Grupa Azoty Unia Tarnów vs KantorOnline Włókniarz Częstochowa: pomeczowe Hop-Bęc (oceń spotkanie i żużlowców)

Niespodzianki nie było, bo po prostu być jej nie mogło. GA Unia Tarnów wykorzystała wszystkie słabości gości z Częstochowy (64:26), ale na torze oraz obok niego działo się sporo ciekawego.

HOP

Prezenty od seniorów

Na przedmeczowej odprawie trener Jaskółek Marek Cieślak zaproponował swojej starszyźnie oddanie po jednym wyścigu obu juniorom tak, aby każdy z ich pojechał pięć zamiast trzech biegów. - Wynik był pewny dość wcześnie. Nie było problemów, aby zaakceptować ten pomysł - tłumaczył Greg Hancock. - To są dorośli ludzie, profesjonaliści pełną gębą. Wiedzą, że nasi młodzieżowcy potrzebują takich przetarć w warunkach bojowych. Nawet najmocniejszy trening nie zastąpi bowiem takiej rywalizacji - dodał menedżer Grupy Azoty Unii Tarnów.
[ad=rectangle]
Klub oszczędził na Kołodzieju

Mieliśmy już w tym roku negocjacje klubu z jeźdźcami Stali Gorzów, aby ci w batalii przeciwko ekipie Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk wystąpili za mniejsze stawki. Jednak zachowanie Janusza Kołodzieja zasługuje na najwyższe słowa uznania. Najbardziej utytułowany wychowanek biało-niebieskich sam zgłosił się do włodarzy zespołu z miasta generała Bema. Oznajmił, że dla niego nie będzie problemem jeśli w kasie "zostawi" trochę swoich pieniędzy.

Pojedynek Kołodziej - Kildemand

Warto było się wybrać w niedzielne popołudnie do Jaskółczego Gniazda choćby po to, aby zobaczyć ósmą odsłonę. W niej ze startu uciekł Duńczyk. Znający miejscowy owal jak własną kieszeń Jasiek nie dał za wygraną. Rzucił się w pogoń za Człowiekiem Pająkiem. Upodobał sobie zwłaszcza wewnętrzną część toru, gdy Kildemand odsuwał się od krawężnika. Z każdym okrążeniem Kołodziej był bliżej, a do decydującego ataku doszło przy wyjściu z drugiego łuku ostatniego okrążenia. Podopieczny Marka Cieślaka zdołał się wbić pod łokieć prezentującemu się pierwszy raz na obiekcie w Mościcach straniero gości. Gonitwę tarnowianin rozstrzygnął na swoją korzyść dosłownie o grubość opony

U siebie wygra z każdym

Mowa o Erneście Kozie, który coraz odważniej radzi sobie na torach Enea Ekstraligi. Dla Jaskółek szkoda, że na razie tylko u siebie. - Na wyjazdach szału nie robię. Mam całą paletę literek. Są śliwki, upadek i wykluczenie (śmiech). Tak więc punktów wciąż brakuje - mówi. Na swoim podwórku może przywieźć za swoimi plecami jednak każdego. Ostatnio, w dniu swoich dwudziestych urodzin, sprezentował sobie w pięciu biegach siedem oczek i dwa bonusy. Po trzech zapowiadało się na komplet, ale później brakło mu trochę sił, skoordynowanej jazdy i umiejętności do wyprowadzenia przemyślanej akcji. Mimo to, bazując na znakomitym momencie wyjścia spod taśmy, pobił rekord życiowy. Metoda małych kroczków powinna być skuteczniejsza, by nie obrosnąć za szybko w piórka.
[event_poll=25214]
BĘC

Niesportowy "Szumina"

Pod nieobecność czterech liderów swoją szansę startu w plastronie z Lwem dostał Rafał Szombierski. Występ wychowanka RKM-u Rybnik był jednak tragiczny. Nic więc dziwnego, że prowadzący zespół z parku maszyn Jarosław Dymek i Piotr Żyto doszli do wniosku, że nie warto już męczyć oczu i lepiej po trzech wyjazdach na tor Rafała dać pojeździć młodemu debiutantowi Oskarowi Polisowi. 32-latek dwa razy nie kończył biegów z powodu markowania defektów. Najpierw zjechał z toru po lekkim zderzeniu z Rafałem Malczewskim, a następnie zamiast przekroczyć linię mety, wolał już kilka metrów wcześniej wpakować się do parku maszyn.

Zabili widowisko zestawieniem

Choć pierwsze symptomy tego, że zawodnicy czwartej ekipy zeszłego sezonu mogą przyjechać w składzie okrojonym do granic możliwości pojawiły się już wraz z ogłoszeniem awizowanego zestawienia, to kibice liczyli, że być może jednak obok Petera Kildemanda pojawi się któraś z gwiazd. Wszak można później dokonać jeszcze dwóch roszad. Niestety dla zgromadzonej publiczności kreślenia w programach nie było.

Kłopoty sprzętowe młodzieżowców

Żeby było po równo, to po jednej i drugiej stronie. Artur Czaja dopiero co odebrał z remontu swoją wiodącą jednostkę napędową, a już po pierwszym starcie nie był z niej zadowolony i musiał przesiąść się na teoretycznie słabszy motocykl. - Będę miał teraz ból głowy w związku z tym silnikiem. Był niesamowicie wolny na trasie, atakowałem z każdej strony i nie mogłem dopaść przeciwnika. To był najlepszy sprzęt, jakim dysponowałem. Trzeba z nim dojść do ładu, bo ewidentnie stracił prędkość - mówił zmartwiony. Kacper Gomólski natomiast zdefektował w jednym z wyścigów zaraz po starcie. - Miałem coś takiego pierwszy raz. Urwał się w pół kabelek, który łączy motoplat ze świecą. Im bardziej dodawałem gazu, tym motocykl bardziej gasł, a potem kompletnie "zdechł". Lipa - tłumaczył. Innym razem jeszcze upadł w ferworze walki z Mirosławem Jabłońskim.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: