Kontrowersje w ostatnim biegu na Motoarenie. Czy sędzia musiał go przerwać?

[tag=857]KS Toruń[/tag] zremisował w pierwszym meczu ligowym z Betard Spartą. - Biorąc pod uwagę okoliczności, finał był dla nas szczęśliwy, ale pewne kontrowersje wzbudził ostatni bieg - uważa [tag=2622]Jacek Gajewski[/tag].

Spotkanie w Toruniu dostarczyło ogromnych emocji. Można powiedzieć, że było w nim wszystko - znakomite wyścigi, zwroty akcji i dramaturgia. Niestety, nie zabrakło również groźnych upadków. Najpierw z rywalizacji musiał wycofać się Paweł Przedpełski. Jeszcze bardziej przerażająco wyglądał wypadek Taia Woffindena w 15. wyścigu, który decydował o losach meczu.

[ad=rectangle]

Na szczęście zawodnikowi Betard Sparty Wrocław nic poważnego się nie stało. Cała sytuacja wzbudziła jednak sporo kontrowersji. - Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie okoliczności, to ten mecz zakończył się dla nas szczęśliwie. W mojej ocenie kontrowersyjna jest jednak sprawa ostatniego biegu. Zawodnicy rozpoczęli ostatnie okrążenie i zgodnie z artykułem 71 Regulaminu Sportu Żużlowego upadek Woffindena nie przeszkodził któremukolwiek z żużlowców w kontynuowaniu jazdy. Można było dojechać wyścig do końca i wtedy byśmy wygrali. A co do oceny meczu, to działo się naprawdę wiele. Jeśli to wszystko na chłodno przeanalizujemy, to remis nie jest złym wynikiem. W trakcie spotkania straciliśmy przecież najlepszego zawodnika, czyli Pawła Przedpełskiego. Wcześniej z jazdy wyeliminowany został Adrian Miedziński. Trzeba się cieszyć z tego, co mamy - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jacek Gajewski.

Menedżer KS Toruń próbował rozmawiać z sędzią na temat sytuacji, która miała miejsce w ostatnim wyścigu zawodów. - Rozmawialiśmy, ale sędzia powiedział, że przerwał bieg ze względów bezpieczeństwa. Na tym jego wyjaśnienia się w zasadzie skończyły - podkreślił Gajewski.

Groźny upadek na Motoarenie zanotował Paweł Przedpełski. Po zakończeniu spotkania menedżer Jacek Gajewski przekazał, że zawodnik nie doznał żadnych złamań. Szczegółowe badania w szpitalu wykazały jednak później wstrząs mózgu i złamanie kciuka lewej dłoni. - Gdy wrócił do parkingu, wydawało się, że pojedzie w tym powtórzonym biegu. Później pojawiły się zawroty głowy i nie było sensu, żeby go na siłę wsadzać na motocykl. Musiał pojechać do szpitala na kolejne badania. To było ważne, żeby stwierdzić, że nie doszło do żadnego urazu głowy. Uderzył dość mocno o tor i stąd te zawroty i jego złe samopoczucie - wyjaśnił menedżer toruńskiego klubu.

Źródło artykułu: