- Niby towarzyski turniej, a doznałem kontuzji. Na wejściu w pierwszy łuk, wydawało mi się, że nie powinno być żadnych problemów, ale zaliczyłem dość poważny upadek. Niestety połamałem żebra i podejrzewam, że przy okazji złamałem którąś kość w ręce. I tak zakończyłem zawody, a w konsekwencji sezon. Szkoda, że tak się stało. W tym sezonie miałem za dużo upadków. Nie szło mi tak, jakbym sobie tego życzył – powiedział Jacek Rempała.
Dla doświadczonego zawodnika były to już ostatnie zawody w tym sezonie. Jak zatem wychowanek tarnowskiej Unii podsumuje zakończony dla niego sezon? - Nie było za dobrze. Liczyłem, że ten sezon będzie dobry w moim wykonaniu. Wiadomo, zeszły sezon był rewelacyjny. Dlatego poczyniłem w tym sezonie większe inwestycje i wydawało się, że wszystko powinno zagrać od początku do końca. Jednak tak nie było. No i cóż. Ważne, że w tych kluczowych momentach nasza drużyna potrafiła się zmobilizować i utrzymać się w pierwszej lidze dla Łodzi dla tych kibiców. Dla mnie to były raczej ostatnie zawody w tym roku i trzeba teraz dojść do siebie. Na razie nie myślę o tym, co będzie w przyszłym roku. Nie myślę o tym czy będę jeździł, czy będę zajmował się czymś innym. Trudno mi na to w tej chwili odpowiedzieć.
Niedzielne zawody były także pożegnaniem Witolda Skrzydlewskiego, który po kilku latach sponsorowania łódzkiego żużla, kończy utrzymywanie Orła. Jak współpracę ze sponsorem klubu ocenia Rempała? - Nie mogę narzekać. Drugi rok z rzędu startowałem i na nic nie mogę narzekać. Zawsze będę wypowiadał się o panu Skrzydlewskim w samych superlatywach - mówi 40-latek.
Z odejściem Skrzydlewskiego pojawiają się pytania o przyszłość łódzkiego żużla, którego przyszłość stanęła pod dużym znakiem zapytania. - Na pewno żużel w Łodzi będzie istniał, tylko ciężko mi powiedzieć, na jakim poziomie. Myślę, że łódzki żużel nie umrze i kibice znów za rok będą przychodzić tutaj na mecze. Myślę, że pan Skrzydlewski nie odejdzie całkowicie i będzie tam w jakimś stopniu pomagał. Jest ponad pięć lat w żużlu i złapał tego bakcyla i trudno jest z czegoś momentalnie i całkowicie zrezygnować, jak już się coś pokochało - kończy zawodnik.