Jarosław Handke: Jak pan ocenia zmiany w pierwszej i drugiej lidze, o których głośno zrobiło się po spotkaniu przedstawicieli klubów w Gnieźnie?
Jerzy Drozd: Trudno na tę chwilę to wszystko ocenić. Natomiast wydaje mi się, że dobrze się stało, że wszyscy prezesi zaczynają podobnie myśleć i chcą dokonać pewnych zmian. Jeśli nikt się z tego nie wycofa, bo to na razie jeszcze nic nie jest podpisane na sto procent, to te zmiany uważam za duże i istotne. Myślę, że chcemy zrobić małą rewolucję w sporcie żużlowym i uważam, że jest to dobry kierunek. Dotyczy to Ekstraligi, I i II ligi. Wiemy, że zawsze na różnych zmianach najbardziej cierpi II liga, bo tam nigdy nie wiadomo jak się pojedzie, ile drużyn się zgłosi i tak dalej. Ale myślę, że uda nam się to wspólnie wypracować. Regulamin finansowy jest istotny, każdy wie o tym, że sport żużlowy jest sportem drogim. Ważne jest to, by każdy klub był przyzwoity pod względem finansowym, by mógł zakończyć sezon bez jakichś dużych zaległości finansowych. Powiało lekkim optymizmem, sam jestem zwolennikiem zmian zachodzących od czasu do czasu. Kibice przez ileś lat funkcjonowania czegoś się przyzwyczajają, a to później traci na wartości. Jest to mało atrakcyjne, jest ciągle takie same. Myślę, że kibica trzeba przyciągnąć czymś nowym i uatrakcyjnić zawody. Jestem pozytywnie do tego ustosunkowany.
Prezes Kolejarza Rawicz twierdzi, że ustalenie tabeli II ligi po rundzie zasadniczej to najlepsze możliwe rozwiązanie. Jak pan się na to zapatruje?
- Jeśli się już nic innego nie da zrobić, to tak. Kluby z wyższych lig mają zawsze tych meczów więcej. U nas jest ten dylemat, że są spotkania, w których nie ma o co jechać. My też byśmy chcieli, by tych jazd dla kibica było jak najwięcej. Musimy ciągle się tłumaczyć, dlaczego kończymy sezon w takim momencie. Podpisuję się dwoma rękami pod tym, co zaproponowali prezesi, że kończymy na rundzie zasadniczej i basta.
W sezonie 2012 w Speedway Ekstralidze ma jeździć 10 drużyn, w pierwszej lidze - 8, zaś w drugiej "pozostałe". Czy już samo to sformułowanie w pana ocenie nie oznacza, że rozgrywki drugiego frontu będą traktowane "po macoszemu"?
- Na pewno tak. Myślę, że do tego tematu będziemy jeszcze wracać na kolejnym spotkaniu, które jest zaplanowane. II liga faktycznie jest traktowana "po macoszemu". Ten regulamin nie jest zbyt łaskawy dla nas i dla kibiców. Nie ma złotego środka, ale uważam, że takie traktowanie nie jest czymś dobrym. Myślę, że trzeba się jeszcze nad tym zastanowić, być może wymyślić jakiś inny system rozgrywek. To jest trudne, bo na przykład prezesi klubów pierwszoligowych niechętnie chcą rozmawiać na temat połączenia lig i podziału rozgrywek na dwie grupy. Myślę, że byłoby to najlepsze rozwiązanie, bo druga liga zawsze będzie tą druga ligą traktowaną "po macoszemu". Będzie tak dopóki nie będzie kiedyś zastosowane jakieś poważne cięcie. To jest oczywiste.
Rozmawialiśmy w tym roku po pamiętnym meczu w Rawiczu i mówił pan wówczas o współpracy między piłkarską Oderką i żużlowym Kolejarzem. Tymczasem podczas meczu z Wandą kibice Oderki nie zachowywali się najlepiej…
- To prawda. Od tego czasu ta współpraca troszeczkę przygasła. Tak jak do tej pory przekazywaliśmy część biletów Odrze, żeby przeprowadzano losowania wśród kibiców, którzy interesują się także sportem żużlowym, tak w tej chwili już biletów takich nie przekazujemy. Boimy się podobnych incydentów, wolimy się skoncentrować na tych prawdziwych kibicach żużlowych. Myślę, że więcej już nie wrócimy do tej formy współpracy, bo ci kibice są po prostu nieobliczalni.
