Darcy Ward: Musimy modlić się za Golloba

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Tomasz Gollob i Darcy Ward
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Tomasz Gollob i Darcy Ward

- Jeździłem z Tomaszem Gollobem w Toruniu i mieliśmy naprawdę dobre relacje. To przykra sprawa. Musimy się za niego modlić - mówi nam Darcy Ward. Australijczyk jak mało kto wie, co czuje obecnie Tomasz Gollob.

23 sierpnia 2015 roku świat obiegły przerażające wieści. W piętnastym biegu meczu pomiędzy SPAR Falubazem Zielona Góra a MRGARDEN GKM-em Grudziądz bardzo groźny upadek zaliczył Darcy Ward. Australijczyk ambitnie ścigał prowadzącego Artioma Łagutę. W pewnym momencie jeździec z Antypodów zahaczył o motocykl Rosjanina i z impetem uderzył w tor, a następnie w bandę. Serca kibiców zamarły. Po koszmarnym wypadku do Warda podbiegły służby, których reakcje od razu wskazywały na to, że sprawa jest poważna.

Australijczyk zgłaszał, że nie czuje nóg. Zawodnik klubu z Winnego Grodu błyskawicznie został przetransportowany do szpitala, gdzie przeszedł badania. Niestety, wieści, jakie docierały do kibiców z placówki medycznej, były koszmarne. Przerwanie rdzenia kręgowego, uszkodzenie kręgów szyjnych C6 i C7 oraz kilka urazów pobocznych. To oznaczało koniec żużlowej kariery Warda. Oczywiście nie ta wiadomość była najgorsza. Najtragiczniejsze były informacje, że Australijczyk do końca życia może nie odzyskać czucia od pasa w dół. Ward jak nikt wie, co czuje teraz Tomasz Gollob, który w ostatnią niedzielę miał poważny wypadek na motocrossie.

Mateusz Domański, WP SportoweFakty: Jak przebiega pańska rehabilitacja? Może pan powiedzieć, jak wyglądają pańskie ćwiczenia? 

Darcy Ward: Rehabilitacja przebiega dobrze. Jest to ciężki proces, więc postępy przychodzą bardzo powoli. Wykonuję wiele różnych ćwiczeń, które pozwalają wzmacniać moje ciało i rdzeń. Korzystam z bieżni - mam wówczas założony specjalny pas, który mnie wspiera. Ponadto kupiłem rower z napędem ręcznym i użytkuję go każdego dnia, kiedy przebywam w domu.

ZOBACZ WIDEO Trener nie ma pretensji do sędziego. W Łodzi mogło dojść do katastrofy

Jak prezentują się pańskie postępy w rehabilitacji? Są jakieś nowe diagnozy lekarzy?

Obecnie nie widuję się z lekarzami. Staram się odzyskać jak największą siłę i wytrzymałość - oczywiście na tyle, na ile pozwala mój uraz. Nic się nie zmieniło od momentu postawienia ostatniej diagnozy. W dalszym ciągu nie mam całkowitego czucia.

Czy czasami wraca pan do dnia tego feralnego upadku? Czy może próbuje pan całkowicie się od tego odciąć i o nim zapomnieć?

Nie myślę o tym dniu, ale rozmyślam na temat tego, jak wpłynął on na moją przyszłość. Nie jest ona taka, jak tego chciałem. Miałem zamiar osiągnąć wiele rzeczy, ale nie miałem ku temu okazji. Doskonale pamiętam, jak leciałem na pierwszy turniej Grand Prix. To jest naprawdę ciężkie, szczególnie, gdy mam przyjaciół w tym sporcie. Jest mi bardzo smutno, kiedy myślę o tym, co mi się przydarzyło. To był dzień, który zakończył moją jazdę na żużlu. Bardzo mnie to boli. Teraz mógłbym płakać każdego dnia, ale wiem, że to nie pomoże i niczego nie zmieni. Muszę mieć pozytywne nastawienie.

Co pan czuł w pierwszych chwilach po upadku? To musiało być straszne.

