Sam turniej tradycyjnie poprzedziły imprezy historyczne. Przed tygodniem odbyła się uroczysta konferencja prasowa, podczas której losowano numery startowe zawodników. Miejsce tego wydarzenia nie było przypadkowe, gdyż uczestnicy spotkania mieli doskonały widok na gnieźnieńską Katedrę, gdzie przed laty koronowano władców Polski.
W dzień poprzedzający zawody, odbyła się biesiada średniowieczna. W godzinach popołudniowych barwny korowód przemieszczający się z Rynku na stadion informował, że szykuje się wielkie sportowe wydarzenie. Na miejscu mieszkańcy miasta mieli okazję poczuć się jak w Średniowieczu, kiedy panował patron imprezy - Bolesław Chrobry. Była okazja by spróbować tradycyjnego jadła, wybić turniejową monetę czy przyjrzeć się pokazom rycerskim. Punktem kulminacyjnym wydarzenia był turniej siłaczy, w którym wystąpili najsilniejsi ludzie w Polsce (m.in. Kuraś, Peksa, Libacki, Heine). Konkurencje i przebrania zawodników były charakterystyczne dla czasów pierwszego króla Polski. Wszyscy bawili się znakomicie do późnych godzin wieczornych.
Turniej Chrobrego również miał niespotykaną w świecie żużla oprawę. Zawody zaczęły się od prezentacji króla... Grega Hancocka, który triumfował przed rokiem. Amerykanin - ubrany w płaszcz królewski i wyposażony w insygnia królewskie - dostojnie przywitał zgromadzoną publiczność i usiadł na tronie, czekając na pozostałych zawodników. Pozostała piętnastka przemaszerowała przez stadion w towarzystwie wojów.
W trakcie uroczystej prezentacji, gospodarze wręczyli Hancockowi wielki tort z okazji zbliżających się jego 40-stych urodzin, które przypadają na 3 czerwca.
Przed rozpoczęciem rywalizacji sportowców organizatorzy - Towarzystwo Żużlowe Start Gniezno spełniło marzenie 14-letniego Adama, chorego na białaczkę, który wymarzył sobie "wypasiony rower górski". To efekt już ponad rocznej współpracy z Fundacją Mam Marzenie. Warto nadmienić, że podczas drugiej edycji Turnieju Chrobrego gnieźnianie spełnili marzenie 12-letniego wtedy Patryka.
Czas w przerwach między biegami wypełniały rozmowy Tomasza Lorka z głównymi bohaterami dnia - zawodnikami. Ci chwalili organizatorów za pomysł i doskonałe przygotowanie toru. Andreas Jonsson mówił, że gnieźnieńska nawierzchnia niczym nie ustępuje tej, na której ścigają się w Grand Prix. Rune Holta dodał, że sprzyja ona walce na całej szerokości. Zdecydowanie najlepiej czuł się jednak na niej Tomasz Gollob, który mimo słabszych startów, z łatwością wyprzedzał rywali na dystansie. Publiczność rozczarowana jego występem przed rokiem, kiedy był dopiero piętnasty, tym razem na stojąco obserwowała biegi z jego udziałem.
Podczas wyścigu finałowego nikt nie siedział, bowiem zmierzyła się czwórka zdecydowanie najlepszych tego dnia żużlowców. Tym razem jednak to Gollob był najszybszy na starcie i popędził do przodu. Walka trwała o dwa pozostałe miejsca na podium. Początkowo drugi był Hancock, ale szybko poradził sobie z nim Holta. Później Amerykanina wyprzedził jeszcze Nicki Pedersen. Prawie 10 tys. tłum bił brawo wszystkim zawodnikom.
Po zakończeniu rywalizacji nastąpiło uroczyste wręczenie nagród. Gollob został nowym królem gnieźnieńskiego żużla, za co otrzymał insygnia królewskie. Na płaszczu królewskim wkrótce wyhaftowane zostanie jego nazwisko, obok Rafała Dobruckiego i Hancocka, którzy wygrali dwie poprzednie edycje. Ponadto żużlowiec Caelum Stali Gorzów otrzymał na własność kopię Szczerbca, miecza koronacyjnego pierwszych królów Polski. Cała trójka otrzymała też tradycyjne puchary i kwiaty oraz inne upominki.
Kibice długo robili sobie pamiątkowe zdjęcia z zawodnikami, którzy przy tym rozdali setki autografów. Trzeba wspomnieć o wyjątkowej cierpliwości żużlowców, co nie zdarza się często. Najwięcej czasu dla "łowców autografów" miał Hancock, który był dla nich dostępny jeszcze grubo ponad godzinę od czasu koronacji Golloba.