Marian Maślanka - opoka częstochowskiego żużla

Trzynaście lat trwała era Mariana Maślanki na stanowisku prezesa Włókniarza Częstochowa. Jego osoba w żużlowym środowisku budzi mieszane uczucia. Pod wodzą Maślanki częstochowski zespół święcił ogromne sukcesy na czele z tytułem Drużynowego Mistrza Polski wywalczonym w 2003 roku. Ostatnie lata, w których Włókniarz zmagał się z problemami finansowymi poważnie nadszarpnęły jednak jego wizerunek.

Marian Maślanka na stanowisko prezesa Lwów został powołany w 1998 roku w momencie, gdy Włókniarz broniąc mistrzowskiego tytułu niespodziewanie opuścił szeregi najwyższej klasy rozgrywkowej. Drugoligowa banicja częstochowskiego klubu trwała dwa lata, w czasie których za sprawą Maślanki do Częstochowy trafili tacy zawodnicy, jak Gary Havelock, Mark Loram, czy Rune Holta, którego gwiazda właśnie pod Jasną Górą zabłysnęła pełnym blaskiem. W sezonie 1999 częstochowianie spośród 24 spotkań na zapleczu Ekstraligi aż 20 rozstrzygnęli na swoją korzyść, co okazało się przepustką do bram elity, w której drużyna startuje nieprzerwanie do dnia dzisiejszego.

Nowy rozdział w historii klubu rozpoczął się od walki o utrzymanie, w czym pomogły m.in. nowe twarze w zespole - Grzegorz Walasek oraz Tomasz Jędrzejak, który przychodził do Częstochowy, jako melodia przyszłości i znakomicie zapowiadający się młodzieżowiec. Walka o ligowy byt trwała dwa sezony, po których rozpoczął się bezsprzecznie najpiękniejszy okres okraszonymi wielkimi sukcesami w latach prezesury Maślanki. W latach 2003-2006 częstochowianie nie schodzą z ligowego podium i zdobywają kolejno: złoto, brąz, brąz oraz srebro. W tym okresie przez klub przewinęło się wielu znakomitych zawodników. Nieprzecenioną rolę odegrali szczególnie Ryan Sullivan, Rune Holta, Grzegorz Walasek, a także Greg Hancock, którzy nie dość, że prowadzą zespół do medalowych miejsc, to dodatkowo odnosili sukcesy na niwie indywidualnej. W 2003 i 2007 roku Rune Holta sięgął po tytuł Indywidualnego Mistrza Polski. W jego ślady w 2004 roku poszedł Walasek. - Można powiedzieć, że zdarzyły się i lata okraszone wielkimi sukcesami, jak i lata trudne, szczególnie te ostatnie, kiedy ze sponsorowania klubu wycofała się firma Złomrex i sytuacja była na prawdę trudna - wspomina Marian Maślanka. - Niemniej trzeba patrzeć do tyłu. Zdobyliśmy tytuł mistrza i wicemistrza Polski, dołożyliśmy do tego również brązowe medale. Zawodnicy startujący w naszych barwach odnosili indywidualne sukcesy, jak chociażby indywidualny tytuł mistrza Polski wywalczony przez Grzegorza Walaska i Rune Holtę. W naszych barwach występowali również byli i obecni mistrzowie Świata. Gdy stawka była mocna i zawody miały swój prestiż sięgnęliśmy także po Klubowy Puchar Europy. Podsumowując, było wiele sukcesów i myślę, że był to udany okres w historii tego klubu - podsumowuje prezes, który z wielką radością wspomina 2003 rok, w którym udziałem klubu stają się tak wielkie sukcesy. - Na pewno rok 2003 i tytuł mistrza Polski najbardziej utkwił mi w pamięci. Żeby go zdobyć, to wiele czynników musi się na to złożyć. Mieliśmy potem lepsze zespoły, a tego sukcesu nie odnieśliśmy. Ten rok był wspaniały i niezapomniany - wspomina. Mistrzostwo miało swój dodatkowy smaczek z tego względu, że przed sezonem murowanym kandydatem do tytułu były toruńskie "Anioły", w których szeregach aż roiło się od gwiazd światowego formatu na czele z Tonym Rickardssonem, czy Jasonem Crumpem.

