Niższe ligi sposobem na żużlową emeryturę?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Kilka polskich klubów mających ambicje awansu do wyższej ligi postawiło w minionym sezonie na doświadczonych zawodników.

O tym, że przepaść pomiędzy poszczególnymi ligami w polskim żużlu jest ogromna, pisaliśmy już wielokrotnie. Rozstrzygnięcia tegorocznych spotkań barażowych o wejście do PGE Ekstraligi i Nice PLŻ najlepiej to potwierdzają. Te wyniki mogły być inne, gdyby nie postawa kilku zawodników, którzy w trakcie sezonu wykreowali się na liderów drużyny, jednak w decydującym momencie zawiedli.

Analiza tegorocznych spotkań barażowych, jak i finałowych w Nice PLŻ i PLŻ 2. pozwala na postawienie wniosku, że niektórzy zawodnicy znaleźli sobie doskonałe miejsce, w którym zamierzają zakończyć karierę, a przy okazji sprawić sobie żużlową emeryturę. I nie chodzi w tutaj o piętnowanie nazwisk, a pokazanie pewnego zjawiska, które nie tylko w tym sezonie jest bardzo widoczne.

To normalne, że zawodnicy zaawansowani wiekowo, którzy nie gwarantują już odpowiednich wyników w Ekstralidze, na koniec kariery wybierają starty w niższych ligach. Wielu z nich zostaje liderami swojej drużyny, a część wiąże się z klubem nawet po zakończeniu kariery. Jednak nie tylko w tym sezonie zespoły mające aspiracje awansu odpowiednio do Ekstraligi i Nice PLŻ w dużej mierze postawiły właśnie na zawodników doświadczonych. Ci w trakcie sezonu zasadniczego spisywali się głównie bez zarzutów. W spotkaniach decydujących o zwycięstwie w lidze lub awansie do wyższej ligi w barażu, zawiedli punktując na poziomie kilku punków. Czym można wyjaśnić tę tendencję? Na pewno nie brakiem doświadczenia, ani też stresem, bo w tego typu sytuacjach byli wielokrotnie. Co więcej - niektórzy z nich są nawet w dziesiątce najlepiej punktujących zawodników ligi. Jedyne wytłumaczenie jest takie, że po prostu nie zależy im na awansie. Nie zależy, bo znaleźli klub, który dobrze stoi finansowo (walka o awans = większy budżet), a przy tym jest wypłacalny. Tym zawodnikom trudno się dziwić. Nie chcą pozbywać się dobrego pracodawcy, który zapewnia im odpowiednią "emeryturę". Dziwić należy się klubom walczącym o awans, że nie widzą tej tendencji i zatrudniają "emerytów" zamiast stawiać na młodych - gniewnych.

Źródło artykułu: