Jarosław Galewski: Jak wiele zyskuje żużlowiec dzięki posiadaniu swojego menedżera?
Przemysław Nasiukiewicz: Na pewno menedżer, który dysponuje wiedzą, doświadczeniem i kontaktami posiada zdecydowanie większe możliwości w stosunku do pojedynczego, tym bardziej młodego, zawodnika. Mojej pracy przyświeca jedna podstawowa idea: "sportowiec powinien koncentrować się tylko na zadaniach sportowych, a za wszystko inne powinien być odpowiedzialny jego menedżer". Biorąc za przykład żużel - nie da się jednocześnie organizować startów we wszystkich ligach, negocjować kontraktów, pozyskiwać sponsorów, zadbać o sprawy logistyczne, o wizerunek medialny, o kontakty z kibicami, a do tego jeszcze przygotować sprzęt, startować i osiągać dobre wyniki. Dla jednej osoby – przy założeniu zdawałoby się oczywistej chęci osiągnięcia maksymalnie dobrych rezultatów - jest to niewykonalne. Dlatego menedżer powinien wychodzić naprzeciw potrzebom, jakie rodzą się w związku z profesjonalnym uprawianiem sportu.
Czy polski speedway przeżywa kryzys, zwłaszcza w kategorii młodzieżowej, w której jeszcze niedawno byliśmy potęgą i co jest tego przyczyną?
- Ciężko odpowiedzieć jednoznacznie na tak postawione pytanie. Mój pogląd na coraz słabsze wyniki polskich juniorów w rozgrywkach międzynarodowych – choćby na katastrofalny rezultat osiągnięty w rawickim finale DMEJ – zdaje się być mało popularny. Sądzę bowiem, że nad młodymi polskimi żużlowcami wciąż rozpościera się zbyt szeroki parasol ochronny. Jak już mówiłem w jednym z wywiadów, u naszych juniorów nie budzi się ambicji, nie uczy samodzielności. Wszystko – łącznie z tak podstawową kwestią jak miejsce w składzie drużyny ligowej – im się należy. Przy czym po skończeniu 21. roku życia zostawia się ich samym sobie. Myślę, że każdy z nas wie, jakie są tego efekty. Nie trzeba wchodzić w szczegóły. Wystarczy spojrzeć gdzie są nasi byli mistrzowie świata juniorów, czy niedawni medaliści tych zawodów. Tylko twarda rywalizacja z najlepszymi, a nie gotowanie się we własnym sosie z podaniem juniorowi wszystkiego na tacy może skutkować na przyszłość.
Czy menedżer żużlowy musi posiadać licencję, a jeśli nie, to czy planowane jest licencjonowanie menedżerów?
- W polskim sporcie żużlowym póki co licencja menedżera nie funkcjonuje. Menedżerowie innych dyscyplin sportu – jak choćby piłka nożna – zmuszeni są do posiadania licencji, chyba że są z tego obowiązku zwolnieni spełniając inne enumeratywnie wymienione w uchwałach związkowych kryteria, jak chociażby w mojej sytuacji od obowiązku posiadania licencji menedżera piłki nożnej zwalnia mnie prawo wykonywania zawodu prawnika. Z racji zasiadania w Komisji Orzekającej Ekstraligi Żużlowej jestem w stałym kontakcie z władzami ligi i muszę powiedzieć, że nie słyszałem, aby istniał pomysł licencjonowania menedżerów w speedwayu.
Co trzeba zatem zrobić, aby zostać menadżerem żużlowym?
- Nie ma konkretnej drogi. Oczywiście można ukończyć kierunek menedżera sportu na jednej z akademii wychowania fizycznego, jednak nie jest to konieczne. Ja miałem swoją drogę. Zaraz po ukończeniu studiów prawniczych, rozpocząłem pracę zawodową, która - miałem w tym przypadku wielkie szczęście – była od razu bezpośrednio związana ze sportem. Działałem w tej mierze na dwóch polach. Byłem prawnikiem w jednej z kancelarii znanej ze specjalizacji w zakresie prawa sportowego i obsłudze podmiotów związanych ze sportem, a także współpracowałem i stale współpracuję z firmą niosącą komplementarną pomoc marketingową, finansową, prawną, sponsorską i ubezpieczeniową dla zawodników indywidualnych, jak również dla klubów, w oparciu o wzorce czerpane z krajów zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, miałem okazję realizować zadania u boku takich osób jak Grzegorz Lato, Jerzy Kulej, czy dr Beniamin Noga, a w grupie sportowców tej agencji znajdowali się między innymi Mariusz Pudzianowski, Renata Mauer czy Adam Wójcik. Te doświadczenia pozwoliły mi myśleć o założeniu własnej agencji menedżerskiej, którą to ideę wkrótce zrealizowałem. Na pewno jest jednak tysiąc innych możliwości zaistnienia w tej roli w sporcie.