Dla Kolejarza Opole sezon 2010 na pewno nie był udany. Co było główną tego przyczyną?
- Przyczyn zawsze można szukać wiele. Było kilka takich. Przede wszystkim dopadły nas kontuzje zawodników, których zakładaliśmy, że rozpoczną z nami normalnie sezon. Tymczasem okazało się, że byli niedyspozycyjni już na samym starcie sezonu. Później nie mogliśmy się pozbierać, by ten skład optymalny na mecze drugiej ligi ułożyć. Trochę meczów było poprzekładanych, nie mogły się one odbyć w normalnym terminie niedzielnym, do którego są przyzwyczajeni kibice. Straciliśmy na tym pod względem frekwencji. Straciliśmy pod względem składu, bo nie wszyscy zawodnicy zagraniczni byli w stanie pojechać w danym dniu tygodnia. Musieliśmy "sztukować" te składy, także to wszystko było pokręcone, jak nigdy do tej pory. I stąd być może taki wynik, chociaż może nie do końca to, co powiedziałem wpłynęło na ten wynik. Niemniej jednak na pewno jakiś znaczący wpływ to miało. Do tego dochodzą nietrafne kontrakty, niektórym zawodnikom za mocno zawierzyliśmy, szczególnie zawodnikom zagranicznym. Tak naprawdę nie spełnili naszych oczekiwań, a to oni powinni być filarem drużyny w każdym meczu. Wyjątek stanowi Barker, który w kilku meczach pokazał się z bardzo dobrej strony, ale w kilku nie wystąpił, gdyż odmówił startu. Nie znamy prawdziwych powodów i przyczyn. Myślę, że ci zawodnicy zagraniczni nie są związani z klubem, tak jakbyśmy sobie tego życzyli i tak jak mówią, bo to jest nieprawda. Jeżeli będę dalej w klubie funkcjonował i miał coś do powiedzenia, to będę brał dużą rezerwę na kontraktowanie zawodników zagranicznych.
Podobno Ben Barker zarabiał w Opolu dwa - trzy razy więcej niż choćby Sebastian Alden w Rawiczu. Anglik jednak miał dość specyficzne podejście do sportu żużlowego i się nie sprawdził. Czy jego zatrudnienie było błędem?
- Z jednej strony można powiedzieć, że nie, bo wtedy, kiedy był wystawiany do składu, to był podstawowym zawodnikiem i robił swoje punkty. I robił tych punktów sporo. Jego zachowania nie przewidzieliśmy. Nie wiedzieliśmy, że ma taki frywolny stosunek do sportu żużlowego. Jeździ wtedy, kiedy mu pasuje, a nie wtedy, gdy go potrzebujemy. Generalnie na pewno błędem to nie było, bo jako zawodnik był dobry. Natomiast jego zachowanie było fatalne i myślę, że więcej takiego zawodnika bym nie chciał widzieć w Opolu. Nawet jeśli robiłby tyle samo punktów co Barker. Nie chcę widzieć ani jego, ani nikogo jemu podobnego.
Niedawno w Opolu odbyła się impreza rangi Mistrzostw Europy. Jak pan ocenia jej organizację i przebieg?
