W tym sezonie do finału PGE Ekstraligi wjechały drużyny, które pierwsze mecze w play-off rozgrywały na własnym torze, a rewnaże na wyjeździe. W finale również wygrał zespół, który zaczynał od rywalizacji przed własną publicznością.
- Trzeba odwołać się do sfery mentalnej. Przy tak wyrównanym poziomie lepiej bronić niż atakować - mówi nam Jacek Frątczak. - Ostatnie lata pokazują, że jest taka tendencja. Inna sprawa, że za jakiś czas możemy wrócić do innego sposobu myślenia - dodaje menedżer Get Well Toruń.
Niektórzy sugerują jednak, że zwycięzcę rundy zasadniczej należy nagrodzić bardziej. Jak? - Może warto pomyśleć o tym, żeby drużyny, które są wyżej w tabeli miały wybór i mogły zdecydować, gdzie odbędzie się pierwszy mecz - proponuje Frątczak. A krok dalej chce iść Michał Kugler. - Drużyna, która zajmie pierwsze miejsce, mogłaby wybierać rywala i decydować, gdzie rozegra pierwszy mecz. To sprawi, że w rundzie zasadniczej będzie naprawdę o co walczyć. Nie będzie też myślenia w trakcie rozgrywek, jak jechać w ostatnich meczach, żeby na kogoś konkretnego trafić - argumentuje były wiceprezes Stali Gorzów.
Zupełnie inne zdanie na ten temat ma z kolei Krzysztof Cegielski. - Lepiej jest jechać na wyjeździe, ale pod warunkiem, że rewanż u siebie wygra się minimum 10 punktami - tłumaczy. - Nasz największy grzech od lat jest taki, że przewracamy wszystko do góry nogami, bo akurat coś się teraz wydarzyło. Później tendencja będzie odwrotna i znowu będą zmiany. W każdej dyscyplinie najpierw gra się wyjazd, a później mecz w domu. Nie ma sensu nic ruszać. Przyjęło się, że finał to święto dla tego, który był wyżej w tabeli. Niech tak zostanie - podsumowuje Cegielski.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota zachęca do ratowania życia