Reprymenda podziałała na Ernesta Kozę. "Była poważna rozmowa z trenerami"

Unia Tarnów pokonała w niedzielę Betard Spartę Wrocław 47:43, a junior gospodarzy Ernest Koza mógł odetchnąć z ulgą, bo po serii słabych występów wreszcie pojechał na miarę oczekiwań.

W tym artykule dowiesz się o:

Na tak udane zawody "Enek" czekał ponad dwa miesiące. Tyle minęło pamiętnej batalii z KS-em Toruń, w której zadziwił całe żużlowe środowisko osiągając 12+1. Potem przygasł. Nie udźwignął ciężaru związanego z tym dokonaniem. Po kolejnym kiepskim spotkaniu na własnym stadionie ze SPAR Falubazem Zielona Góra zaczął zastanawiać się co jest nie tak. Mocno przygaszony zapowiadał duże modyfikacje. Nie tylko sprzętowe, ale też mentalne. Nie wykluczał wizyty u psychologa. Z wrocławianami widzieliśmy już innego zawodnika. Walczącego, skupionego i pełnego energii. Efektem sześć punktów i bonus. W jednym wyścigu z powodzeniem zastąpił nawet słabiej prezentującego się Arturem Mroczkę. - Po dobrych zawodach każdemu pojawia się uśmiech na twarzy. Zmieniłem bardzo wiele. Jeździłem na innym silniku, ustawieniach motocykla, czy wydechu. Nie obyło się bez męskich rozmów z trenerami. Wszystkie te aspekty złożyły się na ten rezultat. Nie spoczywamy na laurach. Przede mną jeszcze mnóstwo treningów żeby się polepszać. Takie wyniki dają jednak kopa i motywację, że ta praca nie idzie na marne - wyjaśniał uradowany.
[ad=rectangle]
Gospodarze potwornie męczyli się przyjezdnymi. Na swoją korzyść batalię rozstrzygnęli dopiero w końcówce. Kibice nie mogli jednak narzekać na brak emocji. Kolejny raz zadano kłam teorii o tym, że na obiekcie w Jaskółczym Gnieździe nie da się wyprzedzać. - Finał na szczęście był dla nas pozytywny, bo do biegów nominowanych towarzyszyła nam duża nerwowość. Poza tym zawody sprostały oczekiwaniom, było dużo walki. Szkoda trochę bonusa, ale dopisujemy dwa oczka i to jest najważniejsze - stwierdził.

Gospodarze w trakcie trwania tej potyczki potracili kilka punktów na trasie. M.in. w ósmym biegu kiedy jadąc na 5-1 nie upilnowali atakującego z trzeciej lokaty Taia Woffindena. - Nie umiem jeszcze tak jak Janusz poprowadzić tej pary żeby dowieźć podwójną wygraną. Starałem się pruć do przodu, bo myślałem, że Janek da sobie radę - zdradził.

Źródło artykułu: