Niestety kiepska pogoda ponownie spowodowała niską frekwencję na trybunach, jednak ci najwierniejsi kibice, którzy zdecydowali się przyjść na łódzki stadion, z pewnością nie mieli czego żałować. Pomimo, że szybko okazało się kto będzie zwycięzcą niedzielnych zawodów, ciekawych pojedynków i walki na torze nie zabrakło. Poza bezbarwnym Kennethem Hansenem i uczącym się ścigania na żużlu Iwanem Pleszakowem, pozostali zawodnicy klubu z Łotwy nawiązywali walkę z gospodarzami, często tracąc punkty dopiero tuż przed linią mety. Niepocieszony wynikiem swojej drużyny był po meczu Nikołaj Kokin - trener Lokomotivu.
- Rok temu byliśmy tutaj blisko zwycięstwa, dziś było zupełnie inaczej. Mieliśmy problem z dostosowaniem sprzętu do tego toru. Dobrze wychodziliśmy ze startu, na trasie jednak gospodarze byli szybsi. W końcówce meczu zaczęli pokazywać się Povazhny, Lebiediew i Max. To było jednak zbyt mało, aby nawiązać walkę o dobry wynik. Liczyłem na zdecydowanie lepszy występ swojej drużyny - ocenił Kokin.
Drużyna z Daugavpils niejednokrotnie udowadniała, że w meczach na własnym torze potrafi upokorzyć swojego rywala. Pierwszą "ofiarą" Łotyszy padł tym roku Start Gniezno, kreowany przed sezonem na murowanego faworyta rozgrywek . Czy zatem porażka w Łodzi różnicą dwudziestu czterech punktów może przekreślać szansę Lokomotivu na punkt bonusowy w kontekście rewanżu?
- Oczywiście, że nie. U siebie pojedziemy nie tylko po wygraną, ale i po punkt bonusowy. Na własnym torze jesteśmy mocni, ale nie mogę mieć pewności, że wygramy na nim wszystkie mecze do końca sezonu. Bardzo ważne jest to, że mamy pomoc ze strony miasta jak i naszego sponsora. W klubie wszystko idzie w dobrym kierunku - zakończył Kokin.
Kokin: Liczyłem na zdecydowanie więcej
Po ostatnim ligowym meczu z Orłem Łódź, żużlowcy Lokomotivu Dauvgapils pozostawili po sobie znacznie lepsze wrażenie, niż wskazywałby na to osiągnięty przez nich wynik zaledwie trzydziestu trzech punktów.