Witold Skrzydlewski: Mieszkańcy spuścili na mnie wodę. Będzie nowy prezes

- Mieszkańcy spuścili na mnie wodę. Nie mam już żadnych zobowiązań wobec klubu. Zostanę jego sponsorem, a wkrótce pojawi się nowy prezes - zapowiada w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Witold Skrzydlewski.

WP SportoweFakty: W czwartek Orzeł pochwalił się nowymi zawodnikami. Jednym z nich jest Robert Miśkowiak. Ile razy wcześniej ten żużlowiec panu odmawiał?

Witold Skrzydlewski: Trzy razy. Nie powiedziałbym jednak, że dostawałem od niego kosza. Po prostu nie odpowiadały mi wcześniej jego warunki finansowe. To bardziej on zwracał się do nas niż my o niego zabiegaliśmy. Chciał tu jeździć, ale nas nie było stać.

Obniżył wymagania czy pan postanowił wydać więcej?

- To jest tajemnica handlowa, ale mogę pana zapewnić, że bogatszy nie jestem. Fajnie, że podpisał ten kontrakt, bo to sympatyczny chłopak. Porozmawialiśmy i doszliśmy do porozumienia, ale gdyby się nie zgodził, to byśmy nie płakali. Liderem pewnie nie będzie, bo do tej roli mamy bajkopisarza (Hansa Andersena dop. red.). Inna sprawa, że musieliśmy zdecydować się na koncepcję z silnymi seniorami.

Dlaczego?

- Nie możemy przystać na warunki niektórych młodzieżowców. Jestem otyły, ale mózg mi się jeszcze nie zlasował. Będziemy mieć nieco silniejszych seniorów, żeby jakoś sensownie ten sezon przejechać. Jeśli chodzi o juniorów, niektórzy mają ogromne wymagania. Rzecz polega na tym, że taki chłopak nie może być droższy od seniora. Ludzie myślą, że Skrzydlewski to ograniczony gość, który w szufladach ma poukładane pieniądze i wyciągnie je w każdej chwili, bo będzie podniecony. A ja tak nie działam. Ważne tylko, żeby ta drużyna nie była dziewiąta. Będzie ósme miejsce, to na pewno się nie popłaczemy.

Co zatem z juniorami?

- Nie wiem, tym zajmuję się w tej chwili trener i jego trzeba pytać. Mnie nie było nawet na wczorajszej konferencji prasowej. Nie mam już przecież zobowiązań wobec tego klubu. Mieszkańcy tego miasta spuścili na mnie wodę, więc nie zamierzam się tym przejmować.

Co dokładnie ma pan na myśli?

- Przez wiele lat funduję możliwość przeżywania emocji. W takiej sytuacji oczekiwałem, że ludzie choć raz zachowają się przyzwoicie. Liczyłem, że kibice sportu żużlowego i nie tylko docenią to, co robi rodzina Skrzydlewskich i postawią przy moim nazwisku krzyżyk w wyborach. Od razu uprzedzę pana następne pytanie. Przysięgam na wszystko, co jest dla mnie święte, że nie marzyłem o karierze posła. Mam firmę i nie mógłbym jej opuścić. Liczyłem jednak, że osiągnę sensowny wynik. Ludzie tymczasem spuścili na mnie wodę. Podeszli do sprawy na zasadzie: funduj nam, a jak chcesz od nas krzyżyk to taki wał. Poza tym, jest wiele ciekawszych rzeczy od zajmowania się sportem i wydawania na ten cel własnych pieniędzy. Koniec sezonu dla tego klubu może być taki jak u Marty Półtorak. Ona też działała, dawała kasę, ale ją opluwali.

Odchodzi pan?

- Będzie nowy prezes, więc może załatwi pieniądze. W końcówce lutego powinny odbyć się wybory. Ja zrzeknę się wtedy tej funkcji. Może to szansa, żeby w klubie pojawiło się wielu sponsorów. Niektórzy mówią, że jak nie będzie Skrzydlewskiego, to tak się stanie. Będziemy mieli okazję się przekonać. Równie dobrze może zdarzyć się jednak tak, że zamiast żużla w Łodzi będą wyścigi psów. Ale to już zależy od nowego prezesa. Musi sobie wszystko zorganizować. Ja za nikim biegać już nie będę. Moja rola będzie praktycznie żadna. Klubu na lodzie nie zostawię, bo będę jego sponsorem. Ale na tym koniec. Nie wiem, czy po sezonie 2016 nie zabraknie pieniędzy. To już zależy od nowego szefa, a nie ode mnie.

Rozmawiał Jarosław Galewski

Źródło artykułu: