Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Był pan już mistrzem świata juniorów, zdobył pan medal IMŚ i DPŚ, ale to zwycięstwo to chyba największy sukces w pana karierze i jednocześnie w historii rosyjskiego żużla?
Emil Sajfutdinow: Bez wątpienia, tak. Szczerze powiem, że były to przede wszystkim bardzo ciężkie zawody dla mnie. Szukaliśmy z całym moim teamem optymalnych ustawień. Widać było, że się męczyłem. W dwóch wyścigach miałem świetną prędkość, ale później znowu coś uciekło. W finałowym biegu czułem, że nie jestem szybki, ale skupiłem się na utrzymaniu tej trzeciej pozycji, która gwarantowała nam złoty medal.
[b]
Robert Lambert próbował się panu wcisnąć przy krawężniku...[/b]
Widziałem to i kiedy go tam zamknąłem, zrobiło się trochę luźniej i mogłem odetchnąć. Jestem bardzo szczęśliwy, że to wygraliśmy, bo faktycznie to największy sukces rosyjskiego żużla w historii. Cieszymy się z tego tytułu. To wspaniałe uczucie być mistrzem świata.
Jak w Rosji zostanie przyjęty wasz sukces?
Mam nadzieję, że w końcu nas zauważą w ojczyźnie. W tym cyklu jechaliśmy bez wsparcia federacji. Dziękujemy rosyjskim kibicom za to, że cały czas nas dopingują. Czuliśmy także sympatię polskich fanów. Tak naprawdę jesteśmy w Speedway of Nations tylko dzięki polskim sponsorom. Wspierają nas, bo jeździmy w PGE Ekstralidze. Mam nadzieję, że w końcu zostaniemy docenieni w Rosji przez federację czy Ministerstwo Sportu Rosji. To przecież jest ogromny sukces dla naszej ojczyzny i dla nas osobiście.
Na ten finałowy wyścig taktyka była taka, żeby przyjechać na drugim i trzecim miejscu, które dawało triumf w całych zawodach?
Cały czas była taka taktyka. Mieliśmy świadomość, że podstawa to przyjeżdżać na drugiej i trzeciej pozycji, jeśli nie wygramy startu. Z pól zewnętrznych było ciężko wyjechać. Kiedy nie miało się idealnie dopasowanego motocykla, to w ogóle było trudno o jakieś punkty.
Z perspektywy Rosji pewnie lepszy jest Speedway of Nations niż Drużynowy Puchar Świata?
Na pewno pary są lepsze nie tylko dla nas. Każdy kraj może wystawić dwóch najlepszych zawodników. W drużynowych zawodach tyle nacji nie jest w stanie desygnować do walki czterech czy pięciu zawodników. Nie wszyscy mają tylu dobrych żużlowców, jak Polska, która może nie jedną ręką, ale w miarę łatwo wygrywała seryjnie DPŚ.
Co sądzi pan o dwudniowej formule zawodów?
Była bardzo wyczerpująca. Kosztowały nas sporo sił. Nie mnie oceniać tę formułę. My się do niej dostosowaliśmy. Przyjechaliśmy do Wrocławia zrobić dobrą robotę i nam się udało.
W wyścigu barażowym o finał, kiedy okazało się, że Patryk Dudek jest wykluczony, przejechaliście praktycznie treningowo te cztery okrążenia?
Wiedzieliśmy, że z Artiomem musimy dojechać do mety na 3:3 i tylko spróbować poczuć jeszcze raz ten tor przed finałem, by wybrać odpowiednie ustawienia na decydujący wyścig. Wszystko ułożyło się po naszej myśli. Nie będę się wtrącał w regulamin, bo nie ja o nim decyduje, ale tak szczerze powiem, że nie wiem, dlaczego Patryk Dudek był wykluczony.
Za ostrzeżenie, które otrzymał za dotknięcie taśmy z pierwszego wyścigu piątkowych zawodów?
A to się liczy z dwóch dni?
Wygląda na to, że nie do końca mieliście świadomość regulaminu, według którego startowaliście?
To teraz rozumiem, dlaczego był wykluczony. A co do regulaminu, znaliśmy go, bo podobne zasady decydują w Speedway Best Pairs, gdzie też premiowane jest drugie i trzecie miejsce w parze, a nie pierwsze i czwarte.
ZOBACZ WIDEO Tai Woffinden: Krystyna Kloc i Andrzej Rusko wykonują wspaniałą pracę