Wojciech Ogonowski: Dokładnie 1 sierpnia krośnieńska drużyna zakończyła sezon. Chyba nie tak miało to wyglądać?
Wojciech Zych: Zgadza się. Takiego scenariusza nie zakładaliśmy w ogóle. Liczyliśmy, że będzie to wyglądało inaczej, dużo lepiej. Celowaliśmy w pierwszą czwórkę, jednak niestety tak się to wszystko poukładało, że zakończyliśmy ten sezon bardzo szybko, z czego nie jesteśmy wcale zadowoleni, podobnie jak i kibice w Krośnie. Wpływ na to miało jednak kilka czynników, przede wszystkim problemy z pogodą, przekładanymi meczami i drastycznie spadająca frekwencja.
Wydaje się, że już kolejny rok tej drużynie brakowało lidera z prawdziwego zdarzenia. Mads Korneliussen co prawda wykręcił najwyższą średnią w zespole, ale nie we wszystkich meczach jechał na wysokim poziomie.
- Dokładnie. Liczyliśmy, że ktoś pociągnie ten zespół do przodu. Na pewno na papierze najmocniej wyglądał Korneliussen, ale w składzie byli też przecież tacy zawodnicy jak Paweł Staszek, czy Kenneth Hansen. Nie wszyscy jednak zawsze jechali tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Mads Korneliussen średnią ma niezłą, najlepszą w zespole, ale nie taką, na którą go stać. Niestety nie był takim zawodnikiem, na którym można byłoby wszystko oprzeć i być pewnym, że będzie jechał same bardzo dobre spotkania. Zawiódł parę razy, ale taki jest sport. Nie zawsze trafi się na zawodnika, który będzie prezentował się tak, jakby się tego oczekiwało.
Jest może taki zawodnik, którego w przeciągu całej rundy zasadniczej mógłby pan pochwalić? Taki, który spełnił oczekiwania, a może nawet zrobił coś więcej.
- Patrząc na postawę drużyny w przeciągu całego sezonu, wydaje mi się, że każdy miał mecze lepsze i gorsze. Jeśli jednak mam kogoś wybrać, to wyróżniłbym Patricka Noergaarda. Nie jechał we wszystkich spotkaniach, bo na nasze nieszczęście często było tak, że albo zawody były odwołane, on miał kontuzję, albo był zawieszony przez swoją federację. Jednak w meczach, w których się pokazał udowodnił, że drzemie w nim spory potencjał. Mamy z nim podpisany kontrakt na przyszły rok i myślę, że jeśli wystartujemy, to może on być ciekawą postacią w naszym składzie.
Dużo mówi się obecnie o trudnej sytuacji finansowej KSM Krosno. Mógłby pan uchylić rąbka tajemnicy i poinformować jak faktycznie wygląda ta sprawa?
- Mamy zaległości w stosunku do zawodników i instytucji, jednak powoli staramy się je niwelować. Zbieramy się teraz jako zarząd i będziemy debatować, co zrobić, żeby te długi zmniejszyć. W tym roku strasznie zmalały nam wpływy z biletów, a z drugiej strony podrożeli zawodnicy. Między innymi to spowodowało lawinę różnych problemów finansowych, które teraz musimy jakoś rozwiązać. Mieliśmy już jednak podobną sytuację cztery lata temu, kiedy zaczynaliśmy działalność z długami od innego klubu. Mamy już trochę doświadczenia jak się tym zająć i myślę, że damy radę.
W połowie lipca krośnieński klub zorganizował półfinał Indywidualnych Mistrzostw Polski. Po zliczeniu wszystkich wpływów, jest pan w stanie powiedzieć ile dokładnie mogło być kibiców na stadionie i ile klub dzięki tej imprezie zarobił?
- Kibiców było w granicach siedmiu tysięcy. Dochody z tej imprezy były dość pokaźne, pomogły nam pewne rzeczy uregulować i utrzymać jakąś płynność finansową. Byłoby dobrze, gdyby centrala takie imprezy zawsze przydzielała ośrodkom drugoligowym, takim jak np. Krosno. W naszym mieście ten półfinał wzbudził bardzo duże zainteresowanie, zjechali się tutaj zawodnicy, których na co dzień kibice widzą jedynie w telewizji. Można było na żywo obserwować jeźdźców, którzy walczą o najwyższe laury nie tylko na szczeblu krajowym, ale i światowym, bo przecież oprócz Tomka Golloba startowali Adrian Miedziński i Janusz Kołodziej, którzy są członkami naszej złotej drużyny narodowej.
Jak podsumowałby pan pracę wykonaną przez trenera Ireneusza Kwiecińskiego?
- Wydaje mi się, że Irek Kwieciński to jest odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. To jest gość, któremu zależy, żeby żużel w Krośnie był i osiągał jak najlepsze wyniki. Nie zawsze trener ma wpływ na to jaka jest forma zawodników, bo wiadomo, że ściągamy ich spoza Krosna, nie są to wychowankowie i nie zawsze mogą przyjechać choćby na trening, bo mają np. inne zawody. Wydaje mi się jednak, że trener Kwieciński w stu procentach wypełnił swoją rolę. Jego zaangażowanie, chęć pracy, dobra atmosfera którą potrafił wytworzyć wśród zawodników jest tym, czego oczekiwaliśmy. Potrafił też przygotować tor, który był naszym atutem, a także pod względem taktycznym prowadził drużynę bez zastrzeżeń.
Na spotkaniu ze sponsorami przed sezonem, dużo mówiło się o wymianie nawierzchni, band, a także budowie nowej trybuny. Wszystkie koszty miało pokryć miasto. Kiedy można spodziewać się jakichś działań?
- Jeśli chodzi o trybunę, to ciężko jest mi się wypowiedzieć, bo nie wiem jak ta sprawa dalej się toczy. Natomiast miasto na pewno wesprze nas w wymianie band. Te środki, które zostały przeznaczone wystarczą na razie tylko na ten zabieg. Liczymy, że tak jakby kolejnym etapem będzie już wymiana nawierzchni, jednak nie wiem kiedy to nastąpi. Wiąże się z tym też sprawa zdrenowana toru, bo mieliśmy w tym roku kilka przykładów, że nie dawaliśmy sobie rady z torem po ulewach. Jest to ewidentnie wina zdrenowania, odprowadzenia wody, zwiększenia kąta nachylenia toru. Zabiegi te spowodują, że po ulewie będzie można szybko doprowadzić tor do stanu używalności i rozgrywać na nim zawody.
Podobno jest też szansa, że zawody w Krośnie kibice będą mogli oglądać przy sztucznym oświetleniu?
- To prawda. Dostaliśmy propozycję od firmy, która w ramach reklamy chciałaby wykonać na naszym stadionie takie oświetlenie na swój koszt. Jest jednak póki co za wcześnie, aby mówić na ten temat więcej. Na razie czekamy na konkrety, wizualizację, jakiś projekt. Jeżeli to by się ziściło, to myślę, że już w przyszłym roku można byłoby oglądać zawody na naszym stadionie przy sztucznym oświetleniu. Na pewno dla naszych kibiców byłaby to nie lada gratka.