Żużel. Nicolai Klindt zachwycił jazdą parą. Zdradził, co jest wtedy najważniejsze

Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu: Klindt i Tonder przed Seifertem-Salkiem
Tomasz Rosochacki / Na zdjęciu: Klindt i Tonder przed Seifertem-Salkiem

Bez Nicolaia Klindta, mecz Energi Wybrzeża Gdańsk z Cellfast Wilkami Krosno byłby dużo mniej ekscytujący. Duńczyk nie tylko przez długi czas jechał na komplet punktów, ale też świetnie czuł się jako ten, kto mocno pomaga koledze na torze.

Zawodnicy Energi Wybrzeża Gdańsk bardzo słabo weszli w mecz. Później nie starczyło im już czasu na odrobienie strat. - Bardzo łatwo jest mi zauważyć co było nie tak na początku meczu - startowaliśmy zbyt wolno. Uważam, że nie byliśmy słabszym zespołem i myślę, że to my jesteśmy lepsi od krośnian. Po dwóch biegach mieliśmy osiem punktów straty, następnie słabo zaczął Krzysztof Kasprzak, a przegraliśmy czterema punktami. Jak Krzysztof Kasprzak jechał z najtrudniejszego trzeciego pola w swoich ostatnich dwóch wyścigach, to i tak wygrywał w świetnym stylu. Dobry mecz odjechali Mateusz Tonder oraz Tom Brennan i patrzę z optymizmem w przyszłość - powiedział Nicolai Klindt.

Kapitan gdańskiego zespołu dwukrotnie wygrywał podwójnie wraz z Mateuszem Tonderem. - Może to znak, że mnie potrzebuje by zdobywać punkty - zaśmiał się kapitan Energi Wybrzeża. - To prawda, jechaliśmy dwa razy parą i myślę, że dobrze się rozumieliśmy w tych wyścigach. Ja raz popełniłem błąd, bo za szybko wszedłem w łuk, ale na szczęście Mateusz w porę się zorientował. Poza tym wszystko było perfekcyjnie. Myślę, że Mateusz może być kluczową postacią w naszym zespole w tym sezonie - ocenił Klindt.

- Dla mnie jazda w parze jest czymś bardzo fajnym. Po prostu trzeba rozumieć się nawzajem. Gdy jadę w parze nie obchodzi mnie czy dojadę pierwszy czy drugi, kluczem jest zwycięstwo 5:1. Ja i Mateusz Tonder pojechaliśmy dobrze. Teraz mamy czas na dogranie się, spokojne treningi i będzie to wyglądało jeszcze lepiej - opisał sytuację żużlowiec zespołu z Gdańska po meczu z Cellfast Wilkami.

W 15. biegu od startu gdańszczanie prowadzili 5:1. Na drugim łuku Klindt, który do tej pory stracił tylko jeden punkt w pięciu biegach spadł na ostatnie miejsce. - Było tam trochę niezrozumienia pomiędzy mną, a Krzysztofem Kasprzakiem, bo wcześniej umawialiśmy się jak miała wyglądać nasza jazda w parze. Niestety wszedł nieco za mocno w łuk i mnie to zaskoczyło. Ja wypadłem z optymalnej linii jazdy i spadłem od razu dwie pozycje niżej. Początkowo widziałem tylko Krakowiaka i myślałem, że łatwo go minę, ale później dostrzegłem jadącego przede mną Milika. To była bardzo pechowa sytuacja - wyjaśnił Duńczyk.

ZOBACZ WIDEO: Tai Woffinden przez ponad 10 lat nie odzyskał pełnej sprawności. Teraz to się udało

W Gdańsku jeszcze tydzień przed meczem ligowym odwołano zawody przez to, że woda wybiła się na pierwszym łuku. Podczas meczu w Gdańsku już dwa biegi po polewaniu toru mocno się kurzyło. - Jak da się za dużo wody na tor, to jest on śliski jak mydło, więc też tak się nie da jeździć. Przyznam, że obudziłem się w niedzielę przez deszcz w środku nocy i bałem się o to, że będzie za dużo wody, ale jej tyle nie było. Tor miał podobną nawierzchnię jak rok temu na inaugurację. W kolejnych meczach wraz z lepszą aurą przygotowanie toru będzie łatwiejsze - podsumował Nicolai Klindt.

Czytaj także:
Ostatni bieg zadecydował
Milik o kluczu do wygranej w Gdańsku

Komentarze (0)