Krzysztof Kasprzak: GP Challenge parodią żużla. Tor był zorany

WP SportoweFakty / Paweł Wilczyński / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Paweł Wilczyński / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak na prowadzeniu

Krzysztof Kasprzak jechał na GP Challenge z ogromnymi nadziejami. Tymczasem w Landshut nie zdobył ani jednego punktu. - Zawody okazały się parodią żużla - komentuje reprezentant Polski.

W tym artykule dowiesz się o:

Wicemistrz świata z 2014 nie ukrywał, że jest zdeterminowany na powrót do Grand Prix. Plan na GP Challenge w Landshut był prosty: uplasowanie się w czołowej trójce zawodów, co dawało awans do przyszłorocznej edycji elitarnego cyklu. Życie brutalnie zweryfikowało zamiary Krzysztofa Kasprzaka.

Reprezentant Polski w Landshut nie zdobył ani jednego punktu. W pierwszym wyścigu dojechał do mety na ostatniej pozycji, a w dwóch kolejnych zjeżdżał z toru jeszcze podczas trwania gonitwy. Po trzech seriach startów Kasprzak wycofał się z zawodów, odkładając marzenia o awansie do GP na przyszły rok.

- To były dla mnie najważniejsze indywidualne zawody w tym sezonie, a tak naprawdę okazały się parodią żużla. Tor był zorany, nie nadawał się do jazdy, krótko przed rozpoczęciem turnieju gospodarze dosypali 300 ton nowej nawierzchni, zawodnicy mieli problem, żeby utrzymać się na motocyklach. Liczył się tylko start, o jakiejkolwiek walce na dystansie nie było mowy. Dodatkowo w jednym biegu wyrwało mi do tyłu kolano i nie było sensu kontynuować dalszej jazdy - komentuje Kasprzak w rozmowie ze speedwayekstraliga.pl.

Dzień później, podczas meczu ligowego Grupa Azoty Unia - Cash Broker Stal (38:52), Kasprzak nie przypominał zawodnika, którego kibice oglądali na GP Challenge. 34-latek był nieuchwytny dla rywali, kończąc spotkanie z kompletem punktów.

- To nie jest tak, że w niedzielę byłem innym zawodnikiem, niż w sobotę. Cały czas jestem tym samym Krzysztofem Kasprzakiem, w ciągu 24 godzin nikt się nie nauczy jazdy na żużlu, ani nagle nie zapomni, jak to się robi. W Tarnowie po prostu wygrywałem starty i jechałem do przodu - tłumaczy Kasprzak.

Przypomnijmy, że turniej GP Challenge zakończył się triumfem Janusza Kołodzieja. Oprócz niego do Grand Prix awansowali też Niels Kristian Iversen i Antonio Lindbaeck.

ZOBACZ WIDEO Leszek Blanik: Jak ktoś jest najlepszy, to wygrywa z każdego pola

Komentarze (22)
avatar
Jaskółka_Jasło
3.08.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kasprzak jak zwykle płacze.
Kewlary sobie radziły a "gwiazdor" uciekł w połowie zawodów.
Brak ambicji. 
Mirek WTS
2.08.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Kasprzak- hu..wej baletnicy itd.
Inni jakoś potrafili
Byłem na żywo i nie widziałem żadnych problemów żużlowców biorących udział, ale krzysiowi jak nie pójdzie to wszyscy są winni tylko nie
Czytaj całość
b40sw
2.08.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
To co opowiada Kasprzak to dla mnie jest parodia zuzla! Bylem na Challenge na zywo i widzialem. Tor nie byl przygotowany na ekstralige to prawda, ale 3 godziny przed zawodami bylo oberwanie chm Czytaj całość
avatar
SpartyFan
1.08.2018
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Krzysiek jest jak tata Zenon - albo komplet albo zero :) 
avatar
suarez
1.08.2018
Zgłoś do moderacji
1
3
Odpowiedz
Kasprzak ty płaczku