Opolski klub od samego początku sezonu prześladuje ogromny pech. Zaczęło się od problemów zdrowotnych kluczowych zawodników Dawida Cieślewicza i Adama Czechowicza, którzy mieli poprowadzić zespół do awansu do I ligi. Potem plany pokrzyżowała pogoda, a częste przekładania spotkań uderzyły Kolejarzowi ostro po kieszeni. Dodatkowo klub mimo wielu obietnic nie może liczyć na większą pomoc ze strony Urzędu Marszałkowskiego. - Teraz mamy ciężki orzech do zgryzienia. Nie wiem, gdzie powinniśmy szukać tych pieniędzy. Może się skończyć na tym, że weźmiemy prywatnie kredyty, żeby wyjść z długów. A przecież nie o to chodzi. Jesteśmy traktowani przez władze jak dzieci, które w wolnym czasie bawią się w żużel. A my przecież nie robimy tego dla siebie - mówi prezes klubu, Jerzy Drozd.
Dla porównania w Zielonej Górze miasto przeznacza 1,5 miliona złotych na promocję sportu żużlowego, podczas gdy w Opolu nawet o znacznie mniejsze sumy ciężko się doprosić. - Nie porównuję oczywiście poziomu sportu żużlowego w Zielonej Górze i Opole, ale jeśli tam można znaleźć środki, to czemu to jest niemożliwe tutaj? - dziwi się Drozd.
Opolscy działacze powoli tracą cierpliwość, a piętrzące się problemy być może spowodują zmniejszenie kadencji obecnego zarządu o rok. Kłopoty finansowe nie odbiją się, co prawda na organizacji sierpniowego Półfinału Mistrzostw Europy Par, jednak już w październiku klub będzie musiał starać się o uzyskanie licencji na kolejny sezon. - Do końca października mamy czas na uzupełnienie zaległości. Możemy ewentualnie starać się o przedłużenie tego terminu o miesiąc. Staramy się oczywiście znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Rzecz jednak w tym, że w Opolu nie ma już z kim rozmawiać o naszych problemach. We wrześniu chcemy zwołać walne, na którym podsumujemy sezon i ustalić termin kolejnego. Będziemy wnioskować o skrócenie kadencji o rok - kończy Jerzy Drozd.
Więcej w opolskim wydaniu Gazety Wyborczej.