Jan Gacek: Czy ma pan już koncepcję składu na Drużynowy Puchar Świata?
Marek Cieślak: Sporo już o tym myślę. Wnikliwie obserwuję to co dzieje się z naszymi potencjalnymi kandydatami do drużyny. Przyznam szczerze, że jestem lekko zaniepokojony formą tych, którzy byli dla mnie faworytami do miejsca w składzie.
Tomasz Gollob, Jarosław Hampel, Rune Holta i Piotr Protasiewicz...bez tych zawodników trudno wyobrazić sobie w tej chwili drużynę, która będzie broniła złotego medalu. Jest jednak wielu żużlowców, którzy rywalizują o piąte miejsce w zespole.
- Słusznie pan zauważył. Te nazwiska, które pan podał to również moi faworyci. Oczywiście nie można niczego przesądzać już teraz. Ta czwórka wydaje się w tej chwili najmocniejsza. Muszę jednak w tym tygodniu podać dziesięć nazwisk. Do wymienionych zawodników dodam jeszcze tych, którzy w moich oczach mają szansę na jazdę w Drużynowym Pucharze Świata. To będą żużlowcy, którzy w mojej ocenie mogą jeszcze w ciągu miesiąca dojść do "reprezentacyjnej" formy. Nie ukrywam, że konsultuję to z Tomkiem Gollobem. On jest kapitanem reprezentacji i żyje tym tematem na co dzień. Jesteśmy po rozmowach i tak jak wspominałem najbardziej liczy się ta czwórka zawodników o której mówimy. Do imprezy jest jeszcze miesiąc i dziesięć dni. Chodzi o znalezienie piątego zawodnika. Podam w najbliższym czasie dziesięć nazwisk a potem będziemy obserwowali co się dzieje dalej.
Czy bierze pod poważnie pod uwagę kandydaturę Janusza Kołodzieja. Wiadomo przecież, że tego zawodnika stać na zdecydowanie lepsze wyniki niż te, które osiąga w tym sezonie.
- Kołodziej na pewno będzie w dziesiątce, która zostanie nominowana. Wiem, że ostatnio znowu słabo pojechał na torze, na którym się wychował. Siedzę jednak za długo w tym fachu, żeby nie widzieć potencjału tkwiącego w tym zawodniku. On może wrócić do formy w ciągu 2-3 spotkań. Nie ma takiej możliwości, żebym skreślił go na ponad miesiąc przed zawodami. Dla mnie jego postawa jest dużym rozczarowaniem. Spodziewałem się, że po Tomku Gollobie i Jarku Hampelu on będzie tym trzecim zawodnikiem w reprezentacji. Będę obserwował formę Kołodzieja, mamy jeszcze trochę czasu.
Z perspektywy klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników naszej Ekstraligi zdecydowanie mocniejszy od Kołodzieja jest Piotr Świderski...
- Piątą średnia wśród Polaków ma w naszej lidze Maciek Janowski. Średnie biegowe nie są jednak dla mnie najważniejszym kryterium. W dziesiątce nominowanej do kadry na pewno znajdzie się Maciek Janowski i Przemek Pawlicki.
Chyba wszyscy oczekują, że w Polacy po raz kolejny wygrają Drużynowy Puchar Świata. Łatwo się pracuje pod taką presją?
- Od kilku lat oczekuje się od nas, że będziemy zdobywali w tej imprezie złote medale. To z pewnością nie jest komfortowa sytuacja, bo zawodnicy sami sobie narzucają najwyższy cel. Ja mam takie same marzenia jak nasi żużlowcy, chcemy wywalczyć złoto. W ubiegłym roku chcieliśmy udowodnić, że nasze triumfy w tej imprezie na polskich torach nie były dziełem przypadku. Teraz staje przed nami szansa przejścia do historii jako pierwszy zespół, który wygrał trzy edycje DPŚ z rzędu. To powoduje, że zarówno zawodnicy, kibice jak i ja sam nakręcamy się, żeby to wygrać. Jednocześnie trzeba zauważyć, że forma niektórych naszych żużlowców nie jest jeszcze "reprezentacyjna". Rozmawiam z zawodnikami i wiem jaka jest sytuacja. Za późno zabraliśmy się za te tłumiki i wielu ciągle szuka. Każdy mi mówi, że jest na dobrej drodze, ale ciągle mu czegoś w tej kwestii brakuje.
Jarek Hampel też mówi, że ma takie problemy? Sądząc po jego ostatnich wynikach temat tłumików jest w jego teamie w pełni opanowany.
- Jarek trzeźwo oceniał sytuację z tłumikami. Mówił swoje, ale działał konkretnie. To jest bardzo inteligentny zawodnik. On w miarę szybko opanował tę sytuację i widać tego efekty. Trzeba pamiętać, że dopasowanie do nowych tłumików zależy też od stylu jazdy zawodnika. Nie wszyscy tunerzy w tym samym czasie zdołali opanowali sprawę. To tak jak z nauką języka obcego. Jednemu przyjdzie to łatwo i szybko a innemu nie.
