Część zawodników pojedzie w Togliatti na pożyczonych motocyklach

WP SportoweFakty / Łukasz Łagoda / Leon Madsen
WP SportoweFakty / Łukasz Łagoda / Leon Madsen

Wynik sobotniego Grand Prix Challenge w Togliatii jest wielką niewiadomą. Głównie z racji tego, że niektórzy zawodnicy nie zabrali do Rosji swojego sprzętu i zamierzają jechać na motocyklach pożyczonych od gospodarzy.

Pisaliśmy już o kłopotach sprzętowych zawodników startujących w Grand Prix Challenge w Togliatii. Praktycznie nikomu nie spodobała się opcja FIM, który chciał zorganizować konwój sprzętu z Daugavpils. Craig Cook stwierdził, że z Manchesteru do Daugavpils ma 2000 kilometrów, więc nie opłaca mu się wozić tam motocykli. Zresztą musiałby podróżować na Łotwę dwa razy, bo później musiałby odebrać stamtąd swój sprzęt.

Nic dziwnego, że żużlowcy postanowili radzić sobie na własną rękę. Część z nich zamierza pożyczyć motocykle na miejscu, od rosyjskich zawodników. Patryk Dudek wybrał opcję ekonomiczną i zabrał silnik na pokład samolotu. Wielu żużlowców skorzystało z oferty częstochowskiej firmy Speed Car, która zawiozła do Togliatti maszyny Leon Madsena, Michaela Jepsena Jensena, Petera Kildemanda, Mateja Zagara, braci Przemysława i Piotra Pawlickich, Vaclava Milika i Mateusza Szczepaniaka.

Speed Car zastąpił niejako One Sport, bo wcześniej pojawiła się opcja, by toruńska firma (trzy razy organizowała transport sprzętu i zawodników do Togliatti przy okazji SEC-a) do spółki z Janem Ząbikiem zajęła się tym tematem. Prosili nawet o to sami zawodnicy. One Sport nie wszedł jednak do gry. Istniały obawy, że jak coś nie pójdzie zgodnie z planem, to potem BSI, promotor cyklu GP, będzie mieć wielkie pretensje.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody dla PGE Ekstraligi (WIDEO)

Źródło artykułu: