Bartłomiej Jejda: Święta po żużlowemu

Lany poniedziałek coraz bliżej. Wielkanocny zając już zastanawia się komu podarować kolorową pisankę, a komu zbuka. Tymczasem święta mające upłynąć pod znakiem rodzinnej atmosfery, mające stanowić czas pojednania i radości, niejednokrotnie stają się pełne kłótni oraz sporów. Szczególnie dla kibiców żużla.

W tym artykule dowiesz się o:

Oto żona przy wielkanocnym śniadaniu chce poczuć czar świąt - w końcu po to pichciła kilka dni najróżniejsze przysmaki, a okazuje się, że wszystkie rozmowy prowadzone przez męża i synów toczą się wokół ostatniej ligowej kolejki. Kobieta liczy naiwnie na pochwałę swoich wypieków, a mężczyźni pod niebiosa wychwalają, owszem, ale ulubionego zawodnika, który jutro na pewno pokaże na co go stać.

Zamiast świątecznego obiadu w rodzinnej atmosferze niewiasta jest świadkiem ożywionej dyskusji na temat rundy kwalifikacyjnej do jakiegoś Grand Prix. Dysputa schodzi na temat potencjalnych szans uczestników tego cyklu w nadchodzącej edycji. Kto wygra? Może wreszcie Gollob? Znowu Pedersen? Przeszkodzić może mu Crump. A co z wiecznie młodymi Jonssonem i Andersenem? Nie wiadomo. Jest jeszcze nieobliczalny Sajfutdinov i oczywiście nasze asy. Konkluzja jest prosta - każdy ma swojego faworyta, a co najmniej połowa zawodników może namieszać w cyklu.

Może chociaż wieczór będzie udany. Przychodzą goście. Niestety, płonne są nadzieje biednej kobiety. Nawet babcia Stasia włącza się do rozmowy mężczyzn na temat poniedziałkowej serii pojedynków. Okazuje się, że niegdyś zakochana była w jednym z zawodników. Zamiast wspomnień 33 roku następuje cofnięcie 40 lat wstecz. O, zgrozo!

Od rana następnego dnia - po tradycyjnym polewaniu, męska część rodu mówi coś o preparowaniu(skąd oni znają takie słowa?) toru, o tym, że nie należy za bardzo polewać nawierzchni. Jak to nie? - dziwi się kobieta, mamy przecież lany poniedziałek!

Popołudnie. Kobieta żużlowego kibica licząca na świąteczny spacer ma dwa wyjścia:

- wybrać się na stadion jeżeli ukochana drużyna jest gospodarzem meczu

- zasiąść z mężem i synami przed telewizorem jeżeli mecz jest na wyjeździe, a świąteczne wydatki nie pozwoliły na eskapadę przez pół Polski.

Oba rozwiązania są niefortunne dla mężczyzny. Ile można odpowiadać na pytania średnio zorientowanej w sprawie małżonki: o co chodzi? Przecież już nieraz Ci tłumaczyłem! A kim jest ten pan co macha chorągiewkami? Dlaczego za każdym razem inną? Czemu akurat 4 okrążenia? O co chodzi z tą rezerwą taktyczną? Te traktory też się ścigają? Ile to może trwać? Zaraz M jak miłość, oddawaj pilota! Jak wiele razy można słuchać, że luba woli siatkówkę: czysto i zawodnicy mniej ubrani, a ten Wlazły to taki przystojniak... Na nic zdają się tłumaczenia, że oto tutaj przed nią stoją prawdziwi herosi, XXI-wieczni gladiatorzy... I tak woli Wlazłego.

Kobiecie nie pasjonującej się żużlem nie jest łatwo. Przecież przed telewizorem nikt nie zobaczy nowej fryzury, a na stadionie się zniszczy, bo kurzą skurkowańce. Jeszcze dziecko płacze - chciałoby zostać zlane przez polewaczkę, a dzielny ochroniarz nie pozwala przymykając jednocześnie oko na podchmielonego pana wznoszącego niecenzuralne okrzyki.

Panowie, ja wiem, że chcielibyśmy spędzić święta jak Bóg przykazał - to znaczy po żużlowemu, ale to wszystko co napisałem źle o nas świadczy. Pamiętajmy o rodzinie, o tym, że święta mają nas jednoczyć, że na następne przyjdzie nam czekać kilka miesięcy. Mecz, wiadomo - rzecz święta, ale nie zapomnijmy pochwalić małżonki za pyszne ciasta, porozmawiajmy o życiu, o przyszłości, zapytajmy co chciałaby zrobić w poniedziałkowe popołudnie, a potem... zabierzmy ją na stadion.

Z najlepszymi życzeniami - aby żadna z drużyn nie doświadczyła lania, a święta minęły w spokojnej, rodzinnej atmosferze

Bartłomiej Jejda

Komentarze (0)