- Była to impreza rangi mistrzostw Europy, ale pod względem sportowym nie była jakiejś wielkiej rangi. Wiadomo, jacy zawodnicy byli w stawce. Niemniej jednak, takie imprezy nigdy Opole nie organizowało, zrobiliśmy takie coś po raz pierwszy. Musieliśmy spełnić warunki licencyjne, aby uzyskać międzynarodowy certyfikat. Myślę, że zrobiliśmy wszystko dobrze, uzyskaliśmy pozytywną opinię od jury. Przynajmniej taka opinia jury została mi przez jego członków osobiście przedstawiona podczas posiedzenia. Bardzo się z tego cieszę i myślę, że jest to pierwszy krok do tego, byśmy się mogli rozwijać pod względem organizacji imprez międzynarodowych o takiej randze lub podobnych. To jest też dobry sygnał dla władz miasta, bo widzą, że nie zamykamy się tylko na jazdę w meczach ligowych czy organizacji imprez organizowanych przez PZMot, a wychodzimy nieco dalej. To może nam pomóc w budowie infrastruktury, rozbudowy stadionu. Widzieli to na własne oczy: pan prezydent, który był obecny na tych zawodach, pan wicemarszałek. Dla żużla opolskiego to jest na pewno pozytywny znak i cieszę się, że się udało. Chociaż nie jest łatwo przeprowadzić taką imprezę, z czego wcześniej nie zdawałem sobie sprawy. Jednak koszty są po naszej stronie. Ten temat jest dość trudny do realizacji, niemniej jednak przy pomocy i wsparciu finansowym udało nam się to zrobić. Pogoda dopisała, impreza myślę, że była fajna. Ja jestem zadowolony.
Czy kluby drugoligowe powinny częściej otrzymywać prawo organizacji tego typu imprez?
- Ja myślę, że w ogóle kluby drugoligowe, które są jakby skazane na jazdę w drugiej lidze, powinny otrzymywać imprezy wyższej rangi. Dotyczy to też imprez PZMotu. Nie powinno się tego rozdzielać tylko między kluby Ekstraligi czy te topowe z pierwszej ligi. Trzeba przydzielać takie imprezy klubom z drugiej ligi, by zachęcić kibiców. Kibic oczekuje czegoś nowego, na nowe nazwiska. Tutaj w drugiej lidze ciągle jeżdżą te same, na przemian. To się kibicowi nudzi. Trzeba więc dla niego coś innego zorganizować. Mam nadzieję, że dostrzeże to Główna Komisja Sportu Żużlowego i będzie ona przydzielała bardziej atrakcyjne imprezy właśnie tym klubom.
W przyszłym roku do pierwszej ligi awans wywalczą dwie najlepsze drużyny drugiego frontu, zaś trzecia pojedzie w barażu. Czy Kolejarz ma w planach poważne włączenie się w walkę o awans?
- Ja myślę, że jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Każdy klub zapewne chciałby się włączyć i my także. Ale zobaczymy jak będzie wyglądała sytuacja z regulaminem finansowym, który jest już prawie "domówiony". Zobaczymy jaki będzie stosunek zawodników do tego regulaminu. Istotnym czynnikiem będzie szczęście. Zobaczymy jakimi kryteriami przy wyborze klubu będą się kierowali zawodnicy, mając na względzie regulamin dotyczący przygotowania do sezonu czy "biegopunktówki". Przekonamy się, czy zawodnicy nam zaufają w ramach nowego regulaminu. Tego jeszcze nie wiemy, bo musimy zamknąć finansowo ten sezon. Nie jest on jeszcze zamknięty, bo liczymy, że w tym roku odbędą się jeszcze co najmniej dwie imprezy w Opolu.
Kto w tym sezonie awansuje do pierwszej ligi: Orzeł Łódź czy Lubelski Węgiel KMŻ Lublin?
- Jest to trudne pytanie, nie chciałbym się narażać. Obie ekipy mają duże szanse, ale obawiam się, że może to być Lublin. Nie mówię tego w złym słowa znaczeniu, Broń Boże. Życzę panu Skrzydlewskiemu i całej ekipie z Łodzi awansu. Oni starają się o to przez szereg ostatnich sezonów. Rzutem na taśmę im to ostatnio nie wychodziło. Gdy pan Skrzydlewski był na posiedzeniu w Opolu to mu tego życzyłem. Ale obawiam się, że jeśli chodzi o punkty małe, duże, to może być różnie. Niech awansuje Łódź, niech w końcu osiągną ten cel, któremu poświęcili ostatnie sezony. Życzę im tego z całego serca.