Andrzej Wyglenda to prawdziwa ikona czarnego sportu. Przez całą karierę był zawodnikiem ROW-u Rybnik, z którym dziewięć razy sięgnął po drużynowe mistrzostwo Polski. Czterokrotnie zostawał indywidualnym mistrzem kraju. Wielokrotnie był liderem reprezentacji Polski.
Zdobył trzy złote medale Drużynowych Mistrzostw Świata. W 1971 wspólnie z Jerzym Szczakielem wywalczył mistrzostwo świata par. To tylko część jego sukcesów. W rozmowie z WP SportoweFakty przyznaje, że z niepokojem spogląda na obecny stan polskiego żużla.
Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty: Jak pan oceni skład Innpro ROW-u Rybnik w sezonie 2025?
Andrzej Wyglenda, wieloletni zawodnik ROW-u: Nie chciałbym o tym dużo mówić. Nie jestem już tak blisko rybnickiego klubu, jak dawniej. Powiem natomiast o innych ważnych rzeczach.
Zamieniam się w słuch.
Strasznie nie podoba mi się to, jak wielu zagranicznych zawodników jest w polskich drużynach, w tym również w Rybniku. Ogółem mam wrażenie, że polski żużel idzie drogą donikąd. Ta dyscyplina za pięć lat u nas będzie na dnie. Będziemy mieli bardzo mało naszych żużlowców na wysokim poziomie. W tym wszystkim denerwuje mnie głównie postawa Głównej Komisji Sportu Żużlowego.
Dlaczego?
Uważam, że GKSŻ wymyśla przepisy, które niszczą polski żużel od środka. Często są zmieniane jakieś regulaminy. Mam też wrażenie, że kluby są narażane na dodatkowe koszty, a ogólna sytuacja wygląda źle. Czasami się zastanawiam, skąd działacze klubów mają brać pieniądze na pewne wymogi infrastrukturalne. Nie jest dobrze pod kątem finansowym. Wystarczy tylko spojrzeć, jak najniższa klasa rozgrywkowa trzęsie się w posadach.
Rzeczywiście sytuacja w kilku klubach w Polsce jest zła.
Dokładnie tak, a nie chcę myśleć, co będzie za pięć lat. Nie wiem, kto będzie miał jeździć w Polsce. Nie zamierzam też nikomu ubliżać, ale moim zdaniem żużlem w naszym kraju zarządzają nieodpowiedni ludzie z naciskiem właśnie na posady w GKSŻ.
W sezonie 2025 z różnych względów będziemy mieli tylko dwóch polskich zawodników w cyklu Grand Prix. To też nie brzmi dobrze.
Trudno mi to nawet skomentować.
Jeszcze kilka lat temu pomagał pan w szkoleniu juniorów w Rybniku. Jak to wygląda obecnie?
Rzeczywiście tak było. Teraz jednak jestem już w zbyt poważnym wieku, by to robić. Nie oznacza to jednak, że nie mogę czegoś podpowiedzieć. Antoni Skupień będzie teraz pracował z juniorami i gdyby potrzebował jakichś wskazówek z mojej strony, to jestem do jego dyspozycji. Rozmawialiśmy o tym zresztą pod koniec ubiegłego roku.
Skoro jesteśmy przy temacie młodzieży, to tacy zawodnicy jak Paweł Trześniewski i Kacper Tkocz będą pana zdaniem solidnie punktować w PGE Ekstralidze?
Nie wydaje mi się, by tak się działo. Z całym szacunkiem do nich, ale to nie jest ten poziom. Mogą mieć oczywiście dobre mecze, ale przeważnie szału nie będzie.
Zagląda pan jeszcze na rybnicki stadion podczas meczów ligowych?
W teorii nie mam takiej potrzeby, ale mam kolegę, który od czasu do czasu zabiera mnie na stadion i spędzamy tam wspólnie czas.
Ostatni raz ROW wywalczył mistrzostwo Polski 53 lata temu i to jeszcze z panem w składzie. Chyba nikt by nie pomyślał, że tak długo klub nie zdobędzie kolejnego tytułu.
Trudno to w odpowiedni sposób skomentować. Od 1972 roku w żużlu zmieniło się bardzo dużo. Już pod koniec mojej kariery nie mieliśmy tak mocnej drużyny, jak wcześniej. A później losy potoczyły się tak, a nie inaczej i ROW często nie był nawet w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wiele lat temu o sile drużyn mistrzowskich stanowili wychowankowie, ale już od dłuższego czasu jest zupełnie inaczej.
Wiem, że mocno pan się martwi o żużel w Polsce, ale wciąż kocha pan tę dyscyplinę?
Mam już swoje lata, ale jak za młodu weźmie się tę przysłowiową żużlową strzykawkę, to ona już później obowiązuje przez całe życie.
Rozmawiał Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty
ZOBACZ WIDEO: Ogromne zarobki Thomsena. Tak zareagował na tę kwotę Pedersen