Mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy. Tę zasadę najwyraźniej wyznaje Nicki Pedersen. Duńczyk w pierwszym starcie był bardzo wolny i nie zdobył punktu. Później jednak zebrał się na tyle, że zdołał nie tylko awansować do półfinału, ale nawet stanął na podium. - Początek był kiepski w moim wykonaniu. W ogóle ten cały sezon nie jest taki jak planowałem. To nie jest jeszcze ten Nicki sprzed dwóch czy trzech lat. Cały czas pracuję, by ponownie być najlepszym na świecie. Sezon na szczęście jest jeszcze bardzo długi i wiele punktów do zdobycia. Powoli pnę się w górę klasyfikacji - podsumował swój występ w Pradze Duńczyk.
Mało brakowało, a Nickiemu Pedersenowi plany pokrzyżowałoby wykluczenie za dotknięcie taśmy w wyścigu 13. - To faktycznie był pechowy wyścig. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio zostałem wykluczony za coś podobnego. Sędzia przytrzymał nas bardzo długo na starcie. Któryś z rywali się poruszył, ale to ja nie wytrzymałem i wjechałem w taśmę. Byłem na siebie bardzo zły. Wiedziałem, że być może w ten sposób straciłem kluczowe punkty - dodał Pedersen.
Duńczyk w 20 wyścigu wystartował więc z przysłowiowym "nożem na gardle". Tylko zwycięstwo dawało mu awans do półfinału. - Nieraz radziłem sobie z taką presją. Wiedziałem, że muszę wygrać i dokonałem tego. Cieszę się z tego wyniku, choć tak jak wspomniałem wcześniej, punktów mogłem zdobyć nieco więcej. Wierzę jednak, że w kolejnych rundach moja forma pójdzie w górę - zakończył drugi żużlowiec Grand Prix Czech.