysokim obcasie od mamy. Bartosz nie lubi tej historii, ale faktem jest, że kiedyś chcąc przechytrzyć trenera Stali, przyszedł w takich obuwiu na trening. Zrobił to, bo trener powiedział, że jak nie będzie miał odpowiedniego wzrostu, nie puści go na tor.
ZOBACZ WIDEO Mistrz świata zdradził, ile wydaje na sprzęt. Suma przyprawia o zawrót głowy
Czytaj także: Od Szczakiela do Zmarzlika. Kiedyś 100 tysięcy na trybunach, teraz większe prędkości i pieniądze
C jak Chomski. Klubowy trener Zmarzlika w truly.work Stali Gorzów. Pan Stanisław jest kimś w rodzaju lekarza pierwszego kontaktu. To on również może najwięcej powiedzieć o tym, jak zakręcony na punkcie żużla jest Zmarzlik. Chomski nie raz odbierał w nocy telefon z prośbą zawodnika o przygotowanie toru na następny dzień rano. - Bo chcę pojeździć i potestować motocykle - słyszał.
D jak dom. Ten, w którym mieszka Bartosz, został wybudowany na żużlowym minitorze, na którym zaczynał swoją sportową przygodę. W Stali żartują, że Zmarzlik jest jedynym żużlowcem na świecie, który mieszka właśnie na torze.
D jak dziewczyna, czyli Sandra Grochowska. Narzeczona Bartosza jest kosmetyczką, prowadzi w Gorzowie swój salon. Z żużlowcem jest związana od 9 lat, a ligowe mecze ogląda w towarzystwie mamy mistrza i żony jego brata.
E jak Elitserien. W tym roku był najskuteczniejszym zawodnikiem szwedzkiej ligi. Tylko w jednym biegu nie przywiózł punktu. Sukces trochę na osłodę, bo stracił palmę pierwszeństwa w PGE Ekstralidze na rzecz Leona Madsena.
G jak gadająca papuga. Jej kupno załatwił przez żonę trenera kadry Marka Cieślaka. Na początku mama Bartka chciała zareklamować zakup, bo papuga nie gadała. Cieślak wyjaśnił jednak, że trzeba dać jej czas, nauczyć ją mówić. W końcu się udało. Papuga pyta: co robisz?, jak się masz? Używa też wielu niecenzuralnych słów. Nic nowego. Ta od Cieślaka też klnie niczym szewc.
G jak Gollob. Mistrz Tomasz jest od lat mentorem Zmarzlika. Kiedy ten był małym chłopcem, to Gollob wpuścił go do swojego parku maszyn. Bartosz mógł dotknąć każdej śrubki, o wszystko zapytać. Panowie utrzymują stały kontakt, a Zmarzlik o Gollobie zawsze mówi "pan Tomasz". Na Gali PGE Ekstraligi dziękował mu za dobre rady, których nie można kupić za żadne pieniądze.
H jak Haribo, czyli żelki, które jedli wspólnie z Gollobem. Zmarzlik zdradził, że w czasie, gdy trochę pomagał mistrzowi w boksie, to nie tylko mył motocykle, ale i biegał do sklepu po żelki. One pomagały zawodnikom uzupełnić poziom cukru w organizmie po zwiększonym wysiłku.
K jak kolarstwo. Rower jest od dwóch lat pasją Bartosza. Jak jeździ? W akcji widzieli go nawet zawodowi kolarze i bardzo wysoko oceniali jego umiejętności.
K jak Kowalski Ryszard, czyli tuner Zmarzlika. On robi dla niego silniki, na których zawodnik rok temu został wicemistrzem świata, a teraz zgarnął złoto. Współpraca układa się modelowo, bo Zmarzlik ma sporą wiedzę o sprzęcie i potrafi powiedzieć mechanikowi, co mu nie pasuje i co należy poprawić, żeby jednostki napędowe były szybsze.
K jak Kinice. Rodzinna miejscowość położona 30 kilometrów od Gorzowa. Tam Zmarzlika znają dosłownie wszyscy.
Ł jak łóżko, które ustawił sobie w przydomowym warsztacie. Dzięki temu mógł tam spędzać całe noce. Zresztą w domu rodziców wybrał sobie pokój z oknem na warsztat, żeby wszystko mieć cały czas na oku.
M jak Mini Moris z 1978 roku. Zimą, kiedy nie ma żużla, Bartosz lubi zamknąć się w warsztacie i dłubać przy starych samochodach. Kiedyś pewnie powstanie z tego jakaś kolekcja. Na razie ma 40-letniego Mini Morisa. Do kolekcji Zmarzlików można też chyba zaliczyć 30-letniego Golfa Cabrio, którego odrestaurował brat Paweł.
N jak niedziela. Dla Bartosza oznacza to wizytę w kościele. Jest bardzo religijny. Przed każdym meczem idzie na mszę.
N jak nałogi. Zmarzlik ich nie ma (chyba że za nałóg uznać żużel, bo na jego punkcie jest zakręcony). Nie pije, nie stosuje żadnych używek. Mówi, że nawet słodycze, które uwielbia, odstawił, żeby mieć dobrą wagę.
P jak piskliwy głos. Teraz już nie taki, jak kiedyś, ale złośliwi wciąż czasami mówią o Bartoszu "piszczałka".
P jak pieniądze. Zmarzlik rocznie w PGE Ekstralidze kasuje minimum 2 miliony złotych. Wydaje co najmniej milion, a nawet więcej. I właśnie to czyni go najlepszym na świecie. Zmarzlik nie oszczędza na sprzęcie.
R jak rodzina. Mama wbiła Bartkowi do głowy, że to jest fundament i ten nie rozstaje się z tą myślą. Na każdym kroku podkreśla, że nie byłoby sukcesów, gdyby nie rodzice i brat. Im wszystko zawdzięcza.
S jak szczupaki. Za domem Bartosza jest duże jezioro i tam żużlowiec chodzi łowić szczupaki. Razem z nim ryby łowi jego mechanik Seweryn. Może być też S jak staw, w którym sportowiec trzyma dwa żółwie, kolorowe kaczki i rybki.
S jak Stal. Klub, w którym jeździ od początku kariery i bije kolejne rekordy.
Czytaj także: Rodzinny biznes polskiego mistrza świata
T jak tata. Po nim odziedziczył smykałkę do mechaniki. Paweł Zmarzlik senior to niespotykanie spokojny człowiek. Bartosz strasznie się zdziwił, kiedy na finale GP 2019 jego tata cały się trząsł i nie mógł nalać wody do bidonu. Takiego go jeszcze nie widział. Ten jeden raz nerwy wzięły górę. Warto wspomnieć, że tata kiedyś robił dla Bartosza ramy i silniki. Były one na tyle dobre, że ten korzystał z nich w zawodach ligowych.
W jak warsztat. Kiedyś był zakład ślusarski, gdzie rodzina Zmarzlików robiła haki do okrętów, które zamawiała u nich Stocznia Szczecińska. Teraz mają firmę legalizującą butle gazowe i dwie lakiernie. Cały interes jest na dwóch hektarach powierzchni.
Z jak złoty chłopak. Tak mówi o Bartku jego brat Paweł. Kiedyś była taka sytuacja, że Paweł doznał ciężkiej kontuzji i zła na wszystko mama Dorota, chciała wyrzucić motocykle i zabronić jazdy na żużlu także Bartkowi. Paweł wstawił się jednak za młodym i powiedział mamie, żeby nie karała Bartka za jego błędy. Posłuchała i teraz Paweł może powiedzieć o bracie: złoty chłopak.