Nie mogę uczyć Pedersena - rozmowa z Adamem Skórnickim, menedżerem Fogo Unii

- Najważniejsze, byśmy poznali przyczynę tego, co się ostatnio działo - podkreśla nowy menedżer Fogo Unii, Adam Skórnicki. Zawodnicy, będący jego kolegami, nie mogą liczyć na taryfę ulgową.

Michał Wachowski: Został pan menedżerem Fogo Unii Leszno. Czy to oznacza, że rozpoczyna pan nowy etap kariery, kończąc przygodę na torze żużlowym?

Adam Skórnicki: Myślę, że nie po to zostajemy żużlowcami, by kończyć karierę kontuzjowani. Każdy zawodnik chciałby zakończyć ją na motocyklu i w moim przypadku jest podobnie. Nie powiedziałem ostatniego słowa w roli żużlowca, a to, że nie będę w najbliższym czasie mógł jeździć nie nastąpiło z mojej woli. Fakty są jednak takie, że będę pełnić w najbliższym czasie troszeczkę inne obowiązki niż do tej pory.
[ad=rectangle]
Czy można powiedzieć, że został pan wrzucony na głęboką wodę? Paweł Jąder i Roman Jankowski nie będą ingerować w pana pracę w roli menedżera.

- Nikt nie będzie w moją pracę ingerować, ale wiadomo, że doświadczenia w prowadzeniu zespołu nie mam. Nie wyobrażam sobie, by Paweł Jąder nie wprowadził mnie w savoir vivre tego, na czym polega praca szkoleniowca. Na pewno będę korzystał z jego pomocy, aczkolwiek wszystkie decyzje będą podejmowane przeze mnie.

Unia Leszno zawsze była dla pana klubem wyjątkowym. Czy była to jedna z tych ofert, których się nie odrzuca?

- Tak i dlatego też postanowiłem podjąć się tego zadania. Unia znalazła się w dość niekorzystnej sytuacji, a jak wiadomo chce walczyć o najwyższe cele. Moim zdaniem jest to ostatni dzwonek, żeby zacząć wygrywać i coś z tym fantem zrobić.

[b]

Wyzwaniem będzie już pierwszy, niedzielny mecz z Unibaksem. By liczyć się w walce o play-offy, Unia musi go wygrać?[/b]

- Czy musi? My przede wszystkim chcemy ten mecz wygrać, a sytuacja w tabeli mówi nam także, że po prostu jest to konieczne. Nie mamy innego wyboru i trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Nie będzie łatwo, ale dopóki walczymy, jesteśmy jednak zwycięzcami.

Czy pana głównym celem jest to, by Unia zaczęła wygrywać na własnym torze?

- Bilans zwycięstw i porażek Unii u siebie jest w ostatnich dwóch latach bardzo słaby. Gdyby ten zespół był bokserem, to jego kariera chyliłaby się raczej ku końcowi. Trzeba na pewno coś tutaj zmienić, by własny tor zaczął być atutem tej drużyny. To fundament do tego, by mieć zapas przed meczami na wyjeździe, co pozwala walczyć o punkty bonusowe.

Czy łatwo odnajdzie się pan w nowej roli? Wielu zawodników, jak chociażby Damian Baliński, jeździło z panem w jednym zespole.

- Tak naprawdę to z większością z nich miałem okazję startować. Wyjątkiem jest tylko Mikkel Michelsen. Z każdym z nich przejechałem niejedno okrążenie i mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję się razem pościgać. Zawodnicy muszą mieć świadomość, że jeśli nie będą notować dobrych wyników, to później, gdy wrócę na tor, dostaną ode mnie lanie (śmiech).

- Z Nickim wielokrotnie ścigałem się na torze. Wygrywałem i przegrywałem, ale nigdy nie dochodziło między nami do spięć w parku maszyn - przyznaje Skórnicki
- Z Nickim wielokrotnie ścigałem się na torze. Wygrywałem i przegrywałem, ale nigdy nie dochodziło między nami do spięć w parku maszyn - przyznaje Skórnicki

Czy ma pan już wizję składu na najbliższe spotkania? Dotychczasowy sztab szkoleniowy dokonywał licznych zmian, stawiając na Balińskiego lub Michelsena.

- Awizowany skład (z Michelsenem - dop. red.) podałem w środę, ale nie wykluczam, że po piątkowym treningu nastąpią jakieś zmiany. Najważniejsze, byśmy poznali przyczynę tego, co się ostatnio działo. Na razie na pewno nie zobaczymy żadnej rewolucji w związku ze składem.

Jak pan ocenia atmosferę w drużynie? Mówi się, że nie jest z nią najlepiej.

- Byłem z zespołem w Toruniu i tego nie zauważyłem. Przed meczem zostały wyjaśnione sprawy, które ciągnęły się od początku sezonu, a ich apogeum nastąpiło w poprzednim tygodniu. Zaczynamy nowy rozdział. Mamy czystą kartę i postaramy się, by to, co wydarzyło się do tej pory, zostało odwrócone na naszą korzyść.

Wszyscy podkreślają, że Pedersen nie może być indywidualistą i zamiast tego ma pracować na korzyść drużyny. Czy jest pan w stanie go "poskromić"?

- Z Nickim wielokrotnie ścigałem się na torze. Wygrywałem i przegrywałem, ale nigdy nie dochodziło między nami do spięć w parku maszyn. Mam więc nadzieję, ze teraz będzie podobnie. Nicki to profesjonalista, który myśli oczywiście o swoich indywidualnych wynikach. Przyczyny tego, co wywołało jego złe zachowanie trzeba kontrolować. Nie mogę przecież uczyć trzykrotnego mistrza świata. Mogę jedynie szanować zarówno jego, jak i to jak przygotowuje się do zawodów. On doskonale wie, jak wykorzystać swoje umiejętności i doświadczenie na torze.

Jego ostatnia frustracja była związana z niezadowalającymi wynikami. Myślę, że miał przede wszystkim drobne kłopoty sprzętowe. Mam nadzieję, że oglądając sobotnie Grand Prix, będziemy mogli stwierdzić, że te problemy ma już za sobą. Liczymy, że w niedzielę będzie liderem naszego zespołu.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: