Informacja po dojściu do porozumienia z Tomaszem Gollobem pojawiła się zaskakująco szybko. Czy trudno było zatem przekonać najlepszego polskiego żużlowca do obniżki kontraktu? - Tomasz Gollob poza faktem, że jest wspaniałym człowiekiem, o czym niejednokrotnie wspominałem, jest również doskonałym ekonomistą. Bez przesady mogę również powiedzieć, że jako osoba, która od wielu lat prowadziła różne interesy, nie wahałbym się przed powierzeniem mu spraw ekonomicznych mojej firmy. Tomek doskonale rozumie mechanizmy rynkowe. Nie musiałem mu więc tłumaczyć dlaczego w ogóle podejmujemy rozmowy w tym zakresie - powiedział dla SportoweFakty.pl Władysław Komarnicki.
Wśród kibiców pojawiły się opinie, że Tomasz Gollob to zawodnik, którego stać na takie posunięcie, a cała sytuacja została zaaranżowana po to, aby inni zawodnicy również przystąpili do rozmów w zakresie obniżenia kontraktów. Komarnicki broni jednak Tomasza Golloba. - Takie opinie są dla Tomka bardzo krzywdzące. Nikt łatwo nie rezygnuje z pieniędzy, które może zarobić. Tym bardziej jest to trudne w przypadku zawodnika, który zarówno indywidualnie jak i drużynowo stawia sobie bardzo wysokie cele przed sezonem 2009 - wyjaśnił Komarnicki.
Pojawiły się również zarzuty w stosunku do prezesów, że ci wiedzieli jaką mamy sytuację gospodarczą w kraju, a kontrakty były podpisywane w momencie, gdy mówiono o możliwym załamaniu kursów obcych walut. - To jest również nieprawda. Zgadzam się, że były pojedyncze przypadki, kiedy w Polsce podpisano umowy w momencie, gdy wszyscy wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z kryzysem gospodarczym. Ale większość kontraktów została podpisana bardzo szybko, bo już w październiku i listopadzie. Proszę sobie porównać kursy walut z tamtego okresu. Łatwo można obliczyć, jakie są to różnice. Proszę również pamiętać, że budżety klubów Ekstraligi liczone są w milionach. Jeżeli więc mamy do czynienia ze zmianami rzędu 30 procent, to w grę wchodzą potężne sumy - dodał prezes Stali Gorzów.
Zarówno przez zawodników, jak i trenerów krytykowana jest decyzja o zawieszeniu rozgrywek Ligi Juniorów. Komarnicki patrzy jednak na całą sytuację z innego punktu widzenia. - Nie rozumiem całego szumu wokół tej decyzji. Nigdzie nie zostało bowiem napisane, że polskie kluby rezygnują ze szkolenia młodzieży. Zaręczam, że nasi zawodnicy młodzieżowi będą mieli zapewnioną odpowiednią liczbę startów w przyszłym sezonie. Należy jednak do sprawy podejść inaczej i odpowiedzieć sobie na pytanie: w jaki miejscu jest Polska? Czy stać nas na utrzymywanie żużla w Danii, Szwecji i innych krajach? Przecież prawda jest taka, że Duńczycy płacą 10 procent, a Szwedzi 40 procent tego, co żużlowcy mogą zarobić w Polsce. To jest chore, że kraj o dużo mniejszych możliwościach gospodarczych niż wspomniane kraje, płaci dużo więcej za kontrakty. Należy być pełnym podziwu dla takich ludzi, jak prezes Andrzej Witkowski, który stara się walczyć o jak najlepszą pozycję polski na arenie międzynarodowej. Walczy, aby jak najwięcej rund Grand Prix było w Polsce. Uważam, że to skandal, że polskie kluby muszą płacić kilkukrotnie większe pieniądze za organizację rundy Grand Prix niż inne kraje! Dodatkowo - innym państwom wybaczane są wyraźne niedociągnięcia organizacyjne. W Polsce takie rzeczy są nie do pomyślenia, a mimo to karze się nam płacić przysłowiowy haracz. To sytuacja, na którą nie możemy sobie pozwolić - powiedział Komarnicki.
Słusznie zauważono, że kiedy kurs euro był korzystny dla polskich klubów, to nie oferowały one podwyżek zawodnikom. Czy jeżeli nastąpi korzystna dla klubów zmiana kursów obcych walut to zdecydują się one na takie posunięcie? - W imieniu Gorzowa mogę powiedzieć, że tak. Miałem wielu podpowiadaczy, którzy radzili, abym w zakresie płatności czekał na lepszy moment. Ja jednak wychodzę z założenia, że nie wolno łamać umów i tyle. Wierzę, że zarówno kibice, jak i media wykażą zrozumienie dla sytuacji, w której znalazły się polskie kluby i pomogą nam przetrwać ten ciężki okres - zakończył Władysław Komarnicki.