Spotkanie barażowe pomiędzy Get Well Toruń a Zdunek Wybrzeżem Gdańsk zaczęło się dla Aniołów rewelacyjnie. Było 15:3 i nic nie wskazywało na to, że goście będą w stanie nawiązać skuteczną walkę. Problemy zaczęły się w szóstym biegu, kiedy to Chris Holder i Igor Kopeć-Sobczyński przegrali 1:5 z parą Mikkel Bech - Anders Thomsen. Australijczyk miał w tym biegu problemy ze sprzętem.
- Wszystko przebiegało dobrze, ale goście prawdopodobnie dopasowali się do toru. W drugim moim starcie motocykl zaczął zwalniać i z każdym okrążeniem było gorzej. W efekcie, obaj mnie wyprzedzili, a ja nic nie mogłem zrobić - mówi rozgoryczony Chris Holder.
Problemy sprzętowe to jedno, ale tak po prawdzie, to kapitan Get Well wyglądał przeciętnie już w pierwszym biegu, kiedy to bez większych problemów pokonał go Kacper Gomólski. W wyścigu numer jedenaście, wspólnie z bratem, znów zaznał goryczy porażki 1:5. Nawet wygrana w przedostatniej gonitwie nie przekonała miejscowych kibiców, którzy kręcili głowami w temacie występu Holdera. Jego przyszłość wciąż jest nieznana. Przed Aniołami decydująca batalia o utrzymanie w elicie, która zdeterminuje w dużej mierze działania klubu.
- Odpowiadaliśmy na ich ciosy i ostatecznie skończyło się czteropunktową zaliczką. Oczywiście, że fajnie by było, jakby ta przewaga była większa, ale najważniejsza jest sama wygrana i czekamy teraz na rewanż. Lubię jeździć w Gdańsku i wiem, że stać nas na wyjazdowe zwycięstwo - podkreśla Chris Holder.
ZOBACZ WIDEO Budowa motocykla żużlowego