Greg Hancock zapisał się udanymi występami w historii Włókniarza

Liga ułożyła się wówczas akurat w ten sposób, że o podziale medali decydował ostatni pojedynek rozegrany w Częstochowie. Walka trwała niemalże do ostatniego wyścigu, a wszystko rozstrzygnęło się w w biegu czternastym, gdy Sebastian Ułamek i Andreas Jonsson pokonali podwójnie Piotra Protasiewicza oraz Tomasza Bajerskiego.

Nie ulega wątpliwości, że 2003 rok na długo zapadnie w pamięci częstochowskich fanów, choćby z tego powodu, że był to ostatni medal z najcenniejszego kruszcu, jaki Lwy zapisały na swoim koncie, choć ambicje i aspiracje klubu były bardzo wysokie. W 2006 roku, gdy Włókniarz sięgał po srebrne "krążki" motorem napędowym zespołu był Amerykanin, Greg Hancock, a w składzie oglądaliśmy wciąż Sebastiana Ułamka czy Anglika, Lee Richardsona. W 2008 roku siłę rażenia Włókniarza wzmocnił jeszcze najlepszy zawodnik globu, Nicki Pedersen, o którego podobno bajecznych zarobkach w częstochowskim klubie zrobiło się bardzo głośno. Duńczyk nie okazał się jednak receptą na odzyskanie mistrzowskiego tytułu i w 2008 roku częstochowianie trapieni plagą kontuzji wspomnianych wcześniej Ułamka i Richardsona w play-offach sezon zakończyli na czwartej lokacie, co okazało się wielkim rozczarowaniem. Posiadanie w swoich szeregach takich gwiazd, jak Greg Hancock, czy Nicki Pedersen szybko odbiło się jednak na klubowych finansach, na co ogromny wpływ miało również wycofanie się głównego sponsora klubu firmy Złomrex, która na własnej skórze odczuła skutki światowego kryzysu. Maślanka postawiony pod ścianą, z nożem na gardle musiał przystąpić wówczas do renegocjacji kontraktów, co okazało się niezwykle żmudną sztuką. Przyszłość przede wszystkim Hancocka, jak i Pedersena w barwach Lwów ważyła się niemal do ostatniej chwili. Obaj nie wystąpili w inauguracyjnym pojedynku w Zielonej Górze, ale wszystko zakończyło się po myśli prezesa. W drugiej kolejce do dyspozycji był już Amerykanin, a wkrótce potem działacze znaleźli także wspólny język z Pedersenem. Konieczność renegocjacji kontraktów sprawiła jednak, że rok krócej, niż zakładała umowa trwała przygoda Lee Richardsona z częstochowskim zespołem. Anglik wraz z Lwami w 2009 roku zdobył ostatni, jak dotąd w historii klubu brązowy medal, pokonując w dwumeczu Polonię Bydgoszcz, po czym pożegnał się z drużyną i przeniósł się do Marmy Rzeszów.

W 2009 roku Lwy cieszyły się z ostatniego medalu

Podczas trzynastu sezonów prezesury Mariana Maślanki przez klub przewinęło się wielu znakomitych zawodników. Każdy z nich zostawił we Włókniarzu cząstkę siebie i wiele niezapomnianych wspomnień. - Jest wielu takich zawodników, o których będę pamiętał. Nie chciałbym wymieniać nazwisk, bo niektórzy mogą poczuć się skrzywdzeni i mówić dlaczego ten, a nie inny zawodnik. Jest wielu, których dobrze zapamiętam i będę miał dobre wspomnienia. Mieliśmy wielu mistrzów w składzie, a także zawodników, którzy tutaj budowali swoją markę. Powiem szczerze, że mnie najbardziej cieszyło, gdy zawodnik z Częstochowy pokonywał wielkiego mistrza będącego w glorii chwały i sławy. To bardzo cieszy, że potrafimy zbudować tu podstawy ku temu, by zawodnicy mogli się rozwijać w udany sposób - mówi Maślanka.

