Jarosław Dymek dla SportoweFakty.pl: Chłopaki pokazali, że mają jaja i charakter

Częstochowski Włókniarz przegrał pierwsze spotkanie półfinałowe w Toruniu różnicą 8 punktów. - Pokazaliśmy charakter - komentuje Jarosław Dymek, menedżer Lwów.

Biało-zieloni dobrze weszli w mecz na toruńskiej Motoarenie. Rozpoczęli od podwójnego zwycięstwa. Zawodnicy Dospel Włókniarza dobrze wyjeżdżali spod taśmy i po pierwszych czterech gonitwach przegrywali 11:13. Należy jednak pamiętać, że w wyścigu juniorskim również przewodzili stawce, ale po ataku Pawła Przedpełskiego na tor upadł Artur Czaja i został wykluczony z powtórki. Sytuacja Lwów skomplikowała się jednak dopiero wtedy, gdy po kraksie w 7. gonitwie z dalszych startów wykluczony został Emil Sajfutdinow.

- Po fatalnym upadku Emila Sajfutdinowa odbyliśmy z naszymi zawodnikami motywacyjną rozmowę. Taki upadek potrafi bowiem wybić z rytmu i drużyna może się załamać. W naszym zespole nic takiego nie nastąpiło. Zawodnicy zmobilizowali się i sądzę, że w kilku wyścigach pojechali bardzo dobrze, bo potrafili wygrywać nawet podwójnie. Zniwelowaliśmy przewagę Unibaksu z 14 do 8 punktów - stwierdził w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jarosław Dymek.

- W kontekście tego, co wydarzyło się na torze i tych wszystkich okoliczności nam niesprzyjających, bo nie będę już tutaj polemizował z decyzjami, chyba nie zostanę ukarany, jeśli jako człowiek normalny powiem, że pewne sytuacje były może inaczej interpretowane niż mogłoby się to wydawać. Zresztą to nie tylko moja opinia, ale wielu osób i to niekoniecznie związanych z częstochowskim klubem. Za takie słowa chyba nikt nie będzie karał, bo mam prawo stwierdzić, że kilka decyzji było takich dyskusyjnych, delikatnie mówiąc. Myślę, że nie zostanę wezwany na dywanik dyscyplinarny, jeśli coś takiego powiem, bo to chyba panie redaktorze nic strasznego - kontynuował menedżer Dospel Włókniarza Częstochowa.

Przed spotkaniem rewanżowym Jarosław Dymek apeluje, by zawodnicy zachowali więcej spokoju. - W Częstochowie na pewno będzie ostra walka. To nie ulega wątpliwości. Po sobotnim meczu dla mnie najważniejszą rzeczą będzie to, by niektórzy zawodnicy podeszli do rewanżu z chłodniejszymi głowami. Zgadzam się, że to są play-offy i ważne mecze dla obu zespołów, ale wydaje mi się, że we wrześniu ziemia nie wybuchnie i będziemy sobie żyli, więc warto, by kości nie trzeszczały. To jest walka o medale, ale jednocześnie pamiętajmy, że jesteśmy ludźmi. Każdy z zawodników ma do kogo wracać i niech on wraca cały i zdrowy po zawodach - powiedział Dymek.

Jarosław Dymek zgodził się z opinią Krzysztofa Cegielskiego, eksperta portalu SportoweFakty.pl, który tuż po sobotnim meczu na naszych łamach bez ogródek stwierdził, że zawodnicy dostali "małpiego rozumu". - Nawiązując do wypowiedzi Krzysztofa Cegielskiego, to jest to, co właśnie powiedziałem. Walka o medale ok, ale wszystko powinno się rozgrywać w granicach zdrowego rozsądku - stwierdził menedżer Włókniarza.

Mecz rozpoczął się od bezpardonowej szarży Grigorija Łaguty na Adrianie Miedzińskim. Od początku było wiadome, że obie drużyny nie zamierzają odpuszczać. - Ostra jazda była praktycznie w każdym wyścigu i ważne dla mnie będzie, by w Częstochowie wszystko odbyło się w granicach fair-play. Do finału niech wejdzie drużyna rzeczywiście lepsza. Szczerze przyznam, że nie widziałem do końca tej sytuacji. Muszę sobie ją obejrzeć na powtórkach - skomentował nasz rozmówca.

Najwięcej kontrowersji wzbudził wyścig 7., w którym doszło do upadku z udziałem Emila Sajfutdinowa i Kamila Brzozowskiego. Do tej pory wśród kibiców zdania są podzielone. - Na temat sytuacji z siódmego wyścigu powiedziano już bardzo wiele, mimo że spotkanie zakończyło się dopiero kilka godzin temu. Była to sytuacja przykra i kontrowersyjna. Zdania są podzielone, kto zawinił. Według mnie Adrian wyniósł się bardzo szeroko spod krawężnika i był to bardzo ostry atak, który źle skończył się dla Emila. Wszyscy lubimy widowiskowe akcje, ale moim zdaniem Miedziński przesadził - oznajmił Jarosław Dymek.
[nextpage]Pierwsze diagnozy mówiły, iż Emil Sajfutdinow doznał złamania ręki. Kompleksowe badania Rosjanin przejdzie jednak w szwajcarskim szpitalu i dopiero wtedy poznamy jakich dokładnie urazów się nabawił. - Uważam, że będziemy wiedzieli coś więcej w poniedziałek. Nie ma co na hurra takich tematów poruszać. Emil na pewno jest kontuzjowany, tyle wiemy. Mam tylko nadzieję, że uraz nie będzie poważny. Tuż po upadku Emil zachowywał spokój. W jego oczach było widać jednak nie przerażenie, a smutek. Od początku było wiadomo, że coś jest nie tak. Emil jest przecież bardzo pogodnym człowiekiem, a wówczas był zwyczajnie smutny. On czuł, że stało się coś niedobrego - poinformował menedżer częstochowskiego Włókniarza.

- Chciałbym podkreślić, że pokazaliśmy, iż nasz zespół jest drużyną z prawdziwego zdarzenia. Wszyscy od razu byli zainteresowani stanem zdrowia Emila. Jak już wspomniałem, mobilizacja była pełna. Nie poddaliśmy się. Mimo wszystkich przeciwności, chłopaki pokazali, że mają jaja i charakter - dodał.

Pomijając już kontrowersje, po 3. biegu dnia Rune Holta miał pretensje do Michaela Jepsena Jensena, że ten nie pojechał parowo i na niego nie zaczekał. Kibice Lwów nie muszą się martwić o atmosferę w zespole, gdyż obaj szybko sobie wyjaśnili nieporozumienie. - Ważne jest to, że nikt niczego nie tłumi w sobie. Problem jednego z naszych zawodników jest problemem całej drużyny. Wspólnie rozwiązujemy kłopoty. Później było już widać, jak jechali razem parą i wygrywali podwójnie. Przy ustalaniu obsady biegów nominowanych nikt nie kierował się własnymi upodobaniami, tylko podporządkował się dobru całej ekipy - przekazał Dymek.

- Kibice, którzy pojechali za nami do Torunia byli niesamowici. Cały czas "jechali" z dopingiem i to uskrzydlało nasze Lwy. Dla nich należą się szczególne pokłony, bo głośny doping był cały czas słyszany w parku maszyn. Chyba tylko sztuczne ognie zagłuszyły naszych fanów. Wielkie dzięki dla Was! - zakończył menedżer Włókniarza.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: