Niedzielne spotkanie 2. Ligi Żużlowej w Pile zakończyło się skandalem. Po wypadku w szóstym wyścigu sędzia Jerzy Najwer przerwał zawody, a po 45 minutach prac torowych arbiter ogłosił walkowera na korzyść Power Duck Iveston PSŻ-u Poznań. Rozjemca nie przystał na prośby żużlowców obu ekip, by mecz wznowić.
- Od samego początku powtarzałem: przyjechaliśmy do Piły walczyć o jak najlepszy wynik i o zwycięstwo. Sędzia podjął decyzję o walkowerze po bardzo poważnym upadku - mówi Arkadiusz Ładziński, prezes poznańskiego klubu.
Zobacz: Polonia Piła wściekła na komisarza toru! Skandalu można było uniknąć
- Nie chcę komentować decyzji sędziego. Pewne jest to, że my nie chcieliśmy walczyć przy zielonym stoliku, ale tor się rozleciał. On na pewno nie był bezpieczny, było kilka upadków - podkreśla szef Power Duck Iveston PSŻ-u Poznań.
Arkadiusz Ładziński domyśla się, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby Jerzy Najwer i komisarz Grzegorz Janiczak ulegli namowom zawodników, którzy chcieli kontynuować zawody.
- Wiem, jaka prawdopodobnie byłaby sytuacja po ósmym biegu. Jeżeli przewracają się zawodnicy obu drużyn, tor jest niebezpieczny, prawdopodobnie byłoby szukanie ósmego wyścigu, byłaby przepychanka czy jechać, czy nie - stwierdza Ładziński.
Zobacz: Kolejny cyrk i skandal w Pile! Sędzia ogłosił walkowera!
Zdaniem Euro Finannce Polonia, odpowiedzialność za zamieszanie ponosi Główna Komisja Sportu Żużlowego i komisarz Grzegorz Janiczak, który w sobotę nakazał pilanom prace torowe. Po tym wszystkim pilski klub rozważa nawet wycofanie się z rozgrywek.
ZOBACZ WIDEO Co z żużlem w Warszawie? Problemów nie brakuje