W niedzielę pańska drużyna rozegra mecz wyjazdowy w Lesznie. W ostatnich sezonach Falubazowi nie wiodło się najlepiej na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. Tym razem szansa na zwycięstwo jest ogromna.
- Jedziemy do Leszna po zwycięstwo, ale taki sam cel stawiamy sobie przed każdym spotkaniem. Nie będę opowiadał, że chcemy się pokazać z dobrej strony i stworzyć ciekawe widowisko. Podobnie jak w przypadku naszego ostatniego wyjazdu do Rzeszowa mamy prosty cel - wygrać.
Sytuacja Unii jest wyjątkowo trudna. Z drugiej strony warto przypomnieć, że leszczynianie po raz ostatni przegrali na własnym torze w 2009 roku.
- Nie przykładam do tego większej wagi. Były czasy, kiedy Leszno przegrywało u siebie. Teraz Unia miała dobry okres i wygrywała. Żadna passa nie jest nikomu przypisana na wieki wieków. Wiemy, że ta drużyna ma problemy z kontuzjami. U nas też są przecież podobne trudności. Oba zespoły będą wykorzystywały zastępstwo zawodnika. Zobaczymy komu to wyjdzie na dobre. Mamy świadomość tego, że mimo osłabienia Unia posiada spory potencjał. Jeśli Kołodziej wróci do formy, a to może stać się w każdym momencie a do tego świetnie pojadą Hampel i Batchelor to może okazać się to bardzo wyrównany mecz. Spodziewam się twardego pojedynku.
Ostatnio często słyszy się, że defekty Grega Hancocka w ostatnim meczu w Zielonej Górze nie były dziełem przypadku…
- Nie jest pan pierwszą osobą, która o to pyta. Ostatnio są mi przypominane różne sytuacje sprzed lat. To mnie cieszy, bo robi mi to dobrą reklamę. Prezesi klubów chcą mieć w swoich szeregach myślącego trenera. Powiem jednak szczerze, że nie chcę komentować tych oskarżeń. W czasie meczu ciężko jest cokolwiek wymyślić. Czy ja po każdym biegu, na bieżąco obliczałem z kalkulatorem w ręku średnie biegowe zawodników? Tak po prosty wyszło. Wygrywaliśmy wysoko a Gregowi po prostu się takie problemy przytrafiły. Dorabianie do tego ideologii to już jest problem. Po zawodach każdy może wziąć długopis do ręki i wyciągnąć różne wnioski. Gdybym myślał, że Hancock zrobi siedem punktów w meczu z Lesznem to bym uważał, że ten mecz przegramy. Nikomu coś takiego nie przeszło przez myśl. Nie chcę się tłumaczyć, bo tylko winni się tłumaczą.
Jak odnajduje się pan w klimacie "wojenek" zielonogórsko - gorzowskich?
- Mnie najbardziej interesuje praca z drużyną. Jestem bardzo zadowolony, bo atmosfera jest kapitalna, zawodnicy się doskonale rozumieją. Bardzo udana jest nasza współpraca. Jestem całym sobą zaangażowany w starty Patryka Dudka, cieszę się, że doszedł do finałów IMŚJ. Interesuje mnie to czy Greg się wyspał, czy - jak to się mówi - ma kupkę dobrą. Czy Jonsson ma wszystko poukładane, czy "Protas" jest zadowolony z życia…Jeśli chodzi o "wojenkę" zielonogórsko-gorzowską to staram się być obok tego. Jestem zbyt świeży w tym środowisku, żebym mógł się w to angażować. Przyjmuję to jako stan, który tu od lat istnieje. Zresztą, takie są prawa derbów. Obserwuję to z boku, niektóre rzeczy mnie śmieszą, inne smucą. Podpisując umowę z prezesem Dowhanem zdawałem sobie sprawę, że będą mecze z Gorzowem i będzie ta "wojenka". Ja osobiście nie czuję się stroną w tej "wojnie". Mam kolegów zarówno w Zielonej Górze jak i w Gorzowie. Gdybym miał nagle szukać sobie wrogów to byłaby to sztuczna sytuacja.
Sądzę, że zielonogórsko-gorzowska "wojenka" jest w gruncie rzeczy pożądana przez oba "zwaśnione" kluby. Ona gwarantuje zainteresowanie mediów i pełne stadiony podczas spotkań derbowych…
- Tak i wcale nie widzę w tym niczego złego. To, że staram się od tego dystansować to nie oznacza, że uważam to za złą rzecz. Dzięki temu, że są te mecze derbowe, ludzie czekają na nie niecierpliwie i w obu miastach zapełniają stadiony. Popularyzacja tej dyscypliny w regionie jest dzięki temu olbrzymia. Myślę, że wiele drużyn chciałoby mieć takie derby i takich sąsiadów. Chciałbym tylko, żeby było bezpieczniej i żeby nie robić sobie przy tej okazji małych "świństewek". Ogólnie jednak uważam te derby za świetną sprawę. Gdyby tylko mogło być trochę bardziej kulturalnie a kibice po meczu zamiast się wyzywać poszli razem na piwo...