Dla polskich żużlowców wyjście Anglii z Unii Europejskiej oznaczać będzie w najgorszym przypadku powrót do starych rozwiązań. Kluby będą załatwiać chętnym pozwolenie na pracę (o ile w ogóle ktoś będzie chciał, bo zarobki na Wyspach są marne) i to w zasadzie wszystko. Gorzej będzie w drugą stronę, bo prócz pozwolenia, być może także wizy, mogą dojść poważne finansowe straty. Niewykluczone, że Anglicy będą zmuszeni przenosić swoje firmy do Polski.
- Mimo wszystko zanosi się na miękki brexit - mówi nam Ryszard Czarnecki, europoseł PiS i kibic żużla. - W ciągu paru miesięcy zostaną ustalone reguły gry. Procedury będą bardziej skomplikowane niż dotychczas, ale identyczne dla obu stron. Nie spodziewam się jednak jakichś większych kłopotów - dodaje, choć patrząc na kolejne posiedzenia brytyjskiej Izby Gmin można mieć duże wątpliwości. Nie brak głosów, że angielska klasa polityczna oszalała i może być różnie.
Czytaj także: Cugowski: Motor pojedzie z pistoletem przy skroni
Dla żużlowców, których rzecz dotyczy, najważniejsze będą regulacje podatkowe. Obecnie obowiązuje między Polską i Anglią umowa o unikaniu podwójnego opodatkowania. To oznacza, że polskie kluby potrącają angielskim zawodnikom 19 procent (wynika to z kolei z regulacji o podatku u źródła), a w swoim kraju dopłacają oni jedynie różnicę między stawką polską i angielską.
ZOBACZ WIDEO Kacper Woryna: Zapełnić trybuny i będzie jeszcze lepsze show
Jeden z prezesów klubu PGE Ekstraligi przekonuje nas, że w przypadku twardego brexitu i braku jakiejkolwiek umowy wyjścia regulacje podatkowe mogą się zmienić tak bardzo na niekorzyść Anglików, że będą oni zmuszeni przenosić swoje firmy do Polski i tu rejestrować działalność, bo tu zarabiają najwięcej. Zwłaszcza jeśli wraz z twardym brexitem zniknęłaby umowa o unikaniu podwójnego opodatkowania, to portfele żużlowców mających firmy na Wyspach zostałyby mocno uszczuplone.
Dodajmy, że wyjście Anglii z UE może być problemem nie tylko dla Taia Woffindena, Roberta Lamberta czy Daniela Bewleya, a więc tamtejszych zawodników jeżdżących w Polsce, ale i dla grupy Duńczyków, która celem uniknięcie płacenia wysokich podatków w swoim kraju przeniosła swój interes właśnie na Wyspy. Jeśli w życie wejdzie czarny scenariusz, będą oni zmuszeni poszukać innego rozwiązania.
Czytaj także: To nie fotomontaż. Wawrzyniak się mocno zaokrąglił
Warto nadmienić, że przeniesienie działalności do Polski nie jest jedynym rozwiązaniem. Są nim także raje podatkowe. Kilku zawodników już teraz ma tam pozakładane firmy. W razie twardego brexitu to grono może się powiększyć.
- Według mnie przenoszenie firm do Polski i rajów nie będzie miało miejsca, bo nie jest to takie proste - komentuje Adam Goliński, prezes Falubazu Zielona Góra i prawnik. - Nie będzie jednak konieczne, bo nie wierzę w to, że znikną umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania. To byłoby szaleństwo. Według mnie bardziej realnym problemem wynikającym z brexitu będzie konieczność załatwiania pozwoleń na pracę i odnawiania ich co roku. Tu trzeba będzie wypracować jakiś system.
.
[QUOTE]Według mnie bardziej realnym problemem wynikającym z brexitu będzie konieczność załatwiania pozwoleń na pracę i odnawiania ich co roku. (Adam Gol Czytaj całość