Od razu po moim wypadku czułem, że dzieje się coś złego. Nie miałem jednak pojęcia o co chodzi. Tydzień po tym upadku ból był tak ogromny, że nie potrafiłem o niczym myśleć. Po tym czasie zacząłem rozumieć i godzić się z tym, co się wydarzyło. Cieszę się, że mam wokół siebie wielu ludzi, którzy dają mi wsparcie.

Fatalny wypadek zakończył pańską karierę. Wiem, że miał pan wiele marzeń i celów. Co pan czuł, kiedy stało się jasne, że już nigdy nie wystąpi pan w zawodach żużlowych?

Byłem bardzo zły, wręcz wściekły. Nie potrafiłem zrozumieć, czym sobie zasłużyłem, co zrobiłem tak złego, że ten uraz przydarzył się właśnie mi. Żałuję, że nie ma jakiejś metody, aby jeszcze bardziej mi pomóc. Miałem naprawdę wielkie marzenia i cele. Wierzę, że mogłem je osiągnąć. Wkładałem w ten sport wiele pracy, wszystko zmierzało we właściwym kierunku, ale chyba po prostu to nie było mi dane...

Jak teraz wygląda pańskie życie? Domyślam się, że w dalszym ciągu śledzi pan zawody żużlowe.

Funkcjonuję całkiem dobrze. Jestem na bieżąco ze wszystkimi wiadomościami ze świata żużla, wciąż mi tego brakuje. Często oglądam różne mecze w serwisie YouTube, sprawdzam również wyniki. Ponadto co tydzień rozmawiam z Chrisem (Holderem - dop. red.) i Nickiem (Morrisem - dop. red.), którzy napełniają mnie różnymi wiadomościami. Ponadto czasem, kiedy widzę dobre wieści, tłumaczę sobie na język angielski newsy z portalu WP SportoweFakty. Żyję z dnia na dzień. Jestem całkiem szczęśliwy z różnych powodów. Cieszę się też, że mogę spędzać czas z Lizzie (Turner, partnerka Warda - dop. red.) i widywać się z moimi przyjaciółmi.

Otrzymał pan wielkie wsparcie z całego świata. To musiało być budujące.

Zgadza się, wsparcie płynące z różnych stron jest dla mnie niesamowite. Nigdy nie pomyślałbym, że będzie ono tak duże. Wielu ludzi mi pomogło, kiedy przeżywałem bardzo przytłaczające chwile. Jestem im za to niesamowicie wdzięczny!

Ostatnie dni są bardzo ciężkie dla wszystkich sympatyków speedwaya. Światem wstrząsnęła wiadomość o fatalnej kontuzji Tomasza Golloba. Z pewnością do pana też dotarły te wieści.

Każdy wypadek to straszna wiadomość. Jestem bardzo zasmucony, że kolejny żużlowiec doznał ciężkiej kontuzji. Jeździłem z nim w Toruniu i mieliśmy naprawdę dobre relacje. To przykra sprawa. Rozmawiałem na ten temat z wieloma ludźmi. Mam nadzieję, że będzie dobrze i jego leczenie oraz rehabilitacja przebiegną pozytywnie. Są oznaki, że Tomasz może odzyskać czucie, więc musimy się za to modlić!

W minionych sezonach nie brakowało groźnych upadków na torach żużlowych. Oprócz pana, ciężkiego urazu nabawił się Witalij Biełousow, a wypadek Krystiana Rempały zakończył się jego śmiercią. Ma pan jakiś pomysł, co należałoby zrobić, aby żużel był bezpieczniejszym sportem?

Wszystkie wypadki różnią się od siebie - jedne bardziej, inne mniej. Po prostu jest to bardzo niebezpieczny sport - wszyscy zawodnicy i widzowie o tym wiedzą. To jest tragiczne, gdy dzieje się coś złego, ale niestety, wiemy, jakie ryzyko podejmujemy. Jest to poniekąd wpisane w ten sport. W tej chwili nie mam pomysłu, co można by jeszcze zmienić, aby było bezpieczniej.

Źródło artykułu: