Uczestnik cyklu Grand Prix rozpoczął wielki finał PGE Ekstraligi od zwycięstwa, by w kolejnych dwóch wyścigach przywieźć do mety dwa "zera". Po nich Martin Vaculik wrócił na dobre tory, wygrywając dwie gonitwy. W jego ostatnim starcie bardzo pomógł mu Krzysztof Kasprzak, który wcielił się w rolę... opiekunki do dziecka.
- Niestety pogubiłem się z ustawieniami. Wiemy, jaki był problem, co było widać w moim czwartym i piątym starcie. Gdy dokonaliśmy korekty, którą mieliśmy zrobić, to ponownie byłem szybki. W ostatnim wyścigu bardzo mocno pomógł mi Krzysiek Kasprzak. Czułem się, jakbym jechał z opiekunką, bo dbał o mnie jak o swoje dziecko. Dzięki niemu uratowaliśmy wynik - mówi Vaculik w rozmowie z "Radiem Zachód".
Koniec końców Cash Broker Stal Gorzów pokonała Fogo Unię Leszno 46:44, a Słowak wzbogacił konto gospodarzy o dziewięć "oczek". - Z mojej strony spokojnie mogłoby być 4-5 punktów więcej, gdybym poszedł we właściwą stronę. Tymczasem pogubiłem się. Może do przez warunki pogodowe? Musimy o tym pogadać. W każdym razie cieszymy się z ważnego zwycięstwa - komentuje 28-letni żużlowiec.
Gorzowianie przed rewanżowym spotkaniem finałowym PGE Ekstraligi mają dwa punkty zaliczki nad Fogo Unią Leszno. To niewiele, ale z drugiej strony w tak ważnym dwumeczu każde "oczko" jest niezwykle cenne. - W Lesznie będziemy chcieli pokazać dobry żużel. Nigdzie nie jest napisane, że nie możemy tam wygrać. Szykuje się dobry mecz. Udamy się tam z czystą głową. Byłoby piękne, gdyby o mistrzostwie zadecydował ostatni bieg - podkreśla Vaculik.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: Widziałem w piątce Sajfutdinowa, zamiast Woffindena