Patryk Pawlaszczyk zdał licencję żużlową w 2004 jako zawodnik RKM-u Rybnik. Miał wielki potencjał, co potwierdzają wyniki Brązowego Kasku w sezonie 2005. 17-letni wówczas zawodnik pogodził faworytów do zwycięstwa i zajął z dorobkiem 14 punktów zajął na torze w Zielonej Górze pierwsze miejsce.
Co ciekawe, Pawlaszczyk został wtedy czwartym i ostatnim rybniczaninem, który wywalczył zwycięstwo w Brązowym Kasku.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Janowski: Nie spodziewałem się takiego piekła
W sezonach poprzedzających triumf zawodnika RKM-u po Brązowy Kask sięgali Janusz Kołodziej oraz Adrian Miedziński, czyli zawodnicy, którzy jako seniorzy byli powołani do reprezentacji Polski na Drużynowy Puchar Świata i potrafili wygrywać zawody z cyklu Grand Prix.
Takie sukcesy nie były pisane Pawlaszczykowi. Wpływ na to mogła mieć m.in. sytuacja jego klubu. Wówczas rybniczanie nie potrafi na dłużej zagrzać miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tym samym utalentowany jeździec nie mógł ścigać się przeciwko najlepszym zawodnikom.
W 2007 roku po raz drugi w karierze stanął na podium Brązowego Kasku, lecz tym razem zajął trzecią lokatę. W kolejnym sezonie na pierwszoligowych torach osiągnął średnią 1,808 pkt/bieg, po czym zdecydował się na zmianę klubu.
Trafił do Ostrowa, gdzie jego statystyki mocno się pogorszyły. W swoim ostatnim roku jako junior zdobywał tylko 0,679 pkt/bieg.
Doszło do tego, że musiał zejść do najniższej klasy rozgrywkowej, gdzie znalazł zatrudnienie w Krakowie. W tamtejszej Wandzie spędził dwa lata i choć pod względem wyników tragedii nie było, to mocno cierpiał w kwestiach finansowych. Niezwykle wymowna była jego wypowiedź z 2011 roku.
- Powiem szczerze, że nie mam zapłacone nawet za jeden mecz w tym sezonie, a pierwsze spotkanie odbyło się w kwietniu. Mówię Panu szczerze i prezes Paweł Sadzikowski może potwierdzić, że taka jest sytuacja. Powiem więcej - w dalszym ciągu nie mam w całości spłaconego przygotowania do tego sezonu - tłumaczył Pawlaszczyk w rozmowie z Dziennikiem Polskim.
Już wtedy poważnie zastanawiał się nad tym, by zakończyć karierę, bo żużel przestał sprawiać mu przyjemność - Wszystkie opcje wchodzą w grę - podkreślał.
Przed sezonem 2012 zgłosili się do niego działacze z Rybnika. Chcieli, by wrócił do klubu. Wierzyli, że takimi działaniami ściągną na trybuny więcej kibiców, bo często podkreślano, że wychowankowie sprawiają, iż ludzie chcą przychodzić na stadion.
Pawlaszczyk rzeczywiście wrócił do macierzy, ale w barwach drugoligowego ROW-u odjechał zaledwie trzy spotkania.
To były ostatnie mecze w jego karierze. W 2013 roku podpisał kontrakt warszawski z Ostrovią, ale do składu się nie załapał. Wtedy zdecydował się też na oficjalne pożegnanie z żużlem.
Różne rzeczy sprawiły, że Pawlaszczyk nie osiągnął wielkich sukcesów jako senior. Nie chodziło tylko o niestabilność finansową klubów, ale przede wszystkim o kwestie zdrowotne. Rybniczanin miał kilka poważnych kontuzji w swojej karierze. Choćby dwukrotnie doznawał urazu kręgosłupa. To wszystko złożyło się na to, że już w wieku 25 lat powiedział "stop".