Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Zapomniał pan już o minionym sezonie czy wyciągnął z niego wnioski?
Paweł Przedpełski, zawodnik forBET Włókniarza Częstochowa: Wnioski zostały wyciągnięte wcześniej. Teraz skupiam się na przyszłym sezonie, do którego ostro się przygotowuję. Nie mam już wpływu na to, co było. Wiem, gdzie zostały popełnione błędy. W nadchodzącym sezonie muszę ich robić jak najmniej.
Zdradzi pan jakie to były błędy? Jakie wnioski?
Zostawię to dla siebie. W żużlu raczej jest tak, że do sezonu zawodnik przygotowuje się indywidualnie. Podobnie jest też w moim przypadku. Sprzętowo, fizycznie i psychicznie ciężko pracuję.
Mówił pan na konferencji prasowej, że chce się jak najlepiej przygotować fizycznie oraz mentalnie. Będą zatem wprowadzone jakieś zmiany w przygotowaniach względem lat poprzednich, czy po prostu motywacja będzie inna?
Na pewno delikatne zmiany będą, bo nigdy nie jest idealnie i zawsze jest co poprawiać. Cały czas się uczę, z sezonu na sezon poznaję nowe rzeczy. Przed nadchodzącym sezonem jestem mądrzejszy o pewne sytuacje, co myślę, że zaprocentuje.
To była najtrudniejsza decyzja w pana sportowym życiu, żeby odejść z macierzystego klubu?
Zdecydowanie tak.
A dlaczego akurat Włókniarz?
Nie będę ukrywał, że rozmawiałem z innymi klubami...
No właśnie, przepraszam, że wejdę w słowo. Mówiło się m.in. o klubach z Lublina i Gorzowa.
W Lublinie nigdy nie byłem na rozmowie. Wiem tylko, że było o tym głośno. W ogóle najbardziej śmieszyło mnie to, że wszyscy przypisywali mnie do Częstochowy, a jeszcze nie byłem tutaj na żadnym spotkaniu, więc to prostuję, ale to jest mniej ważne. Wracając do pytania dlaczego Włókniarz, po wszystkich spotkaniach najlepsze wrażenie na temat rozmów czy wizji całego klubu miałem w Częstochowie. Czuję się tutaj potrzebny, więc będę się starał nikogo tutaj nie zawieść.
Czym pana przekonał Michał Świącik?
Ludzkim podejściem.
I dogadaliście się przy śniadaniu?
Dokładnie tak, konkretnie przy jajecznicy. To było bardzo miłe spotkanie, które nie trwało długo. Krótko, zwięźle i na temat. Przedstawiono mi czego ode mnie klub oczekuje, ja też wyraziłem swoje zdanie. Wspólny język znaleźliśmy bardzo szybko.
ZOBACZ WIDEO Tai Woffinden: Na PGE Narodowym najlepsza atmosfera i pełne trybuny
Postać trenera Marka Cieślaka też miała wpływ na pana decyzję?
Na pewno tak. Marek Cieślak jest postacią w żużlu naprawdę ważną, mam do niego ogromny szacunek. Myślę, że nie tylko ja, a większość zawodników. Osiągnął bardzo dużo jako zawodnik i trener. Ma wysokie poważanie wśród żużlowców.
Liczy pan, że trener pomoże panu odbudować formę? Bo dla przykładu Adrian Miedziński sam mówił, że bardzo wiele dawały mu rozmowy z trenerem Cieślakiem czy to, że obdarzył go dużym zaufaniem.
Będę się starał, dawał z siebie wszystko. Zobaczymy jak to będzie.
Podobno jest pomysł, że trener Cieślak będzie chciał pana podbudować puszczając jako prowadzącego parę. Rzeczywiście jest to takie ważne z perspektywy zawodnika, by zaczynać z teoretycznie łatwiejszych, wewnętrznych pól?
Oczywiście pola w żużlu są ważne, bo sprzęt jest bardzo wyrównany. Myślę jednak, że jeśli zachowam czystą głowę i będzie między nami zawodnikami fajna relacja to wszyscy się dogadają.
Doskonale zna się pan z Adrianem Miedzińskim. Jak to natomiast jest z innymi zawodnikami? Była już okazja porozmawiać?
Tak, ostatnio mieliśmy okazję spotkać się i porozmawiać z Leonem Madsenem. Z nim i z Fredrikiem Lindgrenem jeszcze nie jeździłem w żadnym zespole, natomiast z Matejem Zagarem znamy się bardzo dobrze, bo dwa lata startowaliśmy razem, nawet w jednej parze, w Eskilstunie Smedernie. Z "Miedziakiem" rzeczywiście znamy się długo. Mam nadzieję, że będzie to fajny team i razem osiągniemy dobry wynik.
Prezes Świącik mówi, że trzech zawodników w cyklu Grand Prix w jednej drużynie to powód do radości. Osobiście uważam, że to zwiększa ryzyko kontuzji. A jak to wygląda z perspektywy zawodnika?
Jestem takiego zdania, że chciałbym jeździć, podejrzewam jak wszyscy, jak najwięcej. Często jest tak, że bierze się udział w zawodach po zawodach, nie ma czasu na myślenie, jedzie się z marszu i wówczas wychodzi najlepiej. Myślę, że to jest duży plus, że mamy tylu zawodników z Grand Prix w drużynie. To też pokazuje, że mamy mocny zespół. Będziemy im kibicować. Sam chciałbym się kiedyś znaleźć w Grand Prix.
Tor w Częstochowie słynie z tego, że odbywają się na nim kapitalne widowiska. Brał pan to też pod uwagę? Jak panu się tu jeździ?
Tor jest fajny, naprawdę ściganie jest tu chyba jednym z lepszych w PGE Ekstralidze. Jest sporo linii do jazdy. Nie zawsze jest to wygodne dla zawodnika, który wyskoczy ze startu pierwszy. Musi wówczas uciekać do przodu, bo momentalnie ktoś się pojawia po prawej czy lewej stronie. Mam fajne wspomnienia z tego toru, bo zdobyłem na nim wicemistrzostwo Polski juniorów. Lubię tutaj jeździć.
Na koniec, tak z przymrużeniem oka. Śmialiśmy się na konferencji prasowej ze słynnej przyśpiewki kibiców "kto nie skacze ten z Torunia". Będzie pan skakał?
(śmiech) Moje serce zawsze będzie w Toruniu, więc tu chciałbym też powiedzieć, że tam stawiałem swoje pierwsze kroki i tam nadal będę mieszkał. Jakby nie było, Toruń w serduchu zawsze będzie i... no tak odpowiem (śmiech).