Czy to prawda, że polscy zawodnicy żądają więcej pieniędzy za podpisanie kontraktu niż żużlowcy zagraniczni?
- Odpowiem zupełnie ogólnie, bo mam wrażenie, że jest to sfera, o której powinienem – ze względu na zaufanie swoich zawodników – powiedzieć bardzo niedużo. Kwestia ta nie zależy od tego, z jakiego kraju pochodzi zawodnik. Obecnie jest to w dużo większym stopniu związane z klasą zawodnika i jego poziomem sportowym.
Czy w zawodzie menedżera można zarobić duże pieniądze?
- Pewnie, chociaż ostatnio spadłem w rankingu stu najbogatszych Polaków (śmiech). Mówiąc poważnie, menedżerka żużlowa nie jest moim jedynym zajęciem. Pracuję też w innych dyscyplinach sportu, a także jako prawnik.
Które ligi cieszą się największym zainteresowaniem ze strony zawodników? Gdzie oni mogą zarobić najwięcej?
- Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że najpopularniejsza jest Polska. Nie słabnącym uznaniem cieszy się Szwecja, a do łask wraca Dania. Tamtejsza liga po latach stagnacji bardzo prężnie się rozwija. Pojawiają się tam coraz "większe" nazwiska, infrastruktura ośrodków jest odnawiana, a na stadiony przychodzi coraz więcej widzów. Zawodnicy nie gardzą również startami w Czechach czy w Niemczech, jednak te ligi stoją jakby niżej w nieformalnym rankingu.
Spada liczba żużlowców, którzy decydują się na starty w angielskiej Elite League. Jest to spowodowane tylko względami finansowymi?
- Myślę, że ta tendencja niedługo ulegnie zmianie. Z jednej strony rzeczywiście Anglia to nie jest żużlowe El Dorado, jednak coraz większy napływ obcokrajowców do polskich lig żużlowych, a także uszczuplenie szwedzkiej ligi Allsvenskan do jedynie pięciu klubów powoduje coraz większe zainteresowanie rodzimych żużlowców ligą angielską. Już teraz wielu jest takich, którzy pytają o możliwość zorganizowania startów na wyspach począwszy od kolejnego sezonu.
Czy mapa speedwaya przesuwa się powoli na wschód? Czy odczuwasz coraz większą chęć zawodników do spróbowania swoich sił np. w lidze rosyjskiej?
- O tak! Między innymi z tego względu wraz z moimi pracownikami rozpocząłem intensywną naukę języka rosyjskiego. Jedyne co mnie niepokoi to bardzo mała liczba klubów, które biorą udział w rywalizacji ligowej w Rosji. Zdaje się, że jest tych klubów tylko cztery. Zastanawiam się czy przy tak małej ilości klubów centrum światowego żużla może przenieść się właśnie do Rosji.
Reprezentujesz Lubosa Tomicka. Ten zawodnik miał spore problemy z opolskimi działaczami. Wokół niego samego wytworzyła się niemiła atmosfera. Jak rysuje się jego przyszłość w barwach klubu z Opola?
- Przykro to mówić, ale większość podanych informacji była nieprawdą. Nigdy nie było żadnego konfliktu między opolskim klubem a Tomickiem. Musze wręcz powiedzieć, że – chociaż włodarze tego klubu mogli czuć się zawiedzeni postawą Lubosa szczególnie po meczu z Orłem Łódź – działacze z Opola nie okazywali swojego zniecierpliwienia. Jestem przekonany, że Lubos Tomicek zawsze daje z siebie sto procent jadąc w barwach Kolejarza. Ostatnio jednak widać było, że motocykle Czecha nie spisują się tak, jakby można było tego oczekiwać. Co do przyszłości, na pewno zawodnik ma ambicje sięgające wyżej niż II liga polska, jednak nie przekreślałbym również ponownego związania się z Kolejarzem Opole.
I na koniec pytanie zupełnie z innej beczki. Jakiej drużynie żużlowej kibicujesz na co dzień?
- Wszystkim, bez wyjątku. Bardzo martwią mnie sytuacje Lublina, Krakowa, Świętochłowic, Piły, czy Warszawy, których nie ma już na mapie ligowego żużla w Polsce. Jeszcze bardziej smuci mnie sytuacja, że kluby te zapadły w niebyt właściwie bez większego echa, bez reakcji ze strony władz tego sportu. W Polsce zostało nam jedynie 19 ośrodków ligowego speedwaya! To katastrofalnie mało! W tym kontekście kibicuję wszystkim.