W żużlowym światku Maślanka zasłynął również z niezwykle udanych ruchów transferowych. O tym, jak w Częstochowie eksplodował talent Rune Holty, czy Grzegorza Walaska wspominaliśmy już wcześniej, a ich przykłady można tylko mnożyć. Do tego grona można bezsprzecznie dokooptować Lukasa Drymla, który w 2007 roku znakomicie wkomponował się w częstochowski zespół. Począwszy od 2008 roku pierwsze kroki w polskiej lidze właśnie pod bacznym okiem Maślanki zaczął stawiać Tai Woffinden, którego kariera szybko nabrała tempa, a starty we Włókniarzu utorowały mu drogę do Grand Prix, w którym zagościł dzięki stałej dzikiej karcie w 2010 roku. Transferowy nos Maślanki sprawdził się ponownie w dwóch ostatnich sezonach, gdy klub zaczął coraz bardziej borykać się z finansowymi problemami. Najbardziej dobitny wydaje się przykład Rafała Szombierskiego, do którego Maślanka wyciągnął pomocną dłoń. Wychowanek rybnickiego RKM-u przebojem powrócił do startów na żużlowych torach i rok temu do spółki z Holtą i Jonasem Davidssonem, który także sprawdził się w Częstochowie poprowadził skazywany na pożarcie Włókniarz do utrzymania. W minionym sezonie wielką furorę w Ekstralidze zrobili Daniel Nermark oraz Grigorij Łaguta. Rosjanin mimo kuszących ofert szczególnie ze strony Stelmetu Falubazu Zielona Góra postanowił jednak kontynuować karierę w barwach Lwów. - Przysłowiowy nos, to za mało powiedziane w tym przypadku. Wiele rzeczy się na to składa, ale jest w tym trochę mojego dorobku. Wiele lat pracy i doświadczenia, które nabyłem przydało się. Wiele wiedzy na ten temat, jak ten żużel funkcjonuje, którą posiadałem. Z tego brały się decyzje, które w większości przypadków się powiodły, bo zdarzali się zawodnicy, którzy nie wypalili, choć mieli stworzone najlepsze warunki do tego by się rozwijać. Jestem przy żużlu 30 lat i w związku z tym to jest taki kapitał, który zdobywa się latami - podkreśla Maślanka, który nie ustrzegł się rzecz jasna błędów w doborze zawodników. W ostatnich latach największym transferowym niewypałem Maślanki okazali się Antonio Lindbaeck oraz Lewis Bridger, któremu jeszcze do niedawna wróżono większą przyszłość, niż Taiowi Woffindenowi, którego wyższość Bridger musiał uznać w walce o miejsce w składzie Lwów. Najbardziej zawiódł jednak Lindbaeck, który kreowany był nawet na lidera Włókniarza. Starty w Ekstralidze wyraźnie go jednak przerosły i po kilku spotkaniach zrezygnowano w Częstochowie z jego usług. Kariera "Toninha" znalazła się wówczas na zakręcie i przez kilka miesięcy Szwed nie pojawiał się na żużlowych torach, ogłaszając zakończenie kariery. Startów w Częstochowie do udanych nie zaliczy również Krzysztof Słaboń, po którego sięgnięto przed zeszłym sezonem. Były reprezentant Kanady nie zdołał przekonać do siebie trenera, Jana Krzystyniaka i niezwykle rzadko pojawiał się w składzie Lwów.

Marian Maślanka odkrył talent Taia Woffindena

Era Maślanki, jako "głowy" częstochowskiego klubu dobiegła oficjalnie końca 23 grudnia, gdy przekazał władzę w ręce głównego udziałowca klubu firmy KJG Company. Prezesura została powierzona Markowi Polaczkowi, ale Maślanka nadal będzie wspierał klub, z którym przeżył istne wzloty i upadki. Teraz z nieco innej perspektywy w roli prezesa honorowego. - Cały czas będę przy klubie. Walne Zgromadzenie powierzyło mi funkcję prezesa honorowego. Z tej pozycji będę robił wszystko, aby klubowi szło, jak najlepiej. Aktualnie doradzam i kontrakty, które podpisali zawodnicy były z moim udziałem. Nie będzie na pewno tego napięcia, bo wszystko do tej pory wisiało na jednej głowie, szczególnie finanse i to nie jest łatwa sprawa - przekonuję, jednocześnie wierząc, że świeża krew wyjdzie tylko klubowi na dobre, a nowy zarząd sprosta czyhającym wyzwaniom. - Myślę, że spełni pokładane nadzieje, ale najważniejsze, że znalazły się osoby, które zbudują podstawy finansowe. Chodziło właśnie o wiarygodne i solidne podstawy finansowe. To będzie główny powód, aby ten klub mógł się rozwijać i iść do przodu - kończy Marian Maślanka.

Marian Maślanka opuszcza fotel prezesa Włókniarza

Źródło artykułu: