Żużel. Od 18 lat budzi się i zasypia z bólem. Dziękuje Bogu za kochającą żonę i prosi o pomoc

Archiwum prywatne / Andrzej Szymański / Na zdjęciu: Andrzej Szymański
Archiwum prywatne / Andrzej Szymański / Na zdjęciu: Andrzej Szymański

- Mojego bólu nie da się opisać żadnymi słowami ani porównać z jakąkolwiek chorobą, czy kontuzją sprzed wypadku. Ból czuję non-stop, całe moje ciało od tego drży - mówi nam Andrzej Szymański, były żużlowiec poruszający się na wózku.

W tym artykule dowiesz się o:

Od wypadku na torze w Rybniku, w którym złamał kręgosłup i stracił czucie, minęło już ponad 18 lat. - Od tamtej chwili, każdego dnia budzę się i zasypiam z bólem, którego nie da się opisać słowami - mówi nam Andrzej Szymański.

- Ciągle męczą mnie napięcia spastyczne nóg, które wybudzają mnie nocą i nie pozwalają ponownie zasnąć - opowiada. - Ból czuję non-stop, całe moje ciało od tego drży. Żeby rano wyjść z łóżka, muszę rozruszać ciało, zmęczyć mięśnie ćwiczeniami biernymi tak, żeby nie stawiało oporu przy zakładaniu ubrań.

Czytaj także: Holta jedną z opcji na wzmocnienie Włókniarza

Wypadek na żużlu spowodował, że jego narządy wewnętrzne nie funkcjonują tak, jak powinny. - W nerce co dwa miesiące wymieniam stent, który ułatwia im pracę. Spastyka, czyli mimowolne skurcze mięśni powoduje problem z fizjologią, co jest moją największą udręką. Każde wyjście z domu powoduje u mnie lęk. Boję się, żeby moje ciało nie spłatało mi jakiegoś figla.

Były żużlowiec nie może podjąć żadnej pracy. Jego jedynym dochodem jest renta w wysokości 1000 złotych. - Dlatego dziękuję Bogu za moją kochającą żonę, za to, że jest dla mnie wsparciem i pomocą. Jesteśmy szczęśliwi, bo mamy siebie. Z drugiej strony są opłaty i rachunki będące prawdziwą kulą u nogi. Wydatków jest tyle, że nie wystarcza mi na rehabilitację. Na dokładkę ceny rosną w takim tempie, że nie widzę perspektyw na poprawę losu - zauważa ze smutkiem Szymański.

Jest uzależniony od tego, czy ktoś zdecyduje się mu dać trochę pieniędzy w ramach organizowanych co jakiś czas akcji. "Jestem Andrzej Szymański, były żużlowiec, którego karierę przerwał ciężki wypadek na torze" - czytamy na stronie zbiórki na pomagam.pl (tu możesz wejść i pomóc Andrzejowi Szymańskiemu). "Doznałem złamania kręgosłupa z uszkodzeniem rdzenia kręgowego i wieloma urazami wewnętrznymi. Poruszam się na wózku inwalidzkim i borykam się z chorobą nerek. Nie jestem w stanie pracować i jestem na rencie w wysokości 1000 złotych. Doradzono mi, aby zmniejszyć koszty życia, powinienem mieć założone panele słoneczne, dzięki którym nie będę miał rachunków za prąd".

Czytaj także: Bunt części kibiców Falubazu. Będzie pusty stadion na meczu o brąz

- Kiedyś pomyślałem, że dobrze byłoby, gdyby PZM i GKSŻ wprowadziły taki przepis, że za zawodników jeżdżących na wózkach odpowiedzialne są ich macierzyste kluby. One mogłyby wypłacać coś w rodzaju renty. Przecież jeździliśmy dla tych klubów i dla kibiców. Dla mnie wiele by to znaczyło, uchroniłoby mnie to przed żebractwem - stwierdza.

ZOBACZ WIDEO Chińczycy chcieli aresztować Buczkowskiego. Za brak wizy

Źródło artykułu: