Początek meczu pomiędzy Polonią Piła a Renault Zdunek Wybrzeżem Gdańsk należał do drużyny gości. Dopiero od 9. wyścigu prowadzenie objęli gospodarze i nie oddali go już do końca. To spotkanie nie przypominało pogromu, jaki dwa tygodnie temu pilanie sprawili Włókniarzowi Częstochowa. Skąd tak słabe wejście w mecz? - Wszystko zaczynaliśmy od zera. Trenowaliśmy w tym tygodniu na zupełnie innym torze. Dzisiaj spadł deszcz i komisarz toru kazał nam ubijać go na całej szerokości. To nas zgubiło, bo mieliśmy zupełnie inną koncepcję. Początkowo nie potrafiliśmy się dostosować do warunków torowych. W drugiej części meczu wszystko wróciło już do normy - powiedział w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Tomasz Żentkowski.
Cały pilski zespół punktował na miarę oczekiwań, czego nie można powiedzieć o zawodnikach Wybrzeża. Co jest jednak ciekawe, menedżer Polonii zamierza w przyszłości stosować nowy układ par. - Mecz dla kibiców był widowiskowy, bo wynik oscylował wokół remisu. Dla nas gorzej, bo to takie spotkanie na "zawał serca". Gdańsk jest mocny i spodziewałem się trudnej przeprawy. Każdy pojechał na miarę swoich możliwości. Michał Szczepaniak pogubił się z ustawieniami i dopiero w ostatnim biegu trafił. Ten układ par wypalił. Na pewno Bjarne Pedersen sprawdził się pod tym numerem bardziej niż pod 13. Jako para z Wadimem spisali się świetnie. Piotr Świst troszeczkę słabiej wypadł w końcówce meczu, ale każdy z zawodników szukał optymalnych ustawień i jemu akurat później nie poszło - dodał Żentkowski.
Po niedzielnym meczu w Pile, po raz kolejny pojawił się temat Rasmusa Jensensan. - Na tę chwilę nie mamy z nim kontaktu. Jeżeli będzie chciał z nami rozmawiać, to jesteśmy na to otwarci. Sami do Rasmusa dzwonić na pewno nie będziemy - zakończył Żentkowski.
Na koniec warto dodać, że mecz w Pile oglądało około 6 tysięcy widzów na trybunach. To dobre osiągnięcie, zwłaszcza że pogoda mogła odstraszyć kibiców i skłonić do wybrania telewizji. Było to już drugie spotkanie "telewizyjne", co z pewnością ucieszyło miejscowych sponsorów.
Jak było naprawdę, nie wiemy.